Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olgierd Annusewicz: Prezydent Warszawy na szóstym biegu przed referendum [WYWIAD]

rozm. Piotr Brzózka
Olgierd Annusewicz
Olgierd Annusewicz fot. Wojciech Gadomski/polskapresse
Tym, co wyróżnia Hannę Gronkiewicz-Waltz i tym, co przemawia trochę na jej korzyść, to fakt że zaczęła coś robić. W Łodzi i Częstochowie prezydenci zignorowali kompletnie inicjatywy referendalne - mówi dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ma Pan jakieś przeczucia co do wyników, a właściwie co do frekwencji podczas niedzielnego referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz? Sondaże niczego nie przesądzają.

Rzeczywiście, ze względu na strategię, którą przyjęła Platforma Obywatelska, decydującym wynikiem referendum będzie sama frekwencja, a nie liczba głosów na tak i na nie. Gdybym miał obstawiać, to postawiłbym na to, że wymaganej frekwencji nie będzie. Sądzę, że będzie ona tuż poniżej progu, którego przekroczenie decyduje o ważności referendum. Będzie może 27-28 procent, a potrzebne jest 29 proc. Sam wynik referendum nie ma tu znaczenia, wiadomo z góry, że większość tych, którzy pójdą na referendum, zagłosują za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pozostaje tylko pytanie o to, jaki będzie wynik "głosowania nogami". Ostatnio w sondażu 36 procent mówiło, że weźmie udział w referendum. Ale z tego 27 proc. deklaruje, że zrobi to na pewno, a 9 proc rozważa udział. Obie te wartości należy jeszcze pomniejszyć, bo ludzie na ogół częściej deklarują, że pójdą na wybory lub referendum, niż robią to w rzeczywistości. Bo trochę wstyd się przyznać ankieterowi: nie, nie pójdę.

Głosowanie nogami przerabialiśmy w Łodzi. Mieszkańcy wydeptali prezydentowi Jerzemu Kropiwnickiemu wyprowadzkę z magistratu. Frekwencja niewiele przekroczyła próg, ale jednak przekroczyła.

Zawsze pokazuję przykład Łodzi, gdy ktoś mnie pyta, czy Platform wybrała dobrą strategię, polegającą na zniechęcaniu do uczestniczenia w referendum, zachęcaniu zwolenników prezydent do pozostania w domach, tak by nie było wymaganej frekwencji i referendum było nieważne. Kiedy referenda odbywały się w dużych miastach - w Łodzi i w Częstochowie - i ich prezydenci przyjęli właśnie taką strategię, to obaj przegrali.

Naprawdę uważa Pan, że Kropiwnicki przyjmując odwrotną strategię, wygrałby referendum? Znam chyba tylko jednego prezydenta, który zdołał się obronić w ważnym referendum - to Karnowski w Sopocie.

Ale dlaczego Karnowski się obronił? Dlatego, że skutecznie zmobilizował ludzi do tego, żeby poszli do urn i go obronili. Jego komunikat w przedreferendalnej kampanii był taki: słuchajcie, jestem niewinny, tylko wy możecie mnie uratować. I mieszkańcy Sopotu poszli na referendum uratować Karnowskiego. Większość prezydentów i burmistrzów, których próbuje się odwołać, przyjmuje jednak strategię na leniwego wyborcę. Tym, co różni od nich Hannę Gronkiewicz-Waltz i tym, co przemawia trochę na jej korzyść, to fakt że zaczęła coś robić. W Łodzi i Częstochowie prezydenci zignorowali kompletnie inicjatywy referendalne, nie włączyli też szóstego biegu, jeżeli chodzi o działania w swoich miastach i aktywną politykę komunikacyjną. Ograniczyli się do nawoływania do zwolenników, aby nie wzięli udziału w referendum. Prezydent Warszawy włączyła ten szósty bieg, choć moim zdaniem przesadziła z ilością kiełbasy wyborczej. Ale dobrze, że oprócz gry na obniżenie frekwencji, wzięła się do roboty. To może przemawiać na jej korzyść w niedzielę. Warszawiacy będą zadowoleni, że jest referendum, które ją do tego zmobilizowało, ale pozostawią ją na stanowisku, nie idąc tak licznie na głosowanie.

A czy prezydent Warszawy nie obraża inteligencji mieszkańców, zarzucając ich dobrodziejstwami na kilka dni przed referendum? To skłania do refleksji, że wszystkich rządzących należałoby dla higieny raz na rok poddawać referendalnej ocenie.

Faktycznie, trochę to obraża inteligencję warszawiaków - to dobre sformułowanie. Hanna Gronkiewicz-Waltz tłumaczy, że cały czas pracuje ciężko, tylko dotąd nie potrafiła zadbać o skuteczne zakomunikowanie mieszkańcom tego, co robi. To jest tłumaczenie u doświadczonego polityka mało poważne, obrażającym trochę inteligencję odbiorcy, nie mniej jednak prezydent musi się jakoś znaleźć w tej sytuacji.

Jakże to przypomina casus Hanny Zdanowskiej w Łodzi, która w sytuacji referendalnego zagrożenia odkryła, że za mało się wcześniej komunikowała z mieszkańcami.

Bo to jest najprostsze uzasadnienie. Dużo robię, tylko nie potrafię o tym powiedzieć. To tak jak z uczniem, który przekonuje, że dużo się uczył i wiele umie, tylko zapomniał wszystkiego na klasówce. To jest jednak historyjka, w którą paradoksalnie bardzo dużo ludzi wierzy. Hanna Gronkiwiecz-Waltz, tłumacząc swoją nadaktywność na konferencjach prasowych, mówi że nadrabia stracony czas. Robi wszystko to, co robiła dotąd, tylko teraz zaczyna o tym mówić. Problem polega na tym, że zbyt gwałtowna zmiana wizerunku, zbyt szybka poprawa może być odbierana jako zagranie pod publiczkę, koniunkturalne, nie wynikające ze szczerej refleksji. Warto pamiętać, że kampanie wyborcze i referendalne nie są adresowane ani do zwolenników, ani do przeciwników, tylko do osób niezdecydowanych. Jest duża grupa wyborców, których PO zaczyna tracić. Dla nich takie działania mają znaczenie. Proszę pamiętać, że Gronkiewicz-Waltz wygrała w pierwszej turze. Więc naprawdę duża jest pula osób, które ją popierały, potem mogły się zniechęcić, ale dziś mogą na powrót obdarzyć ją zaufaniem. Wystarczy do nich dotrzeć.

Jakie będą konsekwencje tego referendum dla krajowej sceny politycznej? Gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz poległa - czy będzie to początek końca Platformy, wejście na równię pochyłą, jak wieszczą niektórzy?

Decydujący wpływ będzie miało to, co zrobią PO i PiS po referendum. Wyobrażam sobie sytuację, w której Hanna Gronkiewicz-Waltz przegrywa i traci stanowisko, ale jednocześnie rząd próbuje ją powołać na komisarza. To byłby strzał w kolano i to bardzo mocny. Ale może też premier zdecydować się na ogłoszenie przedterminowych wyborów. Gronkiewicz-Waltz prawdopodobnie wystartowałaby w nich, a sondaże pokazują, że miałaby szanse na zwycięstwo, może nawet w pierwszej turze. W takim wypadku wiele zależy od tego, kogo wystawi PiS. Z całym szacunkiem dla prof. Glińskiego - jego rozpoznawalność w Warszawie jest na poziomie 10 procent. Na pewno referendum jest potencjalnie niebezpieczne dla PO, ale też nie powiem na razie, że jest tym momentem, w którym kula śniegowa zaczyna się toczyć i nie można jej zatrzymać. Ewentualne zwycięstwo PO da tej partii trochę tlenu, pokaże wyborcom, że nie wszystko stracone.

Nie jest Panu żal Piotra Guziała? Burmistrz Ursynowa wymyślił sobie i zorganizował kampanię referendalną, a potem został kompletnie usunięty w cień przez duże partie, które zdominowały grę.

W ogóle mi go nie żal. Ma co chciał. To jest człowiek, który wywołał temat warszawskiego referendum, żeby zbudować swoją pozycję polityczną i wysoką rozpoznawalność. To mu się udało. Dwa miesiące temu nazwisko Guział znał najwyżej co drugi mieszkaniec Ursynowa, dziś jest zupełnie inaczej. Potem do jego akcji dołączyli się inni, zwłaszcza PiS, i go zdominowali.

Potrafi Pan rozszyfrować, czego chce Guział?

Tego, co każdy polityk - władzy. Myślę, że docelowo chce się przebić do większej polityki. Nie oceniam tego negatywnie, to jeden z istotnych elementów pracy polityka. Jak powiedziałem, absolutnie nie jest mi go żal, zresztą uważam, że on trochę przegina. Choć tak długo, jak będzie się poruszał w granicach prawa - może to robić. Póki uprawia służącą mu komunikację, póty jest w grze. Na pewno nie jest biedny i pokrzywdzony, bo mu ukradli referendum, wprost przeciwnie. Gdyby nie PiS, do tego referendum by nie doszło, kluczowe dla ważności podpisy zebrało PiS. Gdyby ich nie dostarczyło, to Guział byłby wielkim przegranym, który przegrał w przedbiegach. Dostał wsparcie od PiS, dziś spłaca swój dług.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki