Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogrodowski: Rewitalizacja miasta to nie tylko remont zabytkowych kamienic

Marcin Darda
Jarosław Ogrodowski
Jarosław Ogrodowski Grzegorz Gałasiński
Z Jarosławem Ogrodowskim, społecznym opiekunem zabytków Łodzi ze Stowarzyszenia Fabrykancka, o rewitalizacji Łodzi rozmawia Marcin Darda.

Stwierdził Pan niedawno, że duże pieniądze na rewitalizację centrum Łodzi to może być także problem. Dlaczego?
Mam po prostu wrażenie, że jest bardzo dużo pieniędzy, a niekoniecznie jest pomysł jak je dobrze wydać. Powtarzam: dobrze, a nie spektakularnie, bo to są dwie różne rzeczy. Jeśli mamy dużo pieniędzy, to może się pojawić nacisk na realizację dużych, spektakularnych projektów, które łatwo jest przeprowadzić, bo są pojedyncze, a mogą zniknąć gdzieś małe, które są potrzebne znacznie bardziej. Obawiam się, że to może się skumulować w kilku punktach, a nie w całym śródmieściu. A rewitalizacja jest potrzebna całemu śródmieściu.

Pan ma na myśli głębsze pojęcie rewitalizacji?
Żeby ona była rewitalizacją, a nie tylko remontem, to musi się zgrać z czynnikiem ludzkim, społecznym. Takim programem remontowym jest właśnie Mia100 Kamienic, ale władze miasta uczciwie mówią, że to właśnie program remontowy. Natomiast rewitalizacja przede wszystkim ma na celu poprawę bytu ludzi, którzy mieszkają w danym miejscu, a więc potrzebne są instrumenty, które im ten byt umożliwią po zmianach w tym miejscu. Jeśli remontujemy budynki, to wiemy, że
czynsze pójdą w górę, trzeba zatem je zamrozić na jakiś czas bądź podnosić stopniowo oraz dać ludziom możliwość dostosowania się do tego. Czyli przeszkolić w zakresie zdobywania pracy, czy zakładania spółdzielni socjalnych, tak by ich było stać na te czynsze, by nie czuli presji finansowej, która ich wyrzuci poza rewitalizowany obszar. To jest także praca nad tym, by ta społeczność była bardziej zorganizowana i bardziej zintegrowana. Oni muszą się włączyć w życie miasta, tak jak na Księżym Młynie, gdzie bardziej mamy do czynienia z rewitalizacją niż z remontami. Jeżeli są organizowane pchle targi i kiermasze, to tam się wystawiają mieszkańcy, a nie tylko artyści zajmujący pracownie. Chodzi o starania, by mieszkańcy brali udział w życiu dzielnicy. I tak powinno być robione całe centrum miasta, bo teraz, po remontach kamienic, część ludzi nie chce do nich wracać, a część na to nie stać.

A od strony ochrony zabytków i dziedzictwa, to czy w tych remontach, które przeprowadzono dotąd, jest coś, co pominięto, choć powinno być zrobione od razu?
Największym problemem Łodzi w tym kontekście jest to, że część zabytkowych budynków nie należy już do miasta, bo powstały tam wspólnoty mieszkaniowe. W związku z tym miasto nie może tego traktować jak swojej własności i bezpośrednio remontować. Takich wspólnot jest bardzo wiele, a nie ma jednego czytelnego programu wsparcia dla tych budynków i społeczności. Jest też tak, że w tych budynkach ludzie wykupywali mieszkania za niewielkie kwoty, typu kilka tysięcy złotych, zatem stać ich na bieżące utrzymanie budynku, ale już nie na generalny remont. Nawet jeśli miasto ma 30-40 procent własności, to jest zobligowane by słuchać głosu pozostałych właścicieli, a oni zazwyczaj na ten remont nie mają. Muszą być zatem określone mechanizmy działań w takich sytuacjach, ale trzeba również pomyśleć o zwiększeniu puli, którą miasto ma na remont zabytków, znajdujących się w rękach prywatnych. A teraz to nie są zbyt dużo pieniądze. Poza tym obawiam się jeszcze o jedno: w ramach projektów rewitalizacyjnych na przykład biuro architekta miasta przymierza się do otwierania kwartałów poprzez przepuszczanie przez nie uliczek czy pieszych pasaży, co jest bardzo dobrym pomysłem, bo jak wiemy łódzkie kwartały są duże, ale czasem ciężko dostępne. Ale boję się projektu lansowanego przez Marka Janiaka, który chce przepuścić uliczkę od Tuwima do Moniuszki przez środek zabytkowej fabryki. Tylko i wyłącznie dlatego, że mu się narysowała prosta kreska na mapie. Tymczasem taka ulica może się wić, nie musi być prosta, a przecież i tak trzeba będzie ją zwolnić, uspokoić. Jeśli będzie miała zakręty, a wylot byłby kilkadziesiąt metrów dalej, to kierowcy i tak musieliby zdjąć nogę z gazu.

Jakie mogą być konsekwencje "prostej kreski"? Wyburzenia?
Ulica miałaby przejść przez budynek fabryczny i architekt miasta chce przebić w tym budynku dziurę, coś na kształt dużego prześwitu bramowego do wysokości pierwszego piętra, co oznacza, że duża część budynku zostanie wyburzona, by droga przeszła dołem. Generalnie byłaby to dużo większa brama. Ale czy stać nas na to, by wydawać kilkadziesiąt milionów złotych, tylko po to, by architektowi prosta kreska się zgadzała?
Ale też jest tak, że urzędnicy planują setki budynków do wyburzeń, a Janiak uważa, że lepiej potencjalnemu inwestorowi zostawić ruinę, niż pusty plac, bo może on w jakiś sposób z niej skorzysta w nowym projekcie.
W tym momencie nie oceniam ogólnej działalności architekta miasta, tylko tę konkretną decyzję. Nie chcę się dać wpuścić w takie myślenie, że albo jestem za wszystkimi jego decyzjami, albo jestem przeciw wszystkim. Zgadzam się z przytoczonym przykładem, bo chociażby obowiązek zachowania fasady powinien być, choćby nawet budynek był w tak fatalnym stanie technicznym, że trzeba go wyburzyć. Ale potem inwestor może tę fasadę odnowić. Tak było choćby z Instytutem Europejskim, gdzie przecież kamienicę, dawną siedzibę Solidarności, w ten sposób odtworzono. Marek Janiak czasem ma niewłaściwe podejście, jak choćby pomysł z przesuwaniem pomnika Kościuszki czy niedobre wypowiedzi na temat zieleni miejskiej, której jest przeciwnikiem. Ma swoją wizję, a ja pewne jego decyzje mogę oceniać pozytywnie, a niektóre negatywnie. Akurat ten pomysł z przebijaniem się przez zabytkową fabrykę z mojego punktu widzenia jest negatywny.

Czy pańskim zdaniem jest w Łodzi przykład rewitalizacji przeprowadzonej w 100 procentach właściwie?
Cały problem polega na tym, że w całej Polsce nie ma przykładu rewitalizacji przeprowadzonej w 100 procentach zgodnie z założeniami. Są przykłady lepsze i gorsze, ale ja się powołam na przykład Księżego Młyna, gdzie ten program konsultowany był z mieszkańcami. Oni mieli wpływ na jego tworzenie, a wcześniej przygotowali założenia w ramach projektu "Nasz Księży Młyn". To jest także przykład dość często podnoszony w kontraście do warszawskiego osiedla Jazdów, które trawi rozgrywający się tam konflikt. To zamknięte osiedle w okolicy centrum stolicy, podobnie jak Księży Młyn, tyle że tam burmistrz dzielnicy i władze miasta chcą wysiedlić wszystkich mieszkańców i zrobić to od nowa. Co do Księżego Młyna, też były takie plany, ale władze miasta otworzyły się na potrzeby mieszkańców, powołano też specjalnego urzędnika. Możemy się tym chwalić i sprzedawać jako know-how.

Pan sam kiedyś szacował ile pieniędzy potrzeba na doprowadzenie centrum do porządku?
Nie, ale zdaje się, że takie badania przeprowadziła Politechnika Łódzka i padła tam kwota kilku miliardów złotych. Przy czym nie było rozróżnienia na budynki, które posiada miasto, budynki prywatne i należące do wspólnot. Zatem ciężko jest powiedzieć, ile miasto potrzebuje, choć wiadomo, że jest to kwota liczona w miliardach, a nie milionach. Jest duża i realna szansa, by poprawić sytuację pamiętając, że część budynków w bardzo złym stanie technicznym to są oficyny, ewentualnie budynki znajdujące się głęboko w podwórkach, które spokojnie można usunąć i zastąpić czymś nowym bez żadnej szkody. Remont jest remontowi nierówny. Pałacyk na Narutowicza 1 szacowany był na kilka milionów złotych, a gdy weszły ekipy, okazało się, że są polichromie, które trzeba zdjąć, albo zdobienia, które trzeba zabezpieczyć. Okazało się, że potrzeba dwa razy więcej pieniędzy niż zakładano.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki