Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Jan Kupis, czyli "Szaleniec Boży" w afrykańskim Togo (ZDJĘCIA)

Dariusz Piekarczyk
Ojciec Jan Kupis, czyli "Szaleniec Boży" w afrykańskim Togo
Ojciec Jan Kupis, czyli "Szaleniec Boży" w afrykańskim Togo Archiwum Jana Kupisa
O takich jak ojciec Jan Kupis ze Złoczewa święty papież Jan Paweł II powiedział, że to „Boży Szaleńcy”. Pracujący w Togo ojciec ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich jednak wykracza poza to określenie.Złoczewianin jest od 2006 roku proboszczem parafii Tchebebe w afrykańskim Togo. To parafia misyjna, powstała w roku 1996. Na terenie parafii mieszka około 30 tysięcy ludzi w ponad 20 wioskach, z czego jakieś 6 tysięcy to katolicy

- Prąd to mamy na misji gdzieś od pięciu lat. Jak sobie wcześniej radziliśmy? Różnie, lodówkę mieliśmy zasilaną gazem albo naftą. Dało się żyć. Zresztą nie tylko bez prądu da się żyć. Można także z jaszczurkami pod jednym dachem. One zresztą są przydatne, bo zżerają komary.
Ojciec Jan Kupis jest jednym z dwóch białych w okolicy. Na misji Tchebebe jest także od 2013 roku ojciec Marian Szatkowski. - Nie stanowimy już żadnej sensacji, bo nas znają - mówi misjonarz. - Co więcej, szanują nas, ale nie tylko jako zakonników, misjonarzy. Zawsze też pozdrawiają mówiąc „Szczęść Boże”. Dla nich biały kojarzy się z pieniędzmi: on coś przyniesie, wybuduje, zrobi coś dobrego. Myśmy w każdej z wiosek wybudowali kaplicę. I powiem panu jeszcze, jako ciekawostkę, że ostatnie kaplice buduje mi muzułmanin. To dlatego, że jestem zadowolony z jego pracy. Jest terminowy i solidny. Pyta pan jaka jest tutejsza wiara? Powiem tak: wielu jest ochrzczonych, ale mało praktykujących tak do końca. Tu ciągle ważną osobą jest czarownik, który pełni także rolę uzdrowiciela. To jest na zasadzie: „uda się to dobrze”. Szpital to już ostateczność; najczęściej jak jest za późno. Tu pokutuje przekonanie, że nic nie dzieje się bez powodu. Jeśli jest choroba, to zapewne dlatego, że sąsiadka, bądź inna mieszkanka wioski, rzuciła urok. Biorą wówczas kurę i idą do czarownika, a ten wskazuje osobę, która rzuciła urok. Ta może zostać wyrzucona z wioski, albo czarownik urządza ceremonię, podczas której ona odwołuje rzekomy urok.
Msze święte w parafii ojca Jana trwają nieraz i ze trzy godziny. Ale to dlatego, że tu się klaszcze, tańczy, śpiewa. Oni tak uwielbiają Boga. W ich wierze jest wiele radości. Wierzą, że Bóg będzie ich ochraniał, będzie ich opiekunem. Kiedy odwiedzamy wioski, aby odprawiać nabożeństwa goszczą nas. Robią wszystko, aby jak najlepiej się pokazać. Jest więc mięso z małych kurek, jak my nazywamy „wyścigówek”, ciasto kukurydziane, nawet wino palmowe. Czasem puszka sardynek, sos pomidorowy. Nie mają jednak poczucia czasu: jak się spóźnią, to nic wielkiego przecież się nie stanie. Kiedyś wpadłem więc na pomysł... Ogłosiłem, że msza święta w jednej z wiosek będzie o 9. 30, a miała być o 10. Oczywiście, że spóźnili się, ale nie miało to wtedy większego znaczenia.

Ostatnio ojciec Jan zakupił 23 rowery. Dlaczego? - Wszystkie przeznaczyłem dla katechistów - mówi. - Dla wielu z nich to pierwszy w życiu nowy rower. Katechiści są naszymi przedstawicielami w wioskach. Organizują nabożeństwa, pogrzeby, ale są także tłumaczami. W parafii mam bowiem dwa dialekty. Wykonują wielką pracę. Wcześniej przeszli odpowiednie przygotowania. Zresztą szkoleni są cały czas, raz lub dwa razy do roku.
Ostatnio parafia ojca Jana wybudowała trzy studnie. Jedną z nich sfinansowała parafia Miłosierdzia Bożego z Pabianic. Wierni zbierali makulaturę. Koszt wybudowania studni to od 1.500 do 2.000 euro.
Zainteresowani pomocą polskim misjonarzom w Tobo mogą pisać na adres: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki