Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pasja może być silniejsza od każdej, nawet groźnej choroby

Roman Bednarek
Tadeusz Smoliński na wernisażu swojej wystawy w Regionalnej Akademii Twórczej Przedsiębiorczości w Skierniewicach
Tadeusz Smoliński na wernisażu swojej wystawy w Regionalnej Akademii Twórczej Przedsiębiorczości w Skierniewicach Agnieszka Kubik
Próbowali i zerwali ze swoim wcześniejszym życiem - bo musieli, a raczej, bo chcieli. Znaleźli nową drogę: zbierają stare przedmioty, rzeźbią, czasem wydają ostatnie pieniądze, ale już nie, na przykład, na kolejną butelkę wódki

Poważna choroba może zabić człowieka, ale i całkowicie odmienić jego życie - skierować je na inne tory i wzbogacić o nowe wartości. Tak było w przypadku Zdzisława Sochy z miejscowości Sierzchowy koło Rawy Mazowieckiej, twórcy galerii, upamiętniającej styl życia dawnej wsi tego regionu, oraz Tadeusza Smolińskiego z Radziwiłłowa koło Skierniewic, który niemal z dnia na dzień z budowlańca zmienił się w rzeźbiarza o nieprzeciętnym talencie.

Gdy wchodzi się do galerii Sochy w Sierzchowach, ma się wrażenie jakby człowiek znalazł się po drugiej stronie lustra, w zupełnie innej rzeczywistości, pełnej zapomnianych przedmiotów i porzuconego stylu życia. Ta druga strona lustra powstała w ubiegłym roku w murowanej stodole, która już dawno przestała pełnić swoją pierwotną funkcję. Pełno w niej przedmiotów używanych niegdyś przez rolników z regionu opoczyńskiego - narzędzi, prostych maszyn, rzeczy domowego użytku, wyposażenia izb chłopskich, części strojów ludowych itp. Zdzisław Socha gromadził to wszystko przez kilkanaście lat.

- Zawsze, jak tylko sięgam pamięcią, interesowała mnie historia starożytna i archeologia - wspomina właściciel galerii. - Archeologią siłą rzeczy nie mogłem się zająć, bo brakowało mi stosownego wykształcenia, na które nigdy nie było mnie stać, więc zacząłem zbierać różne stare przedmioty. Zaczęło się od tego, że na strychu w domu moich rodziców znalazłem takie relikty dawnego stylu życia i to mnie wciągnęło.

Tak zrodziła się pasja. Kolejna, bo pierwszą namiętnością był alkohol, który zaczął odgrywać coraz większą rolę w życiu pana Zdzisława. Jednak wygrał, również z depresją. Postawił na stare przedmioty.

- Picie alkoholu często wynika z depresji, bo niesamowicie poprawia samopoczucie człowieka cierpiącego na tę przypadłość - tłumaczy Zbigniew Caban, specjalista terapii uzależnień ze Skierniewic.

Ale picie alkoholu zabija przy okazji inne zainteresowania.

- Przestałem gromadzić rzeczy, które niegdyś tak mnie pociągały, a nawet część posiadanej kolekcji zniszczyłem w pijackim amoku - opowiada Zdzisław Socha.

Posiada jednak na tyle silną osobowość, że pewnego dnia powiedział sobie "dość".

- Co mnie do tego skłoniło? - zastanawia się przez chwilę. - Po prostu znalazłem się na dnie. Miałem za sobą próby samobójcze i uświadomiłem sobie, że jeszcze chwila takiego życia i będzie po mnie.

Postanowił odbić się od tego dna. Zgłosił się na terapię do ośrodka w Warszawie. Do tej pory trudnił się rolnictwem. Gospodarzył na 10 hektarach. Terapeuta poradził mu zmianę stylu życia.

- Chodziło mu o to, abym zaczął przebywać wśród ludzi, bo rolnik znaczną część swoich prac musi wykonywać w samotności - tłumaczy Zdzisław Socha.

- To bardzo dobre posunięcie - komentuje Zbigniew Caban. - Dla alkoholika bowiem w pierwszym stadium terapii jedną z najważniejszych rzeczy jest zmiana środowiska. W tym przypadku w grę wchodzi jeszcze depresja, która wynika z samotności i którą samotność pogłębia.

Kolekcjoner zerwał z rolnictwem - zostawił sobie niewielką działkę, resztę ziemi wydzierżawił sąsiadowi. Znalazł pracę w zakładach mięsnych w Rawie Mazowieckiej. I regularnie jeździł na sesje terapeutyczne do Warszawy. Przypomniał sobie także o swojej kolekcjonerskiej pasji. Od nowa zaczął wyszukiwać, gromadzić i restaurować stare przedmioty użytkowe, łącznie z umeblowaniem i wyposażeniem dawnej izby chłopskiej.

- W ubiegłym roku wpadłem na pomysł, aby ten swój zbiór uporządkować i wyeksponować, pokazać ludziom - opowiada Zdzisław Socha. - Zakasałem rękawy i zaadaptowałem swoją stodołą na galerię.

W ten sposób powstały cztery pomieszczenia - trzy na parterze i jedno na poddaszu - w których zgromadził wszystkie swoje zbiory. Jedno pomieszczenie, to kompletnie wyposażona dawna izba chłopska.

- Zdecydowana większość alkoholików poprzestaje na utrzymaniu abstynencji. W tym przypadku mamy do czynienia z wejściem w wyższy etap, etap rozwoju osobistego - tłumaczy terapeuta Zbigniew Caban. - Ten człowiek realizuje swoje marzenia, a dla alkoholika osiągnięcia są bardzo ważne. Jeśli zorientuje się, że coś osiągnął, zaczyna mu się to podobać, zaczyna wierzyć w siebie i swoje możliwości i ma ogromną szansę na to, że nie wróci już do alkoholu.

Zdzisław Socha nie pije już od 9 lat. Ale jeszcze od czasu do czasu uczestniczy w mityngach AA. Zaś jego galeria "Sochowa zagroda" zyskuje coraz większą popularność. Każdy, kto obejrzy wyeksponowane w niej zbiory, wpisuje się do księgi pamiątkowej. Przez rok zebrała się już pokaźna liczba tych wpisów.

- Odwiedzają mnie uczniowie miejscowych szkół, mieszkańcy okolicznych miast i wiosek, ale i osoby z dalekich zakątków kraju, które akurat znajdują się w pobliżu - mówi właściciel galerii, z dumą pokazując księgę.

Nic dziwnego, bo informacja o galerii rozeszła się szeroko po świecie, chociażby dzięki temu, że kolekcjoner założył własną stronę internetową www.sochowazagroda.pl. I nie zamierza poprzestać na tym, co osiągnął. Chciałby zaadaptować na użytek galerii pozostałą część stodoły. Marzy mu się także zorganizowanie zagrody edukacyjnej, w której dzieci, młodzież i wszyscy pozostali chętni mogliby uczyć się historii polskiej wsi. Brakuje jednak na to pieniędzy.

- Całe oszczędności zainwestowałem w to, co jest, nie licząc tysięcy godzin pracy przy urządzaniu wszystkiego - zwierza się kolekcjoner. - Ale prowadzę rozmowy z Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego w Bratoszewicach w sprawie dofinansowania moich projektów, szukam także sponsorów, co w dzisiejszych czasach nie jest łatwe.

Determinacja kolekcjonera w realizowaniu swoich projektów jest tak silna, że prawdopodobnie uda mu się osiągnąć cel.

Tadeusz Smoliński z Radziwiłłowa jest kolejnym przykładem człowieka, któremu pasja pozwoliła wygrać z ciężką chorobą. Z zawodu jest murarzem. Po ukończeniu szkoły pracował na wielu skierniewickich budowach i ani myślał, że kiedykolwiek zostanie artystą. Ale dopadły go dwie poważne choroby. W 1991 roku miał zawał serca. Trzy lata później natomiast trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc. Ostateczna diagnoza lekarzy zabrzmiała jednak jak wyrok - nowotwór płuca.

- Trafiło to we mnie, jak grom z jasnego nieba. Byłem załamany - wspomina Tadeusz Smoliński. - Trzy i pół roku trwało intensywne leczenie. Załatwiono mi wizytę u pewnego profesora medycyny, który specjalizuje się w takich schorzeniach i on, po rozmowie ze mną, powiedział: "panie Tadku, musi się pan czymś zająć, znaleźć sobie jakąś pasję, która odciągnie myśli od choroby, to postawi pana na nogi".

Słowa profesora nie dawały mu spokoju, ale nie bardzo wiedział, za co ma się zabrać, bo przecież przez całe dotychczasowe życie zajmował się tylko budowlanką. Rodzina podsuwała mu różne pomysły na życie, między innymi rzeźbienie w drewnie. Postanowił spróbować i chwycił za dłuto. Miał wówczas 44 lata.

- Początkowo szło mi nieporadnie, bo nie miałem pojęcia, jak się do tego zabrać - mówi artysta. - Zacząłem od małych form. Pierwsze rzeźby rozdawałem dzieciom i rodzinie. Byłem zdziwiony, że im się podobają.

Potem zaczął rzeźbić większe rzeczy. Gdy wykonał w drewnie logo nadleśnictwa skierniewickiego, leśniczy podarował mu pień dużej lipy. Pociął go na klocki i jeszcze ostrzej zabrał się do pracy. Do tej pory lipa pozostała jego ulubionym materiałem.

Specjalizuje się w płaskorzeźbie. Tematyka jego prac od samego początku dotykała motywów sakralnych. - Wiadomo przecież, że miałem za co dziękować Bogu - mówi z przekonaniem.

W krótkim czasie umiejętności rzeźbiarskie Tadeusza Smolińskiego rozwinęły się na tyle, że zaczęli doceniać je koneserzy sztuki sakralnej. Wiele jego płaskorzeźb trafiło do prywatnych domów - nie tylko polskich, ale i w Anglii, Niemczech, USA, Australii.

- Moje prace pojechały nawet do Azji i Afryki, głównie poprzez misjonarzy, którzy zabrali je, aby ozdobić obiekty misji - relacjonuje artysta.

Po katastrofie smoleńskiej wykonał płaskorzeźbę "Matka Boska Katyńska". Prezentowano ją nawet w telewizji. Jedna z jego ważniejszych prac, płaskorzeźba na podstawie obrazu Jerzego Dudy-Gracza "Parafia św. Michała Archanioła" znalazła się w sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Kętach koło Oświęcimia. Ma na swoim koncie sześć wystaw zbiorowych i indywidualnych. W tej chwili przystępuje do pracy nad płaskorzeźbą przedstawiającą Matkę Boską Karmiącą, chce także wykonać kolejną kompozycję kwiatową.

- Wyzdrowiałem, a moja pasja pozostała, już chyba do końca mojego życia - zapewnia rzeźbiarz. - To bardzo mobilizuje, gdy człowiek wie, że jest potrzebny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki