Historia tej rodziny sięga lat siedemdziesiątych. Dokładnie roku 1978. Wtedy w Łodzi pojawił się Japończyk Masakatsu Yoshida. Przyjechał z Sapporo, gdzie na Uniwersytecie Hokkaido skończył kulturę słowiańską. W Polsce miał rozpocząć studia doktoranckie.
- Ale wtedy wszyscy cudzoziemcy, którzy rozpoczynali studia w Polsce, musieli przyjechać do Łodzi, by nauczyć się języka - mówi Masakatsu.
Masakadsu choć studiował w Sapporo to pochodził z niewielkiej miejscowości pod Tokio. Jego tata Kazua pracował na kolei, mama Asako zajmowała się domem. Rodzice jeszcze żyją, choć są już po 80. Masakatsu ma młodszego brata Shinji.
Twierdzi, że jego rodzina była typową, przeciętną japońską rodziną. Nie miała tradycji samurajskich czy szlacheckich.
- Choć nazwisko Yoshida jest bardzo popularne wśród samurajów - dodaje Barbara Yoshida.
Mały Masakatsu miał sześć lat, kiedy poszedł do szkoły. Opowiada, że był bardzo pilnym i obowiązkowym uczniem. Nigdy nie opuszczał lekcji. Po maturze zdecydował się studiować kulturę słowiańską. Był to świadomy wybór.
- Chciałem poznać inną kulturę - tłumaczy Masakatsu Yoshida. - Japonia była bardzo zamerykanizowana. Na każdym kroku można było się spotkać z kulturą amerykańską, zachodnioeuropejską. Ja chciałem poznać coś zupełnie innego, egzotycznego dla Japończyka.
Ale o tym, że przyjechał do Polski, zadecydował przypadek. Jego profesor był wcześniej w naszym kraju. Pojawiła się okazja, by przyjechać do Polski na studia doktoranckie. Masakatsu postanowił spróbować i pojechać do egzotycznego kraju. Śmieje się, że o Polsce wiedział wtedy tyle co większość Japończyków, czyli nic....
Pamięta tylko, że rodzice byli bardzo przeciwni temu wyjazdowi. Polska kojarzyła się im z białymi niedźwiedziami spacerującymi po ulicach i Rosją...
- Pierwsze dni w Polsce nie były ciekawe - wspomina Masakatsu. - Wszystko było egzotyczne, dziwiły mnie te pustki w sklepach. Natomiast ludzie byli bardzo serdeczni.
Barbara pochodzi z Opola. Do Łodzi przyjechała na studia. Skończyła Wydział Tkaniny w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Masakatsu poznała przez wspólnych znajomych. - Moja koleżanka miała przyjaciela, który był wcześniej w Japonii i został opiekunem Masakatsu - opowiada Barbara Yoshida. - To on zapoznał mnie z nim. Ale wtedy nie przypuszczałam, że Masakatsu zostanie moim mężem. Dopiero po 8 latach od chwili poznania wzięliśmy ślub.
Wprowadzono stan wojenny. Masakatsu, który odbywał studia doktoranckie na Uniwersytecie Warszawskim, został zmuszony do powrotu do Japonii. Ale po 8 miesiącach wrócił do Polski.
- Mówił, że tęskni za Polską - śmieje się Barbara. - O mnie nie wspominał, był oszczędny w słowach...
Masakatsu twierdzi, że wrócił m.in dlatego, by dokończyć doktorat - Ale do tej pory go nie skończyłem - dodaje.
Barbara i Masakatsu ślub wzięli w 1988 roku. Ślub był skromny i odbył się w Łodzi. Nie przyjechała rodzina pana młodego. Nie byli zachwyceni tym, że pozostał w Polsce i jeszcze ożenił się z Polką.
- Od razu zadecydowaliśmy, że zostajemy w Polsce - mówi Barbara. - Masakatsu uważał, że to na żonie spoczywa obowiązek zorganizowania życia domowego. A, że jestem Polką, to w rodzinnym kraju będzie mi o wiele łatwiej niż w Japonii.
Masakatsu zaczął pracować jako instruktor kulturalno-oświatowy w Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Japońskiej w Łodzi. Ona pracowała w łódzkim przemyśle. M.in w "Ortalu", "Marco". Z czasem Masakasu dostał pracę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dziś jest związany z Uniwersytetem Łódzkim. Uczy japońskiego, opowiada o kulturze japońskiej. Natomiast Barbara jest na wcześniejszej emeryturze. Ale razem z mężem prowadzą Ośrodek Języka i Kultury Japonii przy Muzeum Archeologiczno - Etnograficznym w Łodzi. Barbara i Masakatsu prowadzą m.in kursy malowania tuszem. Mają certyfikaty upoważniające do nauki tej sztuki. - Byliśmy z mężem na kursie w Japonii i nabyliśmy odpowiednie uprawnienia - dodaje Barbara.
Barbara i Masakatsu mają 21-letnią córkę Izumi, która studiuje animację w łódzkiej szkole filmowej. - Izumi to po japońsku źródło pokoju - wyjaśnia. - I rzeczywiście, narodziny Izumi zmieniły stosunek ludzi do nas. Wcześniej nieufnie się nam przyglądali. Małżeństwo z obcokrajowcem, a jeszcze z Japończykiem, w tamtych czasach nie było czymś zwyczajnym.
Imię dla córki wybrał tata. Taki zwyczaj jest przyjęty w Japonii. Po narodzinach dziecka Masakatsu przyglądał się mu uważnie przez trzy dni. W końcu uznał, że powinno mieć na imię Izumi. - Izumi mówi po japońsku i polsku - twierdzi jej mama. - Ustaliliśmy, że mąż będzie z nią rozmawiał po japońsku, a ja po polsku. Bardzo chcieliśmy, by poznała kulturę japońską. Izumi, gdy ma teraz przeczytać jakąś lekturę, to wybiera książkę w języku japońskim, w którym czyta się jej łatwiej. Mąż uczył ją czytać na spacerach. W czasie jednego poznawała ok. 50 japońskich znaków.
Narodziny Izumi zmieniły też nastawienie japońskiej rodziny. Państwo Yoshida pierwszy raz pojechali do Japonii, gdy córka miała pięć lat. Początkowo dziadkowie podchodzili do nich z dystansem, ale potem zakochali się we wnuczce! Tym bardziej że Izumi jest podobna do babci. W Polsce był też brat Masakatsu z żoną. Bardzo się im podobało...
Państwo Yoshida starają się godzić tradycje polskie i japońskie. W ich domu nie ma foteli, kanap. Początkowo była mata, niski stolik i poduszki. Teraz pojawiły się niskie krzesła. Ale obchodzi się wszystkie polskie święta. Masakatsu uwielbia kluski na parze, a Barbara przyrządzone przez męża sushi. Ale jak przyjdą goście nie parzy się im herbaty po japońsku.
- Polacy nie mieliby cierpliwości czekać tak długo - śmieje się Barbara. - To specjalna ceremonia, gdzie ważnych jest każdy ruch. To taki teatr gestów. Trwa to kilka godzin.
Barbara i Masakatsu Yoshida nie mają wielu marzeń. Chcieliby się pięknie zestarzeć, by oni i ich córka byli zdrowi, szczęśliwi...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?