Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Jerzy, czyli Szaleniec Pana Boga, w kraju babuszek, które przekazują „Boży śpiew”

Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk
Ojciec Jerzy Jagodziński, gdy tylko przyjedzie do rodzinnego Sieradza, zagląda do klasztoru Sióstr Urszulanek
Ojciec Jerzy Jagodziński, gdy tylko przyjedzie do rodzinnego Sieradza, zagląda do klasztoru Sióstr Urszulanek Dariusz Piekarczyk
Ojciec Jerzy Jagodziński, misjonarz werbista, od 21 lat pracuje w Rosji. Od około siedmiu lat jest w Gwardiejsku, który znajduje się w obwodzie kaliningradzkim.

Ojciec Jerzy Jagodziński, misjonarz werbista z Sieradza, kiedy mówi, czasem zawiesza głos i szuka właściwego słowa. Jeśli nie znajduje, pyta: jak to jest po polsku? To jednak nic dziwnego. Od 21 lat pracuje w Rosji. Poza granicami kraju jest od ponad 30 lat. Posługę misyjną zaczynał na Filipinach. Pracował też w Afryce, Kazachstanie. Wielki Polak, papież Jan Paweł II, o takich misjonarzach jak ojciec Jerzy mawiał, że to Szaleńcy Pana Boga. To prawda. Miałem kontakt z wieloma misjonarzami, ale o ojcu Jerzym mogę powiedzieć, że to misjonarz przez duże M, rozkochany w swoim posłannictwie.

Katolicka pustynia, czyli wielki lotniskowiec

Polska jest w obwodzie kaliningradzkim od 4 czerwca 1998 roku. Tego dnia obwód włączony został do Polskiej Prowincji Zgromadzenia Słowa Bożego. Natomiast 25 maja 2000 roku zawarto umowę, między administraturą apostolską europejskiej części Rosji w Moskwie a Zgromadzeniem Słowa Bożego, o powierzeniu zgromadzeniu parafii św. Józefa w Gwardiejsku. Za to w roku 2007 do obwodu kaliningradzkiego zawitał ojciec Jerzy Jagodziński, który pracą duszpasterską objął trzy rejony: gwardiejski, polesski i prawdinski. - To była kościelna pustynia, kiedy tam przyjechałem - wspomina ojciec Jerzy. - Od jesieni 1947 roku, kiedy wyjechali stamtąd ostatni Niemcy, nie było w obwodzie kalinin-gradzkim żadnej świątyni. Dosłownie żadnej, po prostu pustka. Taki wielki lotniskowiec bez Boga. Tam nawet nie było niedzieli. Przez 70 lat wybili ludziom z głów niedzielę. W tym dniu organizowali czyny społeczne, czyli tak zwane subotniki.

Parafia Znamieńsk - cud odrodzenia

Po przyjeździe do obwodu kaliningradzkiego ojciec Jerzy Jagodziński, zaprawiony w bojach na rosyjskiej ziemi, bo wcześniej odzyskiwał dla katolików kościoły w Moskwie, Tambowie, ruszył wraz z wiernymi do boju o dzyskanie budynku, w którym kiedyś była świątynia. Budynek, bez wieży, gdy porzuciła go szkoła, był miejscem spotkań wandali i bezdomnych. Katolikom, za nic w świecie, budynku nie chciano oddać, nawet po tym, jak Duma, czyli rosyjski parlament, zadecydowała, że obiekty sakralne należy zwracać. Jakoś dziwnie nie dotyczyło to budynku, który kiedyś był kościołem pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej. Budynek próbowano nawet sprzedać na aukcji za niebotyczną sumę ośmiu milionów rubli. Nic z tego jednak nie wyszło. Potem próbowano przekazać budowlę Cerkwi prawosławnej. - Myśmy jednak walczyli o swoje. Było aż 12 procesów sądowych - wszystkie przegrane - mówi ojciec Jerzy Jagodziński. - W Rosji jest jednak tak, że cuda potrafią zdziałać wybory - przekonuje ojciec Jerzy. Pewnego dnia jeden z kandydatów do rady miejskiej przejeżdżał obok zrujnowanej świątyni. Policzył, ile tam stoi samochodów, bo akurat było nabożeństwo. Przeliczył to na głosy i... stał się cud. Znamieńscy katolicy oficjalnie otrzymali w dzierżawę na 49 lat kościół wraz z cmentarzem. Ależ to była radość, tego nie da się opisać. W Polsce nie sposób tego pojąć. Po fali radości, kiedy emocje opadły, zaczęło się gorączkowe poszukiwanie pieniędzy na remont budynku i fachowych robotników. Parafianie też zakasali rękawy. Pracował, kto tylko mógł. Na subotniku frekwencja była 100 procent. I w końcu się udało. 24 listopada 2012 roku arcybiskup Paolo Pezzi, ordynariusz archidiecezji Matki Bożej w Moskwie, rekonsekrował kościół w Znamieńsku.

Mozaika narodowościowa w parafii

W rejonie Kaliningradu jest około 550 katolików. Mniej więcej po równo są to Litwini, Niemcy i Polacy. Większość tamtejszych Polaków pochodzi z Grodzieńszczyzny lub z Kazachstanu. - Najlepszym sposobem na szukanie katolików są pogrzeby - mówi duchowny. - Tak, pogrzeby, bo przecież na pogrzeb każdy przyjdzie. Na cmentarzu więc pytam ludzi, czy są ochrzczeni, czy katolik. Tacy Litwini to z reguły są ochrzczeni. Nawet w czasach największej sowietyzacji w miasteczku Kibartai, w dawnej republice litewskiej, wchodzącej w skład ZSRR, czynne były dwa kościoły. Litwini jeździli tam chrzcić dzieci. Polacy są z reguły ochrzczeni. Kiedyś przyszła do mnie kobieta, pokazała legitymację wojskową, oficera formacji rakietowych. I proszę sobie wyobrazić, że miała w książeczce wpisaną narodowość polską. - Ja Polka z Grodzieńszczyzny - powiedziała najczystszą polszczyzną. Jej jednostkę wojskową, stacjonującą w okolicach Kaliningradu, rozwiązano.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Urszulanki trafią do Polesska

Prawie rok temu katolicy w Polessku nad Zatoką Kurońską, a jest ich tam około 70, przestali się wreszcie tułać. Mają tam teraz swoją kaplicę, na pierwszym piętrze, Domu Świętego Oskara. - Pod koniec sierpnia przyjadą do nas dwie siostry urszulanki - cieszy się ojciec Jerzy. - Rzeczy sióstr już do Polesska dotarły. Zadaniem sióstr będzie praca z dziećmi i młodzieżą.

W Polessku są w tygodniu dwie msze święte - w środy i niedzielę. Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, to jesienią, nie tylko w Polessku, ale także Gwardiejsku i Znamieńsku, ruszyć mogą niedzielne szkoły języka polskiego. - Takie szkoły są potrzebne, choćby po to, że język polski jest konieczny przy staraniach o Kartę Polaka. Teraz, często gęsto, osoby o polskich korzeniach, wykładały się na egzaminach. Ale kto miał ich polskiego nauczyć, no kto?

Dwie nauczycielki ojciec Jerzy już ma. Ania, to córka oficera Armii Czerwonej, która choć polskich korzeni nie ma, znakomicie w naszym języku mówi. Nauczyła się podczas różnego rodzaju obozów wymian z młodzieżą polską. Z kolei Larysa, nawrócona została przez dzieci. Jej córka była już u pierwszej komunii, za dwa lata pójdzie jej brat. Obecnie Larysa to gorliwa katoliczka, jak tylko ma okazję, pielgrzymuje, choćby do Ziemi Świętej.

O katolikach z obwodu kaliningradzkiego ojciec Jerzy złego słowa nie powie. - Jak trzeba pomóc Kościołowi, to dadzą ostatnią kopiejkę. Teraz z kolei zbieramy pieniądze na remont organów. Na subotnikach, za każdym razem, frekwencja za to 100-procentowa. Chcecie zobaczyć, jak wygląda Kościół w obwodzie kaliningradzkim? Zapraszam czytelników „Dziennika Łódzkiego” do nas w odwiedziny. Przyjedźcie, ugościmy, pokażemy.

Misje to nie tylko duszpasterstwo

Problemem numer jeden większości rodzin w obwodzie kaliningradzkim jest alkoholizm. - Proszę sobie wyobrazić, że jedna z moich parafianek, Jadwiga, opowiadała, że alkoholizm męża doprowadził rodzinę do straszliwej nędzy - opowiada misjonarz. - Choć był kierowcą zawodowym, pił nieustannie, potrafił nocą wypić pięć, sześć butelek wódki. Jadwiga przeżyła z nim około 13 lat. W końcu odważyła się koszmar zakończyć. Złożyła donos na męża, że jeździ pod wpływem alkoholu. Zaraz potem został zatrzymany przez policję. Kiedy wyszedł, pił na umór przez dziewięć dni i nocy. W końcu wyjechał, z obawy, że pójdzie na przymusowe leczenie. Jadwiga odprowadziła go na dworzec, a kiedy pociąg odjechał, była najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Po kilku dniach zamówiła kontener, załadowała meble, lodówkę i telewizor i odesłała mężowi. Po to, żeby tu nie wrócił.

Werbiści próbują profesjonalnie pomagać alkoholikom. Z Gdańska przyjeżdża pani Antonina, działają dwie grupy AA. - Twardo za to trzyma ich Swietłana - mówi ojciec. - Jak trzeba, to i poszukuje dla nich pracy. To jednak trudna terapia. Choćby Igor, dwa lata się jakoś trzymał, wpadł jednak w dołek i znowu pić zaczął. I co, teraz terapię trzeba zaczynać od nowa. Trudno jest do nich dotrzeć. Ostatnio nawet jeden z nich mówi, że to ja powinienem martwić się jego pijaństwem, bo to mój problem.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Misjonarz z Sieradza w Rosji [ZDJĘCIA]

Bogdula - iskierka nadziei

- Dostałem wspaniały podarunek na ostatnie moje urodziny - mówi ojciec Jerzy. - Co to za prezent? Modlitwa Bogduli. Bogdula ma niecałe pięć lat z kawałkiem, a już potrafi płynnie czytać. Właśnie w moje urodziny Bogdula podszedł do głównego ołtarza, za pulpitem bowiem skryłby się cały, i bez cienia tremy przeczytał bezbłędnie wszystkie intencje. Przeczytał, to mało powiedziane, to była modlitwa. Bogdula bowiem modlić się potrafi i podczas mszy świętej wie, gdzie jest i po co tu przyszedł. To prababcia Bogduli, babuszka Jadwiga, tak go wyuczyła. Po ponad 20 latach mojej pracy w Rosji, wiem, że powrót do Pana Boga nie byłby możliwy, gdyby nie babuszki. Babuszki nigdy nie skapitulowabłym, nawet w czasie najczarniejszej nocy stalinowskiej. Ba, dziś mogę powiedzieć, że zwyciężyły. Tak właśnie, wyśmiewane przez komunistycznych oficjeli przez 80 lat, babuszki, często posiwiałe, z pomarszczonymi twarzami, okutane w chusty, chusteczki, przekazują „Boży śpiew” oraz rosyjską duszę kolejnym pokoleniom. Znam przypadki, że babuszki zbierały kogo mogły wokół cegły z wysadzonej w powietrze świątyni, a położonej na świątecznym stole i z pobożnością kłaniały się Bogu. To właśnie one, kiedy sowieckie kobiety budowały świetlaną przyszłość, stały na straży tego, co wieczne, nieprzemijające. To właśnie taka babuszka wychowała Bogdulę, który jest teraz taką iskierką chrześcijaństwa w Rosji. Tylko co będzie, jak babuszek zabraknie?

MATURA 2016|MATURA 2016 w Łodzi. Jako pierwszy - pisemny polski [ZDJĘCIA]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki