Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Gużynski: "katolickie" to nie "bezbłędne"

Matylda Witkowska
Ojciec Paweł Gużyński
Ojciec Paweł Gużyński Jakub Pokora
Z ojcem Pawłem Gużyńskim, nowym przeorem łódzkich dominikanów, rozmawia Matylda Witkowska.

Zmienił już ojciec służbowy adres mejlowy? Bo ten z ojca ksywką "Znaczek" przeorowi chyba nie przystoi...

Rzeczywiście będę mieć taki, jak wszyscy dominikańscy przeorzy w Polsce. Ale nie uważam, że stary jest niepoważny.

Tak naprawdę chciałabym się dowiedzieć, czy ojciec się teraz zmieni? Bo ma ojciec łatkę niepokornego ducha, który ciągle podpada komuś albo z lewa, albo z prawa. Na przykład posłowi Biedroniowi - mówiąc, że jest niereproduktywny...

Nie uważam tej wypowiedzi za szczególnie kontrowersyjną. Sprowokowała ją pani prof. Środa. Ale rzeczywiście, piastując urząd przeora, przestaję reprezentować tylko samego siebie. Zapewne wpłynie to także na moje wypowiedzi. Ale w sprawach, które uważam za słuszne i ważne, nie będę uprawiał asekuranckiej dyplomacji.

CZYTAJ WIĘCEJ:**Dominikanie mają nowego przeora**

A jak został ojciec przeorem?

W zakonie dominikańskim zawsze jest to demokratyczny wybór. Jest głosowanie, każdy na karteczkach pisze nazwisko kandydata. Przeorem zostaje ten, kto ma najwięcej głosów.

Taki wybór sprawia radość?

To jest przede wszystkim odpowiedzialność i z tej perspektywy należy na to patrzeć. Ale ma też aspekt radości. Jeżeli coś się udaje, to przynosi satysfakcję, a satysfakcja daje radość.

Ma już ojciec jakieś plany?

Mam pewne wyobrażenia o tym, w czym powinniśmy się tutaj w Łodzi realizować, powoli będę je urealniał. Urząd objąłem dopiero tydzień temu i na razie muszę się zastanowić, skonsultować moje pomysły. Myślę, że ludzie mają dość kiełbas wyborczych i pustych deklaracji. Wolę robić konkretne rzeczy i małymi krokami przekonywać ludzi do swoich pomysłów i osoby.

Nie myślał nigdy ojciec, że jak będę przeorem, to zrobię wreszcie z czymś porządek?

W takich kategoriach nie myślałem, choć parę rzeczy rzeczywiście wpadło mi w oko. Zarządziłem na przykład pranie kuchennych fartuchów i wymianę deski sedesowej na parterze, bo jest taka, że strach patrzeć, a to publiczne miejsce. Na razie reaguję na takie drobiazgi.

A w sprawach duszpasterskich? Myślał ojciec o jakichś akcjach?

Nie jestem zwolennikiem akcji typu masowego. W przestrzeni wiary nie są one szczególnie skuteczne. Raczej interesuje mnie praca u podstaw. Jestem zwolennikiem czegoś, co można by nazwać mistyką dnia codziennego.

Na czym ona polega?

Na tym, że z wielką wiernością, pieczołowitością i oddaniem robi się najprostsze, codzienne rzeczy, które do nas należą. Nie szuka się fajerwerków, nie ekscytuje gadżetami, powierzchownością.

A jakie są ojca pomysły na to, żeby ludzie w Łodzi religijnie się odnaleźli?

Na razie powiem o jednym. Chciałbym zainicjować grupę medytacji chrześcijańskiej.

Co to jest?

Jest to forma aktywności duchowej, modlitwy, polegająca na opanowaniu trzech elementów, takich jak milczenie, bezruch i uwaga. Służy to zaktywizowaniu głównego organu duchowego człowieka jakim jest umysł, swoiste oko duszy.

Brzmi trochę buddyjsko...

Ludzie tak to kojarzą, ale chrześcijanie praktykujący medytację od swych początków nie wzorowali się na buddyzmie. Medytacja jest fenomenem ogólnoludzkim, znanym w każdej religii mistycznej.

A co z tymi, którzy trzymają się z dala od Kościoła? Udział wiernych w niedzielnej mszy św. jest w Łodzi jednym z najniższych w kraju...

Do dalekich satelitów Kościoła kieruję na przykład moją pracę w mediach. To samo czynią inni dominikanie choćby przez internet. To są współczesne aeropagi, na których koniecznie trzeba się pojawiać. Po ostatnim występie w programie Tomasza Lisa wróciłem do klasztoru i odebrałem od widzów najróżniejszej treści mejle. Jedni mnie lżyli, uważając za kompletnego idiotę, inni dziękowali, a inni zaczęli myśleć. I dokładnie tak powinno być. Nie powinniśmy uciekać od ludzi, ale w najróżniejszych okolicznościach się z nimi spotykać.

A propos spotkań z ludźmi: księża zwykle nie garną się do mediów. Dlaczego?

Bierze się to z tego, że księża często mają fundamentalnie złe zdanie o mediach jako miejscach, gdzie manipuluje się informacją, nie sprzyja Kościołowi i go oczernia. To jest banda złoczyńców, więc się tam nie chodzi i nie rozmawia...

A ojciec dlaczego chodzi?

Bo tak nie uważam. Nawet jeśli spotykam dziennikarzy, którzy są ewidentnymi manipulatorami opinią publiczną, bo tacy oczywiście też się zdarzają, to staram się z nimi rozmawiać, reagować. Nie obrażam się na rzeczywistość. Nie uważam, że jedyną alternatywą dla nierzetelności dziennikarskiej jest pomysł tworzenia ściśle konfesyjnych np. katolickich mediów, które właśnie przez swoją katolickość mają stać się niepokalanie poczęte. Chrześcijanie tak jak wszyscy inni ludzie mediów również popełniają dziennikarskie nadużycia. Jeśli dodamy do nazwy telewizji "katolicka" nie sprawi to automatycznie, że ta telewizja stanie się bezbłędna, prawdomówna i porywająca. A odnoszę wrażenie, iż takie właśnie pojęcie mają o sobie na przykład media ojca Rydzyka.
Rozmawiała Matylda Witkowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki