Siedemdziesięciodwuletni Władysław Balicki jest łodzianinem, od kilku lat wdowcem. Ze swoją drugą żoną przeżył 48 lat. Nie ukrywa, że chciał w programie znaleźć osobę, z którą mógłby iść razem przez życie. Jednak nie związał się z żadną z uczestniczek „Sanatorium miłości”.
- To była przygoda mojego życia - zapewnia pan Władysław. - Gdybym jeszcze raz miał podjąć decyzję, to na pewno znów zgłosiłbym się do programu. Zyskałem ogromną popularność. Ludzie zaczepiają mnie, rozmawiają, zadają pytania. To bardzo miłe. Nie spotkałem się jeszcze z niemiłym przyjęciem.
I dzięki temu programowi pan Władysław poznał Wiesię Górniak. W styczniu przyjechał do Warszawy. Nie mógł odnaleźć ulicy, na której miał umówione spotkanie. Akurat przechodziła koło niego atrakcyjna blondynka. Zapytał, jak znaleźć tę ulicę. Kobieta szybko mu wytłumaczyła. Ale i stwierdziła, że zna Władysława z „Sanatorium miłości”. Nie wymienili się telefonami, ale po jakimś czasie łodzianin zauważył jej wpis na swoim profilu na Facebooku.
Na pierwsze spotkanie umówili się w jednej z warszawskiej kawiarni. Potem razem pojawili się na premierze filmu „Zenek”. Coś między nimi zaiskrzyło i dziś są razem.
- I teraz krążę między Łodzią a Warszawą! - śmieje się Władysław Balicki. - Fajnie się między nami układa, a dzielącą nas odległość da się pokonać.
Wiesława Górniak jest blisko cztery lata młodsza od Władysława. Ma 87-letnią mamę, która bardzo szybko zaakceptowała łodzianina. Darzy go dużą sympatią.
- Wiesia jest wdową, nie ma dzieci - opowiada Władysław Balicki. - Ma w Warszawie duże, 100-metrowe mieszkanie z tarasem. Spędzam u niej dużo czasu. Przymierzam się do przeprowadzki do stolicy.