Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opuszczone groby na łódzkich cmentarzach. Nikt o nich nie pamięta. Zostały tylko krzyże...

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Kwatera pełna prostych krzyży robi wrażenie. Nie ma na nich tabliczek, nikt nie wie kto tu spoczął. Tylko gdzieniegdzie ktoś zapalił znicz, przyniósł doniczkę chryzantem. Może żona przypomniała sobie po latach o mężu, albo syn o ojcu?

Odwiedzając groby najbliższych widzimy skromne nagrobki. Zwykle z krzyżem, tabliczką z imieniem i nazwiskiem, a czasem literami NN. W Łodzi osoby, których pogrzeb przygotowuje Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej chowane są na specjalnie wydzielonym cmentarzu na Olechowie. Wcześniej pochówki odbywały się na cmentarzu w Gadce Starej. Teraz miejsce gdzie spoczęli robi wrażenie. Rząd krzyży, bez tabliczek...

- Pamiętam jak chowali tu tych biednych ludzi – mówi pani Maria, która przyszła posprzątać grób męża. - Nawet jeden pogrzeb widziałam. Był ksiądz, kościelny i jakaś pani z opieki społecznej. Nawet potem podeszłam do grobu, by zobaczyć kogo w nim pochowali. Jakaś starsza pani. Miała 88 lat...Pewnie nie miała rodziny. Pomyślałam wtedy jakie to szczęście, że mam syna, córkę i na pewno mnie nie zostawią.

Po latach pani Maria chciała zobaczyć grób tej starszej pani. Zapamiętała, że miała na imię Genowefa. Ale nie znalazła...

- Już stał rząd tych pustych krzyży – dodaje. - Ktoś mi mówił, że wyrównali ten teren, ale krzyże zostawili. Minęło 20 lat od pochówku, nikt za groby nie zapłacił. Przy niektórych grobach ktoś teraz przez Wszystkimi Świętymi ustawił doniczkę z chryzantemami, nawet ładną. Zapalił znicz. Ale to pojedyncze przypadki.. Choć nawet przy tych grobach nie ma nawet tabliczki z nazwiskiem.

Wielisława Rogalska od 12 lat jest prezesem Łódzkiego Koła Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta. Nie raz była na pogrzebach organizowanych przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi. Tak zwykle chowani są jej podopieczni ze schronisk dla bezdomnych.

- Ludziom wydaje się, że są skremowani, chowani w tekturowych trumnach – mówi Wielisława Rogalska. - Wcale tak nie jest. Nawet trumna jest porządna. Kiedyś jeździliśmy na takie pogrzeby do Gadki Starej. Ale odkąd Witold Skrzydlewski założył cmentarz na Olechowie, przy ul. Zakładowej to tam są chowani. Jest dla nich wydzielony specjalny cmentarz.

Pani Wielisława była niedawno na takim pogrzebie. Umarł człowiek, który wiele lat mieszkał w schronisku. Zajmował się magazynem odzieży. Ale kilka miesięcy temu usłyszał wyrok – rak płuc. Był po pięćdziesiątce.

- Byliśmy na jego pogrzebie, jego koledzy ze schroniska zebrali się na kwiaty – dodaje Wielisława Rogalska. - Kupili ładną wiązankę. Chodzą potem na groby kolegów, starają się o nie dbać.

Jerzy był alkoholikiem. Skończył studia, miał rodzinę, żonę, córkę. Wódka zmarnowała jego życie.

Bronił się przed stwierdzeniem, że jest alkoholikiem. Nie chciał się leczyć. Bywało, że wpadał w trzymiesięczny ciąg. Pił codziennie. Żona, córką prosiły by poddał się terapii. W końcu musiał wyprowadzić się z domu. Mieszkał u kolegów, potem w jakiś melinach. Tam zakończył życie. Miał 56 lat. Żona i córka nawet nie wiedziały, że umarł. Pochowano go na olechowskim cmentarzu.

- Nie byłyśmy nawet na jego pogrzebie – mówi Ewelina, córka Jerzego. - Tata jak nie pił był cudownym człowiekiem. Wódka zmieniała go w potwora. Po dwóch latach dowiedziałyśmy się, że umarł. Od jego kolegi. Odnalazłyśmy z mamą jego grób. Czasem tam jeździmy, zapalimy świeczkę. Trzeba wybaczać i pamiętać, że ten człowiek zrobił też coś dobrego...

Przed laty Michała Waludę znała cała Polska. Jego walkę z alkoholizmem Polacy oglądali w serialu „Ja, alkoholik” i w filmie „Szczur w koronie”. Nakręcił je Jacek Bławut, znany polski reżyser. Z Michałem połączyła go szczególna więź. Potrafił w środku nocy zadzwonić lub przyjechać do domu reżysera i prosić o pomoc. Jacek Bławut zawsze pomagał. Widzowie bardzo polubili Michała. Był młodym, inteligentnym chłopakiem z maturą, któremu tylko kilka dni zabrakło do ukończenia szkoły pomaturalnej. Po alkohol zaczął sięgać, gdy umarła wychowująca go babcia. Wyprzedawał z domu co się da, stracił mieszkanie. W końcu dostał zastępcze w starym domu przy ul. Sosnowej w Zgierzu. Wiele razy był na odwyku w zgierskim szpitalu, brał udział w grupach wsparcia. Jednak alkohol zawsze wygrywał.

– Przez rok jakoś szło, ale potem się załamało – mówi o Michale jeden z jego kolegów – alkoholików. . – Pomagaliśmy mu, pomagał Jacek, który jest niesamowicie dobrym człowiekiem, ale nie nic to nie dało...

Kiedy Jacek Bławut przystępował do realizacji filmu „Szczur w koronie”, którego Michał był głównym bohaterem wiedział, że będzie to film o cudzie, albo o śmierci.

– Bardzo chciałem, żeby to był film o cudzie – mówił wtedy Jacek Bławut. Niestety, był to film o śmierci...Michał zapił się na śmierć. Został pochowany w sektorze grobów dla zapomnianych, ubogich ludzi cmentarza komunalnego w Zgierzu. Miał 32 lata. Sceną pogrzebu kończy się film „Szczur w koronie”.

Kilka lat temu na cmentarzu na łódzkim Olechowie pochowano Marka. Był o pięć lat starszy od Michała. Mówił, że ceni sobie wolność. Nie raz przychodził do schroniska dla bezdomnych, ale po kilku dniach znikał...Po kilku miesiącach wracał, ale nie na długo. Trzy lata przed śmiercią wyszedł z więzienia. Gdy siedział za kratami nie płacił za mieszkanie i mu je zabrali. W międzyczasie umarła jego konkubina. Zaczął tułacze życie. Nocował na dworcach, po klatkach schodowych. Czasem spał w autobusach jeżdżąc od krańcówki do krańcówki. Potem życie Marka na pewien czas się ustabilizowało. Zamieszkał u siostry, zaczął pracować. Ale praca się skończyła. Przez kilka miesięcy mieszkał w schronisku. Z kolegą i koleżanką znaleźli ruderę na łódzkich Stokach. Któregoś dnia Marek źle się poczuł. Bolała go głowa.

- Może za dużo wypił wieczorem? - zastanawiał się kolega z którym mieszkał. - Ale przecież jest przyzwyczajony do alkoholu...
Koleżanka i kolega wyszli tak jak zawsze, szukać złomu. Marek został. Gdy wrócili nie dawał znaku życia. Pochowała go Pomoc Społeczna. Siostra nie chciała słyszeć o tym, by zorganizować pochówek. Nawet nie przyszła na pogrzeb...

Ale na na takich cmentarzach są też pochowani nie tylko alkoholicy. Duże wrażenie robią groby, gdzie na tabliczkach widzi się litery NN. Są to ludzie, których tożsamości nigdy nie udało się ustalić. To ofiary wypadków, których nikt nie rozpoznał. Ludzie znalezieni w pustostanach, rzekach, stawach. W jednej z mogił spoczywa pani Teresa. Dożyła 92 lat. Zmarła 10 lat temu. Nie miała dzieci, męża. Kiedyś pracowała jako księgowa. Miała znajomych, w jej domu było pełno ludzi. Kiedy przeszła na emeryturę wszystko się zmieniło. Znajomi przestali ją odwiedzać, część umarła. Pani Teresa nie żyła oszczędnie, więc na starość została jej niewielka emerytura. Ledwo starczała na czynsz, leki i skromne jedzenie. Z czasem pani Teresa stała się coraz mniej samodzielna. Rzadko wychodziła z domu. Opiekowała się nią sąsiadka z tej samej klatki bloku na Dąbrowy. Pani Teresa zawsze powtarzała, że nie chciałaby długo żyć... Dożyła dziewięćdziesiątki. Pochowała ją pomoc społeczna. Dziś na jej grobie nie pali się znicz, szczęście że na tabliczce widać jeszcze nazwisko...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki