Banderas otrzymał już za swój występ nagrodę w Cannes, teraz być może powalczy o Oscara. Piękną, ujmującą kreację na drugim planie tworzy Penélope Cruz (matka Salvadora za młodu), świetna jest też Julieta Serrano (matka w podeszłym wieku). Na ekranie pojawiają się aktorzy, spłacający swoisty dług zaciągnięty u reżysera, który dał ich karierze napęd. I to również sprawia, że dużo to czułości, ciepła, ale i znakomitego, naturalnego grania tymi elementami, do których hiszpański autor nas przyzwyczaił. Almodóvar mistrzowsko uwodzi i otwiera kolejne pudełka: snu w filmie, filmu w śnie, sekwencje zawiązują się bez zgrzytów, kolory czarują i zapierają dech.
Almodóvar nie próbuje zaszachować nas głęboką prawdą istnienia, którą odkrył dożywszy siedemdziesiątki. Niczego też nie zamyka, nawet, gdy tęskni za tym, co było. W nastroju przejmującej melancholii przyznaje raczej, że życie to okruchy. W całość składa je to, co dla każdego z nas stanowi sens. Dla Almodóvara jest to kino. Pasja, dzięki której można się przeciwstawić przemijaniu i śmierci (także bliskich), a może raczej z nimi pogodzić.
Ból i blask Hiszpania dramat, reż. i scen. Pedro Almodóvar, wyst. Antonio Banderas | OCENA ★★★★★☆