Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PGE Skra masakruje. Do brązu potrzebuje jednego zwycięstwa

Pawel Hochstim
Pawel Hochstim
Dwóch zwycięstw siatkarzy PGE Skry w meczach z Lotosem Treflem można było się spodziewać. Ale ich rozmiar jest naprawdę zaskoczeniem.

To nie było zwykłe dwa razy po 3:0, to była naprawdę przytłaczająca przewaga, wynikająca przede wszystkim z niespotykanej skuteczności bełchatowskich graczy na siatkówce.

Po czwartkowej porażce siatkarze Lotosu Trefla mówili, że w drugim meczu spróbują powalczyć, spróbują wrócić do Trójmiasta z jednym zwycięstwem. Bełchatowski zespół dość szybko jednak wybił im te marzenia z głowy. A statystyki PGE Skry z pierwszego seta powinno się pokazywać na siatkarskich szkoleniach, gdy ktoś zadaje pytanie: A co to jest gra idealna?

W pierwszej partii bełchatowianie nie skończyli zaledwie dwóch ataków, nie popełniając przy tym ani jednego błędu, ani nie dając się zablokować. Mariusz Wlazły miał 100 procent skuteczności i trzy asy serwisowe (przy jednym błędzie). Bez zarzutu gracze PGE Skry przyjmowali zagrywkę i blokowali rywali. Byli po prostu zespołem zdecydowanie lepszym, oczywiście nie tylko w pierwszym, ale i w kolejnych setach.

Gdy w drugim secie trener gdańskiego zespołu Andrea Anastasi prosił o drugą przerwę, jego zespół przegrywał już 4:12. Właściwie wszyscy gracze PGE Skry ranili rywali mocnymi i dokładnymi zagrywkami. Gdy rywalom udawało się je przyjąć, raz po raz bełchatowski zespół dostawał piłkę na kontrę. A w tym elemencie, jak i w pozostałych się nie mylił. Statystyki drugiej partii były bliźniaczo podobne do tych z pierwszej, a w sumie w dwóch setach gdański zespół zdobył 23 punkty! Czyli mniej, niż potrzeba do wygrania jednej partii. Tymczasem PGE Skra miała na swoim koncie np. 11 asów serwisowych przy sześciu zepsutych zagrywkach. Gdy sytuacja jest odwrotna w siatkówce mówi się o dobrym wyniku. A taki właściwie się nie zdarza.

Obecny w hali Energia selekcjoner reprezentacji Polski Stephane Antiga nie mógł być zadowolony, bo zobaczył w formie tylko jednego swojego zawodnika - Karola Kłosa. Pozostali, czyli Piotr Gacek i Mateusz Mika o meczu w Bełchatowie będą chcieli zapomnieć. Z kolei Andrzej Wrona z PGE Skry nie podniósł się z ławki.

W trzecim secie Lotos Trefl nie dał się już tak staranować, ale i tak nie zdołał przedłużyć tego spotkania choćby o jedną partię. Bełchatowianie od początku mieli kilkupunktową przewagę i kontrolowali przebieg gry w ostatniej partii. A mecz trwał jeszcze krócej, niż dzień wcześniej.

Jeśli Lotos Trefl Gdańsk nie poprawi swojej gry - choć może lepiej byłoby napisać, że jeśli PGE Skra nie spuści z tonu, bo gdańszczanie nie bardzo mieli okazję, by pokazać swoją grę - ro rywalizacja o brązowy medal zakończy się już we wtorek, gdy o godz. 18 obie drużyny zagrają po raz trzeci w Ergo Arenie. Ewentualne czwarte spotkanie zaplanowane jest na środę w Gdańsku, a w przypadku remisu 2:2 piąty mecz miałby odbyć się 1 maja w Bełchatowie. Dziś jednak wydaje się to kompletnie nierealne, by drużyny wróciły do hali Energia.

PGE Skra Bełchatów - Lotos Trefl Gdańsk 3:0 (25:13, 25:10, 25:21)
PGE Skra
: Uriarte, Conte, Kłos, Wlazły, Marechal, Lisinac, Piechocki (libero). Trener: Philippe Blain.
Lotos Trefl: Falaschi, Mika, Gawryszewski, Troy, Schwarz, Grzyb, Gacek (libero) oraz Schulz, Stępień, Hebda, Ratajczak. Trener: Andrea Anastasi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki