18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pastor z Żychlina molestował małe dziewczynki?

Joanna Leszczyńska
Grzegorz Dembiński
57-letni Stanisław K., samozwańczy pastor Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego z Żychlina, jeśli się dziś modli w więzieniu, to pewnie o uniewinnienie. Przed sądem w Kutnie odpowiada za pedofilię. To już kolejne takie oskarżenie. 4 marca 2013 roku Sąd Okręgowy w Łodzi w drugiej instancji za podobny czyn wobec dwóch innych dziewczynek skazał go na 4 lata odsiadki. Ale "pastor" uważa się za niewinnego. Nie jest w tym osamotniony. Bronią go bracia i część mieszkańców Żychlina.

- To dobry człowiek - mówi wyznawczyni Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego. - Byłam bezdomna, a on pomógł mi załatwić mieszkanie.

"Zawsze miał dobre serce"

8-letnia Malwina i 9-letnia Ewa nie mają słodkiego dzieciństwa. W domu bieda, matka zagląda do kieliszka, nie dba o dzieci. Nad dziewczynkami czuwa kuratorka z Kutna. Dwoje starszego rodzeństwa od kilku lat jest w domu dziecka. Losem Malwiny i Ewy bardzo przejmuje się znajoma ich matki Marianna W. z pobliskiego Żychlina. Postanawia im pomóc.

Marianna dobiega sześćdziesiątki. Jest wdową. Od kilku lat jest związana z Kościołem Chrześcijan Dnia Sobotniego w Żychlinie, którego samozwańczym pastorem jest Stanisław K. Za zgodą matki bierze dziewczynki do swojego domu. Tam często ją odwiedza Stanisław K. Marianna jest z nim w zażyłych kontaktach. Znają się od lat, ale jak twierdzą jej znajomi, nigdy nie byli parą.

Stanisław sekunduje znajomej w opiece nad dziewczynkami.

- Zawsze miał dobre serce, działał w różnych fundacjach - mówią jego bracia. - Kupował dzieciom słodycze, robił paczki na święta. Tak samo pomagał tamtym dziewczynkom.

Stanisław często odwiedza znajomą, kiedy dziewczynki są u niej, zabiera je też do siebie. Ale starsza, 9-letnia Ewa, stanowczo protestuje przeciwko kontaktom z nim. I on daje jej z czasem spokój. Nie odpuszcza za to 8-letniej Malwince. Często można było go spotkać, jak spacerował z nią po centrum Żychlina i kupował jej jakieś drobiazgi.

"Ciociu, nie broń wuja"

Iwona ogląda w telewizji relację z procesu Katarzyny W. , oskarżonej o zabicie półrocznej córki. Sąd to dla niej nie nowość. Zeznawała w sprawie Stanisława K. , swojego chrzestnego. Na jego niekorzyść. Początkowo miała wątpliwości, czy powinna, bo to chrzestny. Ale jak nie powiedzieć o czymś, co widziała na własne oczy.

Była świadkiem, jak Stanisław "poprawiał" Malwince ubranie. Iwona była zdziwiona, bo dziecko miało wszystko w najlepszym porządku. Ale chrzestny złapał Malwinkę, wywinął jej podkoszulek i włożył swoje ręce w jej spodnie. Iwona demonstruje, jakie ruchy wykonywał Stanisław. Wygląda to obscenicznie. Dziecko wyrywa mu się i ucieka do domu.

Iwona przyjeżdża do domu i wszystko opowiada sąsiadce, a ta na to, że coś jej się przewidziało. Jeszcze większy wstrząs przeżywa kilka dni później, kiedy odwiedza ją znajoma z Marianną W., opiekunką dziewczynek. Malwinka opowiada, że "wujo" Stanisław często wkłada jej rękę do majtek, czego ona bardzo nie lubi, nawet mimo tych słodyczy i prezentów od niego. Marianna krzyczy na nią, że gada bzdury, ale dziecko podchodzi do niej i zakrywa ręką jej buzię, mówiąc: "Ciocia, nie broń wuja. Sama wiesz, co wuj mi robił."

Wkrótce kolejną wstrząsającą relację składa Iwonie Halina, sąsiadka. Malwina zwierzyła się jej, jak wyglądają jej kontakty z "wujem" Stanisławem. Dziecko opowiedziało jej, że "wuj" spał z nią w jednym łóżku, że ją całował, kładł jej ręce między nogi, obmacywał i dyszał. Często ją też kąpał, choć krzyczała, że nie chce, bo jest czysta.

- Mała opowiadała to z takimi szczegółami, że nie sposób było jej nie wierzyć - mówi Halina. - Wuj prosił ją, by nikomu nie mówiła, co jej robi, bo wtedy kupi jej lalkę i w ogóle co będzie chciała. Mówiła też, że nie lubi do niego chodzić, ale ciotka Marianna stale ją do niego ciągnie.

Halina nie śpi całą noc, zastanawiając się, czy zgłosić sprawę na policję. Walczy z myślami, czy uwierzą jej, czy nie. Ryzykuje. Komendant radzi, by sprawę zgłosiła kuratorce w Kutnie. I tak robi. Słyszy od niej, że i ona miała wcześniej podejrzenia, że Stanisław K. molestuje dziewczynki. Jakie, Halina nie śmie pytać.

Kuratorka nie chce rozmawiać z dziennikarzem.

Ludzie nie chcieli się wtrącać

Po przyjściu z komisariatu Halina idzie do Marianny i zakazuje jej "udostępniania" dzieci. Stanisławowi. Straszy ją, że będzie sprawa w sądzie i uznają ją za współwinną. Marianna przysięga na wszystkie świętości, że już nie weźmie dzieci do Stanisława. Przyznaje, że też się domyślała, co się dzieje. Bo kiedy Stanisław miał kąpać Malwinkę, wysyłał ją do sklepu albo po wodę. Kiedyś dziewczynka tak krzyczała, że do mieszkania Marianny zaszła zaniepokojona sąsiadka. Nakrzyczała na Stanisława: "Jak ty się nie wstydzisz kąpać to dziecko!"

- Każdy już miał podejrzenia, tylko ludzie nie chcieli się wtrącać - mówi z przekąsem Halina.

Kiedy kuratorka zgłasza sprawę do prokuratora, matka dziewczynek przyznaje, że dzieci jej mówiły, co im robi "wujek", ale ona uważała, że zmyślają. - Była pochłonięta miłością do nowego, młodszego faceta i zamroczona alkoholem - komentują ci, którzy ją znają.

Ucieczka z sali sądowej

Sprawę rozpatruje Sąd Rejonowy w Kutnie. Marianna nie zeznaje, bo jest w szpitalu. Odchorowała to wszystko - mówią jej znajomi w Żychlinie. Wciąż nie czuje się dobrze. Opiekuje się nią syn, który nie zgadza się na rozmowę z matką.

W sądzie zeznają przeciwko Stanisławowi K. obie siostry. Malwinka tuż przed wydaniem wyroku miała zeznawać jeszcze raz, ale wybiega z sali sądowej.

- Nie wytrzymała psychicznie - domyśla się Halina.

Wyrok sądu ją zaskakuje. K. dostaje tylko 2 lata w zawieszeniu. Kiedy 4 marca 2013 roku Sąd Okręgowy w Łodzi w drugiej instancji skazuje Stanisława K. na 4 lata bezwzględnego więzienia, ten ma już na karku kolejne zarzuty o pedofilię. Ofiary to siostry w wieku 6 i 8 lat. Wedle prokuratury, K. przestępstwa tego dokonuje m.in. w czasie, kiedy jest zwolniony z aresztu.

Iwonie nie mieści się w głowie, że chrzestny, gdy tylko wychodzi z aresztu, znowu ugania się za dzieciakami. We wrześniu ubiegłego roku widzi go, jak siedzi sobie w centrum miasteczka na ławce i trzyma... dziewczynkę na kolanach. W kolejnych dniach znowu go widziała, jak z tą samą kilkulatką przechadza się po mieście. Potem docierają do niej pogłoski, że chrzestny chodzi do jednego domu na "Kurzej Jamie", gdzie "zajmuje się" córkami Celiny M.
30 stycznia 2013 roku K. zostaje zatrzymany przez policję. W lipcu Prokuratura Rejonowa w Kutnie skierowała do sądu kolejny akt oskarżenia przeciwko Stanisławowi K. Mieszkańcy są porażeni wiadomością, że prokurator znowu zarzuca mu pedofilię. Ofiarami mają być córki Celiny M.

Zarzut taki usłyszał również Krzysztof C., pracownik jednego z publicznych urzędów w Żychlinie. Domniemani sprawcy nie działali jednak w porozumieniu. C. odpowiada z wolnej stopy. Nie zgadza się na rozmowę.

Szukał drogi do Boga

- Nigdy bym nie podejrzewała Stanisława o takie rzeczy, a znam go długo, bo żyjemy w sąsiedztwie czterdzieści kilka lat - mówi sąsiadka.

Stanisław K. wyrastał blisko kościoła. Dosłownie i w przenośni. Przed wojną w jego późniejszym rodzinnym domu był kościół. Potem władza ludowa bez ceregieli urządziła w nim przedszkole, zorganizowała salkę katechetyczną, a resztę budynku udostępniła rodzinie K. na mieszkanie. K. klepali biedę, jak wielu w powojennych czasach. A do wyżywienia było pięciu chłopaków. W tym dwóch upośledzonych. Ojciec był grabarzem, a matka sprzątała salkę parafialną.

- Rodzice pracowici, uczciwi, ale trochę dziwaczni - ocenia sąsiadka. - Wychowywali synów na odludków. Koledzy ich nie odwiedzali. Ale spokojni są, żaden nie pije - dodaje.

Stanisław, tak jak wszyscy bracia, jest kawalerem. Ludzie mówią, że zatwardziałym. Chociaż przed laty poznał pewną kobietę. Ale po tygodniu uciekła, gdzie pieprz rośnie.

- Trudno było jej pewnie wytrzymać w jednym domu z tyloma facetami, bo bracia mieszkają razem - domyśla się jedna ze znajomych Stanisława K.

Edukację Stanisław kończy na podstawówce. Już jako dorosły człowiek zbliża się do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Krzysztof Kalaczyński, pastor zboru okręgu łódzkiego tego Kościoła wspomina, że Stanisław sprawiał wrażenie szczerze zaangażowanego religijnie i poczciwego. - Ale to bardzo prosty człowiek - zaznacza.

Osiem lat temu zostaje wykluczony ze zboru z przyczyn doktrynalnych, szczegółów jednak pastor nie może zdradzić. Ale zaznacza, że nie ma to nic wspólnego z zarzutami pedofilii. Nigdy nie zauważył nic niepokojącego w zachowaniu Stanisława K.

Później nastaje czas Kościoła Chrześcijan Dnia Sobotniego. Stanisław nazywa się pastorem. Pastor Roman Witek zaprzecza, by K. kiedykolwiek oficjalnie należał do zboru. Owszem, K. dzwonił do niego kilka razy, bo brał literaturę, czyli rozważania na sobotę.

Robert Klarecki, wyznawca tego Kościoła z Łodzi: - Nie był to człowiek o wielkiej wiedzy biblijnej. Mieszał zasady naszego Kościoła z zasadami adwentystów czy świadków Jehowy. Właściwie nigdy nie wyraził chęci, by zostać członkiem naszego Kościoła. Sprawiał wrażenie zagubionego. Ubrany w takie ciuszki z paczuszki z lat 70. Wiem, że pastor interweniował, by zdjął z budynku w Żychlinie tabliczkę z nazwą naszego Kościoła. Ale czy ponownie jej nie powiesił, nie wiem.

Kiedy po mieście rozchodzi się wieść, że "pastor" jest znowu podejrzany o pedofilię, jego "kościół" zostaje obrzucony kamieniami. Jak twierdzą sąsiedzi, przez pijaną młodzież.

Bracia stoją za nim murem

"Dom Boży" Stanisława K. mieści się w jednym ze starych, zaniedbanych budynków, nazywanych przez miejscowych od lat "Kurzą Jamą". "Pastor" nie ma specjalnej charyzmy, bo w najlepszym okresie gromadzi najwyżej dziesięciu wyznawców, w tym swoich braci.

Od roku nie ma już tu "kościoła". W jednym budynku mieszka Celina, której dzieci, wedle prokuratury, były ofiarami K. Ale matka nie godzi się na rozmowę. Dziewczynki i niedawno urodzony syn są w rodzinie zastępczej, tak jak Malwinka i Ewa.

Dom, w którym mieszkają bracia K., przedstawia się dziś żałośnie. Widać, że gości tu bieda. Tadeusz, brat Stanisława, był kiedyś kościelnym, wiele lat pracował w energetyce cieplnej. Zajadając z miski surowy makaron, opowiada, że brat siedzi przez lewych świadków. Iwona mści się na nim, bo odmówił jej wzięcia na siebie kredytu. Kiedyś wziął dla niej pożyczkę i musiał spłacać. A z kolei Celina chce wyłudzić pieniądze.

Iwona, choć miała też w życiu zakręty, chociażby wtedy, gdy jej dzieci trafiły na jakiś czas do rodziny zastępczej, zarzut zemsty odrzuca. Żadnych pieniędzy nie jest winna chrzestnemu. I dodaje, że sami bracia już wcześniej podejrzewali Stanisława, że jest pedofilem. Byli wściekli na nie-go, że podkrada im pieniądze, by przekupywać dzieci i nawet kazali mu się wynosić z domu.

A na złe języki Iwona jest uodporniona. Nasłuchała się już z Haliną od mieszkańców, że chcą niewinnego człowieka zniszczyć. Bo nie cały Żychlin daje wiarę w uczynki Stanisława. Był czas, że niektórzy chcieli petycję do sądu wysłać w jego obronie. - Bo ludzie - uważa Iwona - dali się nabrać na jego "dobroć", na to kupowanie cukierków dzieciom.

Tadeusz i pozostali bracia stoją za Stanisławem murem. Mówią, że zawsze uważali, że brat jest niewinny. Bardzo go brak. To on rządził pieniędzmi, czyli głównie rentami i zasiłkami, prał, robił zakupy, gotował. Dom został bez gospodarza.

Niektóre imiona i inicjały nazwisk bohaterów zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki