Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odwołają prezydent Łodzi w referendum? Atmosfery rewolucji w Łodzi nie czuć. Trwa zbieranie podpisów ws. odwołania prezydent Zdanowskiej

Marcin Darda
Marcin Darda
Do zakończenia akcji zbierania podpisów pod referendum o odwołanie prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej (PO) zostało niespełna dwa tygodnie. Jak dotychczas kampania referendalna nie różni się zbytnio od trzech poprzednich w ostatnich jedenastu latach. Nieco przypomina brutalną, uliczną bójkę.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
Do zakończenia akcji zbierania podpisów pod referendum o odwołanie prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej (PO) zostało niespełna dwa tygodnie. Jak dotychczas kampania referendalna nie różni się zbytnio od trzech poprzednich w ostatnich jedenastu latach. Nieco przypomina brutalną, uliczną bójkę.CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>
Do zakończenia akcji zbierania podpisów pod referendum o odwołanie prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej (PO) zostało niespełna dwa tygodnie. Jak dotychczas kampania referendalna nie różni się zbytnio od trzech poprzednich w ostatnich jedenastu latach. Nieco przypomina brutalną, uliczną bójkę.

Są jednak różnice. Referendarzy nie widać na ulicach tak powszechnie, jak to było podczas akcji w 2010 r., kiedy SLD zbierało podpisy pod odwołanie prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, a na rynkach i Piotrkowskiej stały stoliki z parasolami, a momentami stały do nich kolejki. Albo gdy zbiórkę podpisów w 2012 r., pierwszą o odwołanie Zdanowskiej, organizował Wojciech Bednarek. Obie te akcje tworzyły jakąś atmosferę, w pierwszym przypadku łódzkiej lewicy udało się wykreować atmosferę zmiany, do której przecież w końcu doszło. W drugim dało się czuć aurę heppenigu i anarchii, ale to przykuwało uwagę łodzian. Bednarek obwieszony napisami o obywatelskiej zbiórce podpisów, czasem stukający w bębenek i nawołujący przechodniów do składania podpisów to był widok nieco odlotowy, ale budzący ciekawość, choć referendum padło z zupełnie innych przyczyn. Agnieszka Wojciechowska Van Heukelom, pełnomocnik komitetu referendalnego powiada, że w żaden sposób nie da się porównać tej jedynej skutecznej jak dotąd akcji, czyli odwołania Kropiwnickiego, do tego co robi ona i ludzie zaangażowani w referendum dziś. Do referendum w 2010 r. doprowadziły struktury partyjne SLD, wtedy formacji jak na Łódź sporej i dobrze zorganizowanej. Teraz jest raczej pospolite ruszenie.

REFERENDARZE PO SĄSIEDZKU Z... PLATFORMĄ

Komitet ma wynajęte dwa punkty zbierania i odbioru podpisów, ale akurat w głębi bram, w których biura ma... poseł PO Cezary Grabarczyk i zarząd regionu łódzkiego PO, co – jak przyznaje Wojciechowska Van Heukelom – czasem budzi dystans chętnych do składania podpisów w obawie, że to jakaś „ściema”. Z drugiej strony akcja przeniosła się w części do internetu. Ludzie sami drukują sobie listy, potem zbierają podpisy, a gotowe formularze rozsyłają innym. Niby naturalne, ale czy efektywne, dowiemy się dopiero na koniec akcji, bo taka forma gromadzenia podpisów oznacza brak pełnej kontroli nad ich zliczaniem na bieżąco. W każdym razie jakiegoś szczególnego klimatu nadchodzącej w Łodzi rewolucji nie czuć. Sam Bednarek z kolei realizuje się dziś jako pisarz doniesień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstw przez prezydent i jej ludzi. Najciekawszym jednak pismem jest wniosek do wojewody łódzkiego Tobiasza Bocheńskiego o wyegzekwowanie 130 tys. zł, które prezydent otrzymała jako wynagrodzenie za pracę od jesieni 2018 r. przez rok do zatarcia jej wyroku 20 tys. zł grzywny za poświadczenie nieprawdy. Wniosek ten jest o tyle paradoksalny, że obecny wojewoda jest następcą Zbigniewa Raua, dziś szefa MSZ w rządzie PiS, który jako wojewoda po prawomocnym skazaniu Zdanowskiej zapowiedział, że w przypadku jej zwycięstwa, które jest „zdarzeniem przyszłym i niepewnym”, wygasi jej mandat prezydenta. Zdanowska wygrała z 70 proc. poparcia, a wojewoda Rau nie kiwnął palcem w sprawie jej mandatu prezydenta. Ale to w zasadzie Rau powinien być adresatem pretensji Bednarka.

"ZDANOWSKA ZAKŁADNIKIEM UKŁADU"

Wojciechowska Van Heukelom z kolei tłumaczy, że akcja referendalna nie jest wymierzona personalnie w Zdanowską, a w stanowisko prezydenta, który jest zakładnikiem układu działającego na szkodę Łodzi, a przy tym nieźle na tym zarabiającego. Wyciągnęła rozliczenie kampanii komitetu Hanny Zdanowskiej z ostatnich wyborach samorządowych, w którym stoi, że spore sumy na kampanię Zdanowskiej wyłożyli prezesi spółek miejskich, których de facto poprzez rekomendowanie ich nazwisk radom nadzorczym zatrudnia sama prezydent. Sugestia była taka, że po prostu zapłacili, by utrzymać stanowiska w następnej kadencji. Zdziwieni byli nawet w PiS, bo choć te wpłaty mogą są wątpliwe moralnie, być dowodem na istnienie układu, to wszystko jest legalne, o ile nie przekroczy się progu wpłat, tym bardziej, że Państwowa Komisja Wyborcza rozliczenie zatwierdziła. Na tym jednak nie koniec, bo 300 tys. komitet Hanny Zdanowskiej przelał na konto agencji PR zajmującej się prowadzeniem kampanii, a jednym z jej udziałowców był Tomasz Piotrowski, najbliższy współpracownik Zdanowskiej. Wtedy, W 2018 r. Piotrowski był szefem departamentu prezydenta w Urzędzie Miasta Łodzi, dziś jest prezesem Łódzkiej Spółki Infrastrukturalnej, z pensją najwyższą wśród prezesów – około 35 tys. zł. miesięcznie. Tyle tylko, że o to gdzie te pieniądze trafiły, pretensje mogliby mieć tylko wpłacający na kampanię Zdanowskiej, bo złamania prawa w tym nie było. Agnieszka Wojciechowska Van Heukelom złożyła jednak zawiadomienie do CBA. Jej wątpliwości obudził fakt, że Zdanowska nie zdymisjonowała Piotrowskiego, a powinna, bo jako urzędnik podejmujący decyzje w imieniu prezydenta, nie miał prawa być udziałowcem prywatnej spółki. Rzeczywistość jest trochę inna. Mógł mieć 10 proc. udziałów i tyle miał, a wylecieć powinien tylko w sytuacji, gdyby zarządzał działalnością spółki. W każdym razie, co z tym zrobi CBA, póki co nie wiadomo.

KTO STOI ZA TĄ HUCPĄ?

Inne tematy – wyprzedaż miejskich nieruchomości z wysokimi bonifikatami w sytuacji gdy nabywcami są członkowie PO, albo ten z opłacaniem swoich radnych przez prezydent w Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, co Dziennik Łódzki opisał jako pierwszy – były celne, lub nie. Ostatnia konferencja dotyczyła choćby tego, że z „zaprzyjaźnionego źródła w otoczeniu prezydent” komitet referendalny wie, iż Zdanowska jest szantażowana przez własne otoczenie i dlatego w grudniu zrezygnuje ze stanowiska prezydent, stąd komitet apeluje, by uczyniła to już teraz. Tyle tylko, że jeśli źródło jest choć w takim samym stopniu pewne, jak zaprzyjaźnione, to po co się męczyć ze zbieraniem podpisów, skoro wystarczy poczekać do grudnia? Przecież w sytuacji rezygnacji prezydenta to premier z PiS nominuje komisarza, a ten ucina łódzki układ wskazywany przez komitet. Wyszło mało poważnie i niespójnie, tak, że nawet otoczenie prezydent zdawało się być autentycznie zadziwione.

Machina propagandowa prezydent Łodzi zazwyczaj w odpowiedziach na konferencje Wojciechowskiej Van Heukelom odpowiada, iż puszcza w eter kłamstwa i tak wygląda ta wymiana ciosów, trochę jak w ulicznej bójce, co zresztą żadną nowością w łódzkich kampaniach referendalnych niej jest. Z kolei polityczne zaplecze prezydent Łodzi ofensywnie przeciw referendarzom wyszło tylko raz co i tak było o tyle zaskakujące, iż niektórzy mogli wyciągnąć wnioski, że prezydent jest akcją referendalną przestraszona. Radni Antonina Majchrzak, Tomasz Kacprzak i szef Rady Miejskiej Marcin Gołaszewski (wszyscy z Koalicji Obywatelskiej) ujawnili długi za wynajem lokali wobec miasta stowarzyszenia którym kieruje Wojciechowska Van Heukelom, Bednarek jako osoba fizyczna, a także jeszcze jeden członek grupy inicjującej referendum. Przekaz był prosty: organizują referendum, bo chcą załatwić własne interesy. Też nie wyszło najlepiej, bo niebawem relację na stronie UMŁ trzeba było korygować, a grafikę z wizerunkiem Wojciechowskiej i Bednarka podpisanych „kto stoi za tą hucpą”, usunąć. Bednarek jak i Wojciechowska twierdzą, że długów nie mają. Bednarek złożył zawiadomienie do Urzędu Ochrony Danych Osobowych, a Wojciechowska do prokuratury.

ILE PODPISÓW JEST POTRZEBNE?

By referendum doszło do skutku, organizatorzy muszą złożyć u komisarza wyborczego 51,5 tys. podpisów najpóźniej 31 sierpnia. 51,5 tys. podpisów nie budzących żadnych wątpliwości, stąd referendarze muszą zapewnić sobie kilkutysięczny margines, na wypadek jakiejś ilości podpisów nieważnych, bo to zdarza się przy każdej zbiórce. Jeśli złożą konieczną ilość, a komisarz je zatwierdzi, referendum zostanie ogłoszone w ciągu pięćdziesięciu dni. Ale że jego wynik był wiążący, na głosowanie musi przyjść ponad 180 tys. ludzi, a by do odwołania prezydent doszło, ponad połowa z nich musi być za. Ostatnie informacje z komitetu referendalnego mówiły o zebraniu 42,5 tys. podpisów na dwa tygodnie przed końcem terminu, acz ostrożnie zaznaczono, że to dane szacunkowe.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki