– Tak poważnie chyba nigdy nie brzmiała Łódź Kaliska – potwierdza Jacek Michalak z Atlasa Sztuki.
W pierwszej z sal Atlasa Sztuki natrafiamy na okryte tkaninami rzeźby imitujące maszyny włókiennicze. Dźwięk wydobywający się z głośników to łoskot wielkiej fabryki włókienniczej. Wrażenie jest jednak mylące. Pod materiałem nie ma już maszyn – natrafiamy na pustkę. Koniec monokultury przemysłowej? Dojmujące poczucie braku, porzucenia? Nie tylko.
Dopełnieniem rzeźb jest gargantuicznych rozmiarów fotografia, którą odnajdziemy w drugiej sali. Przedstawia ona centrum dzisiejszej Łodzi widziane z lotu ptaka. Wyburzone, wymazane zostały z niego wszystkie budynki i obiekty architektoniczne powstałe przed 1945 rokiem. – Oto miasto, którego mieszkańcy w sposób definitywny pozbyli się „kłopotu” historii – mówi Marek Janiak, jeden z członków Łodzi Kaliskiej.
O czym traktują „Maszyny drżące”? Istotę wystawy oddają jeszcze raz słowa Janiaka:
– To cicha i pokorna opowieść o braku szacunku do przeszłości, o głupocie niewykorzystywania jej energii. To opowieść o szastaniu tym co się dostaje za darmo. O prymitywizmie, niszczeniu, braku kultury. O chamstwie społecznym. O grupowym chamie, który gubi „złoty róg” i nawet tego nie zauważa. O tym, że komunistyczne i postkomunistyczne społeczeństwo umie tylko niszczyć, bo jest chore na brak ciągłości. To też opowieść o wyścigu z czasem, który przegrywa miasto pożerane przez nonszalancję i zaniedbanie. Opowieść o dzieciach, które zamiast pomnażać niszczą dorobek rodziców.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?