Michał Staszczak, Anna Sarna i Karol Puciaty w skomponowanym jak piękny obraz przedstawieniu na scenie Teatru im. S. Jaracza
„Panny z Wilka. Rapsod” w reżyserii Anny Gryszkówny - kolejna premiera rozbudowująca realizowany w łódzkim Teatrze im. S. Jaracza pod dyrekcją Marcina Hycnara program teatru szlachetnego - to spektakl piękny, w czysto słownikowym znaczeniu tego słowa. Przywracający wiarę w to, iż teatru nie musimy czytać poprzez aktualnie pasujące interpretatorom doraźne hasła, tylko chłonąć jego wielką moc mówienia o tym, co najważniejsze, bo uniwersalne.
Rapsod dodany do tytułu opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza - natychmiast kojarzący się z „Bema pamięci żałobnym rapsodem” Cypriana Kamila Norwida, wyśpiewanym przez Czesława Niemena - w inscenizacji Anny Gryszkówny dotyczy pamięci jako takiej, wywołującej tęsknotę za zapamiętaną urodą przeszłości i wzmacniającej poczucie przemijania, rysującej przyszłość jako coraz wątlejszy czas odchodzenia. Wczoraj i jutro spowite są zamazującym klarowność obrazu dymem, bo przecież pamięć to zwykle wydarzenia i emocje przetworzone w nieprawdę wyobrażeń, a obietnica tego, co ma nadejść przeważnie okazuje się złudzeniem.
Przejmujące, ujmująco zmysłowe, osadzone pomiędzy doczesnością rozliczania się z przeszłością i pamięcią właśnie, a poetyką snu przedstawienie delikatnie, acz konsekwentnie pochłania widza, by skonfrontować go z osobistymi reminiscencjami i „rozpuścić” w przyjemności przypominania sobie, jak rozkoszne są te drobinki codzienności, od których tak bardzo pragnie nas oderwać funkcja płynnego przewijania Facebooka.