Tak upiornej zbrodni nie odnotowały najstarsze kroniki kryminalne Łodzi. Jadwiga i Krzysztof N. zamordowali czworo własnych dzieci! Kiedy 26 kwietnia 2003 roku policjanci weszli do ich mieszkania przy ul. Radwańskiej, zamarli z przerażenia. W szafie ukryte były trzy beczki, a w nich zmumifikowane zwłoki 5-letnich bliźniaków i dwóch noworodków. Równie potwornego losu tylko cudem uniknęła siostra pomordowanych, 11-letnia wówczas Monika.
O okrutnym wielokrotnym dzieciobójstwie może do dziś nikt by się nie dowiedział, gdyby nie przypadek. Krzysztof N. od pewnego czasu poszukiwany był listami gończymi za włamania i kradzieże. W kwietniu 2003 r. urządzono więc na niego zasadzkę. Funkcjonariusze wezwali strażaków i dostali się do mieszkania przez balkon, ale po ściganym - ani śladu. Była tylko jego spanikowana małżonka, Jadwiga N.
Jej pokrętne tłumaczenie powodu nieobecności Krzysztofa N. tylko wyostrzyły czujność funkcjonariuszy. Zlustrowali wszystkie kąty, zajrzeli do szafy. Stały w niej trzy duże, niebieskie beczki. Sąsiad obecny przy przeszukaniu pamięta ten koszmar jakby to było dzisiaj:
- Wszedłem do ich mieszkania. W beczkach, na wierzchu leżały brudne ubrania, ale zapach wskazywał, że jest coś jeszcze. Zobaczyłem włosy i główkę dziecka. Wyszedłem stamtąd oblany zimnym potem...
W beczkach znaleziono zwłoki dwóch chłopców-bliźniaków, którzy w chwili śmierci mieli po pięć lat. Zginęli prawdopodobnie na cztery, pięć lat przed makabrycznym odkryciem Była też dwójka noworodków, zabitych tuż po urodzeniu.
Proces Krzysztofa i Jadwigi N. odbył się w największej sali rozpraw sądu przy pl. Dąbrowskiego. Oskarżeni siedzieli w szklanej klatce, która miała ich pewnie uchronić przed gniewem publiczności.
Wyrok sądu za te makabryczne zbrodnie brzmiał: dożywocie. Sąd apelacyjny złagodził jednak karę wobec Jadwigi N. z dożywocia na 25 lat więzienia.
Hieny z pogotowia
Dziesięć lat temu dosłownie cały świat świat dowiedział się, że w Łodzi lekarze i pielęgniarze z pogotowia ratunkowego zabijali pavulonem pacjentów! Ilu wyprawili na tamten świat - tego nie dowiemy się nigdy.
400 euro za trupa
W lipcu 2008 roku, zbliżał się ku końcowi pierwszy akt współczesnego procesu szajki parającej się zarabianiem na nieboszczykach. Należący do niej pielęgniarze, dyspozytorzy, kierowcy i lekarze pogotowia ratunkowego, „sprzedawali” łódzkim zakładom pogrzebowym całe ludzkie zwłoki. Dostawali za jedną „skórę” (slangowe określenie nieboszczyka, ukute w funeralnym podziemiu) średnio 400 euro. Ale żeby mieć jak najwięcej skór na sprzedaż, trzeba było zapewnić ich dopływ. Załatwiano to najczęściej pavulonem - lekiem zwiotczającym mięśnie, co przyspieszało lub wręcz powodowało zgon pacjenta. W ciągu paru lat kilkunastu zwyrodnialców wstrzyknęło pavulon i inne leki zwiotczające blisko stu chorym. Co najmniej w kilku przypadkach takie zabiegi skończyły się natychmiastowym śmiertelnym zejściem.