Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opłata za śmieci w Łodzi jest kredytem na zero procent?

Piotr Brzózka
Ustawa śmieciowa  obowiązuje od 1 lipca 2013 roku. Sprawiła, że gminy stały się właścicielem produkowanych przez mieszkańców śmieci. To gminy w przetargach wybierają firmy, które odbierają odpady. Wcześniej czynili to mieszkańcy.
Ustawa śmieciowa obowiązuje od 1 lipca 2013 roku. Sprawiła, że gminy stały się właścicielem produkowanych przez mieszkańców śmieci. To gminy w przetargach wybierają firmy, które odbierają odpady. Wcześniej czynili to mieszkańcy. Andrzej Banaś/Polskapresse
Kto pamięta czasy, gdy wywóz śmieci miał kosztować 18 i 36 zł miesięcznie od osoby? W praniu okazało się, że nawet stawki 12,67 oraz 16,50 zł są zbyt wysokie. W swoistym wyścigu o to, kto zaproponuje mniej, radni opozycji prześcignęli prezydent Hannę Zdanowską, ustalając, że od nowego roku zapłacimy 6 zł za odbiór odpadów segregowanych i 9 zł - niesegregowanych.

Tradycyjnie nie obyło się bez awantury. I pytań. Ile miesięcznie wpłacają łodzianie do kasy miasta? Jakie miasto ponosi koszty gospodarki odpadami? Ile wynosi nadwyżka wynikająca z różnicy wpłat i kosztów? Gdzie się podziewają te pieniądze? W jaki sposób miasto chce oddać mieszkańcom nadpłacone kwoty? Jak miasto wyliczyło, że od nowego roku powinniśmy płacić za wywóz śmieci 9 i 14 zł, i jak to się stało, że radni klubów Łódź 2020 i SLD, opierając się na podobnych danych, doszli do wniosku, że stawki te powinny być dużo niższe? Jak to wszystko przełoży się na segregowanie śmieci przez mieszkańców? I wreszcie o co w tym wszystkim chodzi - czy aby nie o politykę?

Opłaty we wspólnym worku

Opłaty w wysokości 12,67 i 16,50 zł miasto ustaliło a priori, zanim poznaliśmy wyniki przetargów na odbiór śmieci. Gdy sytuacja się wyklarowała, natychmiast zaczęto mówić, że stawki są zbyt wysokie. Miasto nie obniżyło ich jednak z automatu. Prezydent Hanna Zdanowska zaczęła kusić obniżkami od nowego roku, ale przelicytowali ją radni z SLD oraz renegaci z PO, skupieni dziś w klubie Łódź 2020. Stawki 6 i 9 zł zostały przyjęte na sesji w połowie listopada.

Władze miasta głośno wyrażają obawę, że stawki te są niezwykle ryzykowne i nie jest wykluczone, że pod koniec przyszłego roku trzeba będzie rozmawiać o potrzebie pod-wyżki, ponieważ system musi się sam finansować. To byłby problem również natury politycznej. Jak wiadomo, rok 2014 będzie w mieście rokiem szczególnym, bo rokiem wyborczym. Firmowanie własną twarzą podwyżek w tak niesprzyjającym czasie nigdy nie należy do przyjemności rządzących. Dziś mówi się, że plan magistratu był inny. Obniżenie opłat do pułapu 9 i 14 zł miało być tymczasowe.

A po podliczeniu roku 2013, gdy będziemy się opierać na danych, a nie szacunkach, miasto miałoby obwieścić drugą obniżkę - uwzględniającą realne koszty i rekompensującą nadpłatę poczynioną przez łodzian w roku 2013. Zapewne stałoby się to wiosną. Inny byłby wydźwięk polityczny dwóch obniżek sygnowanych przez władzę, a inny jest obniżki zafundowanej przez opozycję i ewentualnej podwyżki, którą być może przed wyborami będzie musiała firmować rządząca Platforma. W PO nie ukrywają, że boją się takiej ewentualności.

Tyle spekulacji politycznych, przejdźmy do rozmowy o pieniądzach. 84,8 mln zł - to najpewniejsza kwota, o jakiej na dziś możemy mówić. Tyle ma w całym 2014 roku kosztować miasto odbiór i zagospodarowanie odpadów, a także administracja systemem.

Jeżeli do sprawy podchodzić analogicznie, w ciągu 6 miesięcy 2013 r. miasto poniesie koszty w granicach 42 milionów złotych, choć kwota ta nie jest jeszcze ostatecznie potwierdzona. Już po rozstrzygnięciu przetargów było wiadomo, że opłaty śmieciowe są przeszacowane, a mieszkańcy i przedsiębiorcy wpłacać będą do kasy miasta więcej, niż Łódź wyda na gospodarkę odpadami. Ile wynosi różnica? Nikt tego nie potrafi powiedzieć dokładnie. Ewa Jasińska, zastępca dyrektora wydziału gospodarki komunalnej, poinformowała radnych, że wedle danych z drugiej połowy października, średni miesięczny wpływ to 11 mln zł. Gdyby to w prosty sposób przemnożyć przez 6 miesięcy, wyszłoby, że łodzianie wpłacą za rok 2013 aż 66 mln zł, czyli ok. 24 mln zł więcej, niż wynoszą koszty miasta. Magistrat zaznacza, że ostatecznie będzie to raczej kwota niższa niż 66 milionów, bo w pierwszych dniach wiele osób zapłaciło z góry za trzy miesiące lub za pół roku.

Dziś pojawiają się szacunki, że miesięczny wpływ może się zamykać w granicach 10 mln zł. To nie zmieniałoby faktu, że zakończymy rok nadwyżką rzędu kilkunastu milionów zł. Gdzie są te pieniądze? Radny Łukasz Magin z klubu Łódź 2020 dopytywał o to skarbnika miasta na sesji 30 października. Jak wynika ze stenogramu, Krzysztof Mączkowski odpowiedział tak: "Jest wyodrębniony rachunek, na który te środki wpływają.

Niemniej trzeba pamiętać, że jest jedność materialna budżetu i wszystkie środki ostatecznie znajdują się we wspólnym worku". Indagowany dalej, Mączkowski dodał: "Nie ma w budżecie zasady funduszowania w tym momencie i nie mamy podstaw do tego, żeby tworzyć w ramach budżetu wyodrębnionego funduszu. W związku z tym te środki ostatecznie wpływają do budżetu i są przeznaczane na wydatki budżetu. Niemniej jednak podlegają rozliczeniu i zgodnie z ustawą, ostatecznie ewentualna nadwyżka bądź niedobór, po określeniu ostatecznych kosztów i przychodów, ma być pierwotnie przeznaczana na zadania wynikające z ustawy".

Skarbnik jakby wątpił, czy rok skończy się nadwyżką. Radni opozycji takich wątpliwości nie mają, a wobec braku konkretnej odpowiedzi, kiedy miasto rozliczy się co do złotówki z mieszkańcami, alarmują, że UMŁ postępuje niezgodnie z ustawą. Nie pozwala ona bowiem samorządom zarabiać na opłacie śmieciowej. Bo nawet, jeśli pieniądze zostaną ostatecznie zwrócone, to do tego czasu pozostająca w dyspozycji skarbnika nad-wyżka jest formą swoistego kredytu zaciągniętego u mieszkańców na równe zero procent. Radni mówią, że władze Łodzi najbardziej boli fakt, że w 2014 roku trzeba będzie zacząć oddawać nadpłatę, a nie dalej się za jej pomocą kredytować.

Magistrat odpiera, że ustawa nie jest łamana, bo miasto rozliczy się z mieszkańcami, uwzględniając nadwyżkę w przyszłych opłatach. Żeby to zrobić, trzeba jednak poczekać na pełne podliczenie roku 2013.

W jakimś stopniu za to, że wciąż poruszamy się w sferze spekulacji i szacunków odpowiada fakt, że do dziś w pełni nie funkcjonuje system przypisujący wpłaty do konkretnych podatników. Dopóki nie znajdą się w nim wszyscy łodzianie - a to ma się stać do końca roku - nie ma pełnej informacji, ile osób płaci, kto płaci, kto nie płaci. To utrudnia obliczenia, utrudnia windykacje, a także pozwala na to, że ktoś złożył deklarację, nie płaci, a mimo to jego śmieci są wywożone.

Każdy liczy po swojemu

Przeanalizujmy teraz, jak miasto wyliczyło, że za śmieci powinniśmy płacić 9 oraz 14 złotych miesięcznie i jak to się stało, że opozycji z podobnego rachunku wyszło 6 oraz 9 zł.

Magistrat przyjął, że wspomniana kwota 11 milionów to średni miesięczny wpływ do kasy miasta. Dalej UMŁ zauważa, że w Łodzi złożono 46 723 deklaracje śmieciowe, obejmujące w sumie 647 032 osoby.

424 tys. łodzian zadeklarowały selektywną zbiórkę. Opłata śmieciowa w ich przypadku wynosi 12,67 zł. Po przemnożeniu tych wartości wychodzi prawie 5,5 mln zł miesięcznie. Z kolei śmieci nie segreguje 222 tys. łodzian, tak przynajmniej wynika z deklaracji. W tym przypadku opłata wynosi 16,50 zł. Wynik mnożenia - niecałe 3,7 mln zł. Kwoty te po zsumowaniu nie dają 11 milionów, lecz nieco ponad 9. Magistrat przyjął, że brakujące 1,9 miliona, to wpływy pochodzące z nieruchomości niezamieszkanych, a więc np. instytucji czy firm.

Wyliczenie to posłużyło do postawienia wniosku, że 82,35 procent wpłat pochodzi od mieszkańców, a pozostałe 17,65 proc. - m.in. od przedsiębiorców. Problem w tym, że jest to wyliczenie oparte na szacunkach. W dodatku jest efektem matematycznej operacji opartej na wątpliwym założeniu, że opłatę śmieciową uiścili wszyscy mieszkańcy. Trudno sądzić by tak było, więc równie dobrze może być tak, że 70 proc. pieniędzy pochodzi od mieszkańców, a 30 proc. od firm.

Jakie to ma znaczenie? Miasto zakłada, że w 2014 wyda na gospodarkę śmieciową 84,8 mln zł. Jeżeli od mieszkańców pochodzi 82,35 proc. wpłat, to znaczy, że miasto powinno od nich wyegzekwować 69,8 mln zł. Magistrat podzielił kwotę 69,8 mln zł przez 647 tysięcy osób (to wszyscy, którzy złożyli deklarację). Wyszło 107 zł rocznie od głowy, czyli 9 złotych miesięcznie. Szkopuł w tym, że stawka taka wychodzi tylko wtedy, gdyby wszyscy mieszkańcy segregowali śmieci. A trudno chyba zakładać, że od 1 stycznia 222 tys.osób zacznie selektywną zbiórkę. Jeśli nie, każdy zapłaci 5 zł więcej miesięcznie. Gdyby bawić się w naiwne wyliczenia i przemnożyć 5 zł przez 12 miesięcy i 222 tys. osób, można byłoby powiedzieć, że miasto zbierze o 13,3 mln zł więcej, niż wyniosą koszty w 2014 r. W sumie 98 mln zł. A przecież do rozliczenia wciąż pozostawałaby nieznana jeszcze nadwyżka z roku 2013...

Zwrot nadwyżki w swoich wyliczeniach starają się uwzględnić radni opozycji, wedle których od mieszkańców w 2014 roku miasto powinno w sumie zebrać około 59 milionów złotych. W tych wyliczeniach wzięto pod uwagę liczbę osób segregujących i niesegregujących śmieci. Radni przyjęli jednak, że ogólna liczba łodzian nie powinna wynosić 647 tysięcy, jak wynikałoby z deklaracji, lecz 674 tysiące, jak wynika z danych meldunkowych. Kto ma rację? Ciężko powiedzieć, bo ustawa mówi o osobach zamieszkujących na terenie gminy i ani dane z deklaracji, ani dane meldunkowe prawdy w tej materii nie mówią. Krytykując magistrackie rachunki, radni oparli się jednak na nich częściowo, przyjmując np., że miesięczny wpływ do kasy miasta to 11 mln zł, a proporcja wpłat mieszkańców i przedsiębiorców to 82,35 do 17,65 proc. Tymczasem, jak wspomnieliśmy, są to szacunki obarczone potencjalnym błędem.

Według radnego Magina, obniżenie stawek do 6 i 9 złotych pozwoli zwrócić mieszkańcom część nadpłaconych kwot w roku 2013, a jednocześnie zapewnić zbilansowanie systemu i to z zapasem. Radnym wyszło, że przy takim poziomie opłat, w ciągu 18 miesięcy, od 1 lipca 2013 do 31 grudnia 2014 roku miasto zbierze 136,8 mln zł, zaś koszty zamkną się na poziomie 127 mln zł - i tak więc pozostanie kilka milionów nadwyżki. To ma zbijać argument polityczny, jakoby opozycja zastawiła pułapkę na Hannę Zdanowską.

Dyskusja o stawkach przywołuje też na tapetę stary dylemat. Czy zróżnicowanie cen jest na tyle duże, by motywować mieszkańców do segregacji? Radni opozycji przekonują, że między zaproponowanymi przez nich stawkami jest różnica aż 50 procent, tymczasem różnica w 2013 roku wynosiła tylko 30 proc. Oczywiste jest więc, że nowe stawki są bardziej motywujące.
Ale tu znów zaczynamy bawić się wartościami. Magistrat odbija piłeczkę, że dla osoby, która płaciła 12,67 zł za wywóz śmieci segregowanych, opłata 9 zł za nieselektywną zbiórkę skutecznie zdemotywuje do trzymania trzech koszy w domu. W dodatku różnica między magistrackimi stawkami 9 i 14 zł byłaby jeszcze większa, bo wyniosłaby aż 55 procent...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki