Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętasz swoją komunię? Zobacz te archiwalne zdjęcia

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Maj to miesiącem I Komunii Świętych. Pandemia skomplikowała wiele rzeczy, ale w tym roku będziemy mieli majowe. Przypomnijmy sobie jak kiedyś wyglądały uroczystości komunijne..

Pamiętasz swoją komunię? Zobacz te archiwalne zdjęcia

Ks. Andrzej Blewiński z Łodzi, dziś proboszcz parafii Matki Boskiej Dobrej Rady w Zgierzu, dobrze pamięta swoją pierwszą komunię. Poszedł do niej na początku lat sześćdziesiątych.

Do komunii przystępowała setka dzieci – wspomina. - Cała uroczystość była skromnie przygotowana. Wiadomo, czasy były inne. Nie było takich wystawnych prezentów, obiadów, tylu gości. Do dziś pamiętam, że w czasie mszy świętej byłem rozproszony, rozglądałem się, by zobaczyć czy do komunii przystępują moi rodzice. Kiedy zobaczyłem ich u komunii, to uspokoiłem się...

Po uroczystości był w domu obiad. Byli na nim tylko rodzice, brat i siostra oraz chrzestni z rodzinami. Ks. Andrzej zapamiętał, że mama ugotowała rosół, a od chrzestnego dostał w prezencie radziecki zegarek i małe radio tranzystorowe.
Dobiegający osiemdziesiątki Janusz Król mieszkający od lat w Łodzi u pierwszej komunii był w latach pięćdziesiątych. Uroczystość tę pamięta do dziś ze wszystkimi szczegółami,.

Zapach jaśminu

Pamiętam zapach jaśminu, bo bukiet z tych kwiatów miałem w klapie marynarki – wspomina. - Rodzice kupili mi używany granatowy garniturek z krótkimi spodenkami i białymi podkolanówkami. Do tego sandały. Po mszy świętej robiono nam wspólne zdjęcie z księdzem katechetą. Potem na plebani odbywało przyjęcie na plebanii. Do kanapek i ciast podano kakao. Przed komunią przez trzy godziny nie można było nic jeść, obowiązywał bowiem post eucharystyczny. Wtedy też rozdawano obrazki. Mieszkaliśmy wtedy na wsi koło Opoczna i do kościoła szliśmy pieszo kilka kilometrów.

Sukienka z krempliny

Anna Koczewska, łódzka prawniczka, do pierwszej komunii poszła w 1973 roku. Uroczystość miała miejsce w kościele pw. św. Kazimierza na łódzkim Widzewie. Nie zapomni, że nie spała niemal całą noc, by nie zepsuła się jej przygotowana wieczorem przez mamę fryzura. Mama zadbała też, by miała piękną sukienkę. Kupiła w „Peweksie” za wcześniej mozolnie odkładane dolary materiał z białej krempliny. Suknie szyła jej potem znajoma krawcowa, która pracowała w „Telimenie”. Jeździły na przymiarki na Stoki, a Ania nie mogła się doczekać kiedy założy to białe cudo...

Przyjęcie komunijne odbywało się w domu – wspomina Anna. - Było na niej z 40 osób. Stoły były rozstawione w dwóch pokojach. Mama nie chciała, by na przyjęciu komunijnym nie było alkoholu. Wiadomo jednak, że w Polsce na takich uroczystościach bez alkoholu nie ma zabawy ani apetytu. Tak też było u mnie. Ale po po południu poszłam do kościoła z mamą i chrzestnymi po odbiór komunijnych obrazków. Tata był na to gotowy. Schował kilka butelek wódki i wyciągnął w czasie nieobecności mamy. Gdy wróciliśmy z kościoła goście byli już wyraźnie rozluźnieni..

Anna pamięta, że na komunię dostała kolorowe mazaki, książkę o Ani z Zielonego Wzgórza, złoty pierścionek, łańcuszek i pieniądze.

Najbardziej byłam zadowolona z mazaków, dwunastokolorowych! - dodaje łodzianka. - To był wtedy prawdziwy hit. Pierścionek i łańcuszek mało mnie cieszyły, a pieniądze zabezpieczyła mama. Ale ja najbardziej marzyłam o rowerze. Niestety marzenie się nie spełniło. Nie dostałam roweru.

Komunia w białej koszuli

Jan Tomaszewski, były bramkarz ŁKS-u, reprezentacji Polski do I Komunii Świętej przystępował we Wrocławiu. Była to druga połowa lat pięćdziesiątych.

Nie szedłem do komunii w garniturze, tylko w białej koszuli i granatowych spodniach – opowiada popularny „Tomek”. - Tak też wyglądali moi koledzy. Dziewczynki były ubrane w długie sukienki, które wyglądały jak suknie ślubne. Taka była wtedy moda we Wrocławiu. Ja jestem bowiem z tych „Karguli”, którzy wysiedli we Wrocławiu, a nie w Jeleniej Górze. To znaczy nie ja, a moi rodzice.

Bramkarz opowiada, że najgorsze było czekanie. Trzeba było wcześniej przyjść do kościoła i czekać na rozpoczęcie mszy świętej.

Oczywiście wcześniej były próby, przygotowania, ale najgorsze było to wyczekiwanie przed kościołem już w dniu komunii – twierdzi Jan Tomaszewski. - Sama I Komunia Święta była niesamowitym przeżyciem, tak jak spowiedź, która miała miejsce w sobotę. Na to się czekało. Dlatego, gdy tak w słońcu staliśmy przed kościołem to czas bardzo się dłużył. Dobrze to zapamiętałem.

Po komunii wszyscy poszli do domu.

Moja rodzina pochodziła z Wileńszczyzny, więc przyjęcie komunijne było bardzo huczne, już wtedy – opowiada „Tomek”. - Przy jednym stole siedziały dzieci, przy innym dorośli. A dzieci było dużo. Wiadomo, że dzieci szybko zjadły i pobiegły do zabawy. Ja bawiłem się z nim. Potem ja się przebrałem w galowy strój i poszedłem z chrzestnymi na nabożeństwo do kościoła. Dopiero wtedy zaczęła się biesiada dorosłych. Nie powiem, że nie było alkoholu. A zabawa trwała do nocy. Było to prawdziwe wileńskie przyjęcie!

Jan Tomaszewski pamięta, że w prezencie komunijnym dostał na pewno piłkę. Ale też rower i zegarek

Ale na te prezenty składała się cała rodzina! - dodaje

Dziura w rajtuzach

Elżbieta Nowaczyk do I Komunii Świętej przystępowała w 1974 roku. Pamięta, że koleżanka mamy wróciła właśnie z Włoch i przywiozła jej piękne, białe rajtuzy.

Były to tzw. kabaretki – wspomina Elżbieta. - Nie mogłam się doczekać kiedy je założę. Były takie piękne...Założyłem je w dniu komunii..Byłam taka szczęśliwa. Wszystkie koleżanki z podziwem patrzyły na moje kabaretki...

Jednak to szczęście nie trwało długo. Podczas komunijnej mszy Elżbieta uklękła. To samo zrobiła stojąca przed nią koleżanka...

I uderzyła mnie butem w nogę – dodaje Elżbieta Nowaczyk. - Nie chodziło o uderzenie, ale w moich kabaretkach zrobiła się ogromna dziura...Gdy szłam, by pierwszy raz przyjąć Komunię Świętą nie myślałam o niczym innym jak o tej dziurze w rajtuzach. Miałam wrażenie, że wszyscy ją widzą. Potem mama ją jakoś zacerowała, bym mogła tych kabaretkach pozować do komunijnego zdjęcia...

Dobrze też pamięta komunijne prezenty. Dostała zegarek „Czajka” i rower „Wigry”.

Najbardziej cieszył mnie rower – mówi łodzianka. - Dostałam też z dziesięć bombonierek. Schowałam je do szafy, gdzie pięknie je ułożyłam. Były tak piękne, że żal mi było je otworzyć i jeść. Ale w końcu chciałam spróbować jedną czekoladkę. Niestety pudełko było puste...Tak jak kolejne. Okazało się, że wszystkie czekoladki wyjadł mój młodszy brat...

Grzechy z kartki

Jolanta Śniegocka, łódzka lekarka, do komunii poszła na początku lat sześćdziesiątych. Przyznaje, że najbardziej stresowała ją pierwsza spowiedź.

\Wszystkie grzechy spisałam sobie na kartce, bałam się, że któregoś zapomnę! - śmieje się dziś. - Przed samą komunią nie spałam chyba całą noc...Sukienkę uszyła mi ciocia, która była krawcową. A na głowie miałam wianek upleciony z żywych kwiatów. Zrobiły mi go starsze siostry.

Po uroczystości w domu był uroczysty obiad, ale zebrała się na nim tylko najbliższa rodzina. Jolanta nie zapomni, że w prezencie komunijnym od chrzestnej dostała..parasolkę.

Chrzestny dał mi złoty łańcuszek – wspomina. - Nie cieszyłam się jednak nim długo. Po obiedzie pobiegłam z kuzynkami pobawić się na łące. I zgubiłam łańcuszek...

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki