Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Parady i parodie

Maciej Kałach
Gdyby Parada Wolności wróciła na Pietrynę, to na pewno bez ciężarówek - te są już po prostu niemodne.
Gdyby Parada Wolności wróciła na Pietrynę, to na pewno bez ciężarówek - te są już po prostu niemodne. fot. Paweł Nowak
Czy do końca świata każdy pomysł na przemarsz przez miasto będziemy porównywać z legendą Parady Wolności? Co jej organizator radzi następcom w rodzaju ks. Misiaka? I czy widać na horyzoncie inne kandydatury?

Ciężarówki z potężnymi głośnikami i 10 tys. ludzi tańczących na Piotrkowskiej w imię Jezusa. Pomysł Parady Miłości zdradził pod koniec października ks. Michał Misiak. Późną wiosną miałaby przejść spod katedry przez centrum miasta pod Atlas Arenę, w której zabawa trwałaby do białego rana. Bez alkoholu, papierosów i narkotyków. Do dziś ks. Misiak więcej powiedzieć nie chce. Twierdzi, że zastanawia się także nad plenerowym koncertem. Ale rzucone przez księdza hasło ogromnej parady nie mogło pozostać bez echa. Zwłaszcza w Łodzi, gdzie jeszcze siedem lat temu na Paradzie Wolności bawiło się 25 tys. fanów muzyki, w tym mnóstwo gości z zagranicy.

Od referendum do referendum

Początków Parady Wolności należy szukać w 1996 r. Wtedy imprezę w klubie "New Alcatraz Underground" poprzedził krótki przemarsz Pietryną. W następnych latach w bezpłatnej części doszły wozy z nagłośnieniem, a parada zmierzała do hali sportowej. Przeszła do historii, bo w 2003 r. nie zaakceptował jej Jerzy Kropiwnicki. Potem prezydent przegrał referendum w sprawie wydanego przez siebie zakazu, ale na przygotowania było już za późno. O sprawie przypomina łódzka lewica przed następnym sondażem - który w styczniu może odsunąć od władzy Kropiwnickiego. Największym absurdem w historii Parady Wolności jest fakt, że tak bardzo jej szyki poplątała polityka, z którą organizatorzy wydarzenia nie chcieli mieć nic wspólnego. Jedyną manifestacją poglądów w czasie imprezy była minuta ciszy dla ofiar zamachu w World Trade City po 11 września 2001 r. Wszystkie głośniki, gwizdki i gardła na moment zamilkły.

Z drugiej strony, o czym pamięta się rzadziej, paradzie zaszkodziły machlojki finansowe ze strony kilku ze współorganizatorów Festiwalu Dialogu Czterech Kultur - to w jego ramach przeszedł ostatni szalony korowód.

Przed Paradą Wolności nie było niczego

O Paradzie Wolności z emocjami w głosie wciąż opowiada Adam Radoń, producent imprez kulturalnych, m.in. dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Komiksu.

- Po raz pierwszy skłoniliśmy tysiące ludzi, aby spotkali się, aby dać upust swojemu szaleństwu. Przed Paradą Wolności odbywały się zgromadzenia za albo przeciw władzy, w stylu Święta Pierwszego Maja oraz masowe uroczystości religijne - mówi Radoń.

Ale, według producenta, ks. Misiak musi pamiętać, że parada, którą planuje, to nie jest Boże Ciało.

- Nie tak łatwo wyprowadzić na ulicę tłum w wybrany przez siebie wieczór. Organizacje katolickie są silne, ale ks. Misiak raczej nie zgromadzi 25 tys. ludzi. A tyle bawiło się na Paradzie Wolności w 2002 roku - przypomina Radoń.
Słowa Radonia potwierdza Ryszard Bonisławski, znany łódzki przewodnik.

- Faktycznie, w mieście przed Paradą Wolności nie było tradycji apolitycznego i niereligijnego paradowania. Trochę szaleństwa w czasach międzywojnia przynosiły przemarsze poprzebieranych ostatkowiczów, którzy najczęściej przenosili do przemysłowej Łodzi zwyczaje z rodzinnych wsi. Ale ich liczba na Piotrkowskiej nie szła w tysiące.

Z wielkimi paradami ciężko liczyć także na studentów. Ich pochód Pietryną w ostatnie juwenalia zgromadził kilkaset osób, a trzeba przypomnieć, że po raz pierwszy jednocześnie świętowały wspólnie trzy łódzkie uczelnie. Studenci mogą się usprawiedliwiać faktem, że nie trafili z pogodą i w dzień ich pochodu strasznie lało. Uczestnicy zgodnie z konwencją minionych juwenaliów nosili m.in. kimona.

A może poobrzucajmy się mrówkami?

- Nie myślmy na siłę o ogromnych pochodach, skupmy się na naszych dzielnicach - apeluje Piotr Bielski, jeden z "Białych Gawronów", fundacji opiekującej się ul. Wschodnią. Od kilku lat w czerwcu z tej ulicy wychodzi parada "Słońce Wschodzi na Wschodniej", dociera do pasażu Rubinsteina i wraca do "siebie". Paradują artyści, performerzy i mnóstwo dzieciaków z podwórek, o które dba fundacja.

- Święta dzielnic z paradami odbywają się np. w Barcelonie. Ja trafiłem do części miasta zwanej Giacia, gdzie ludzie przebierali się za owady - opowiada Bielski.

Skoro mowa o stolicy Katalonii, nie sposób nie wspomnieć o tradycji, na której już teraz wzoruje się Jerzy Kropiwnicki, spotykając się 6 stycznia z prezydentami Zgierza i Pabianic pod katedralną szopką. W Barcelonie od 1855 r. odbywa się parada karet z okazji Święta Trzech Króli. Królowie przypływają do miasta łodzią od strony plaży i rzucają w zgromadzony tłum jęczmiennymi landrynkami. Następnie znad morza kolorowa parada przechodzi do centrum. Inspirowane Świętem Trzech Króli pochody odbywają się także w miastach Meksyku.

Piotr Bielski podróżował też po Galicji, gdzie trafił do miasteczek, w których ludzie świętując obrzucali się mrówkami, a nawet fekaliami.

- Ale ten ostatni pomysł może nie jest najbardziej trafny - kończy Bielski.
Trzy dobre rady dla księdza Misiaka

Co usłyszałby od Radonia ks. Misiak, gdyby zwrócił się o kilka porad w sprawie Parady Miłości?

- Po pierwsze, ksiądz musi trochę dłużej pomyśleć nad nazwą. Niemcy bardzo pilnują cennych marketingowo dóbr, do których na pewno należy zbitka słów Love Parade w tłumaczeniach na wszystkie języki - mówi Radoń. Podejrzewa, że jeśli w Łodzi przejdzie Parada Miłości, jej organizatorzy mogą spodziewać się słonego rachunku po sprawie przegranej w sądzie.

Po drugie: selekcja negatywna. Radoń przypomina, że ludzie przychodzili na Paradę Wolności, aby bawić się w wybrany przez siebie sposób.

- Przyciągaliśmy nie tylko fanów muzyki techno. Każdy sam wybierał czy chce podskakiwać, czy się umalować albo włożyć fantazyjne okulary - wspomina Radoń.

W pomyśle ks. Misiaka dopatruje się zbyt wielu ograniczeń, zaproszeni mogą poczuć się tylko ludzie, którym pasuje zorganizowany typ zabawy. Będą słuchali poleceń, kiedy śpiewać, kiedy tańczyć, a czego nie robić. Na spontaniczne szaleństwo w stylu Parady Wolności nie ma co liczyć.

Po trzecie: kwestia ciężarówek. Zdaniem Radonia, są już przeszłością i obciachem, a właśnie z takich pojazdów płynąć ma muzyka podczas Parady Miłości. Organizatorzy niemieckiej Love Parade poszli w stronę ogromnych przenośnych platform w stylu sambodromu w Rio de Janerio.

- Ale takie urządzenia nie zmieściłyby się na Piotrkowskiej - mówi Radoń. Jak poradziłby sobie z współczesną wersją swojej Parady Wolności?

- Zaplanowałbym kilka scen w ciekawych punktach miasta. Takie punkty byłyby ze sobą świetnie skomunikowane flotą specjalnych autobusów - namyśla się Radoń. Twierdzi, że w jego głowie Parada Wolności nigdy nie umarła i mieszka tam w stanie uśpionym.

- Mam jeszcze czas, aby poczekać na zmianę klimatu w tym mieście. Jeśli do tego dojdzie, parada, w uwspółcześnionej wersji, może się jeszcze obudzić - twierdzi Radoń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki