Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięć lat po wielkiej tragedii w rzece Warcie. Na dzikim kąpielisku utonęło czworo rodzeństwa [ZDJĘCIA]

Zbigniew Rybczyński
Zbigniew Rybczyński
Pięć lat po wielkiej tragedii w rzece Warcie. Na dzikim kąpielisku utonęło czworo rodzeństwa
Pięć lat po wielkiej tragedii w rzece Warcie. Na dzikim kąpielisku utonęło czworo rodzeństwa Daniel Sibiak
Dokładnie pięć lat temu, 6 sierpnia 2013 r., doszło do jednej z najbardziej wstrząsających tragedii w najnowszej historii naszego regionu. W rzece Warcie w rejonie Działoszyna utonęło czworo rodzeństwa

Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską. 6 sierpnia 2013 r. na dzikim kąpielisku w Trębaczewie nurt rzeki porwał czwórkę kąpiących się dzieci - 7-letnią Hanię, 11-letnią Kasię, 14-letniego Mieczysława i o rok starszego Andrzeja. Cała czwórka utonęła. Mama rodzeństwa Beata B. rozpaczliwie próbowała ratować swoje pociechy i omal sama nie utonęła. Asystentka rodziny z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Działoszynie przebywała na brzegu z piątym, najmłodszym z rodzeństwa.

- Nigdy nie skrzywdziłam żadnego człowieka, nikomu złego słowa nie powiedziałam. Ciągle zadaję sobie pytanie: dlaczego ja? Dlaczego to mnie się musiało przytrafić? Bardzo kochałam swoje dzieci, wszystko bym dla nich zrobiła - mówiła potem w sądzie zrozpaczona matka. Ona i pracownica MGOPS były sądzone za nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci.

Z kąpieliska od dawna korzystało wiele osób, choć obowiązywał tam zakaz wchodzenia do wody. Z pozoru wydaje się być tam bezpiecznie. Jednak rodzeństwo z Trębaczewa oddaliło się od brzegu i znalazło w miejscu, gdzie jest głębiej, a nurt silniejszy. Gdy jedna z dziewczynek zaczęła się topić, pozostałe dzieci ruszyły jej na ratunek. Żadne nie potrafiło jednak pływać...

Rodzeństwo żegnała cała wieś

Tragicznie zmarłych Hanię, Kasię, Mieczysława i Andrzeja żegnali niemal wszyscy mieszkańcy wsi. Rodzeństwo zostało pochowane we wspólnym grobie na trębaczewskim cmentarzu.

- Zapamiętamy was takimi, jakimi byliście na lekcjach i korytarzu, gdzie każdy z was miał swoje miejsce. Zawsze będziemy was tam widzieć - mówił ks. Grzegorz Wierzba, szkolny katecheta. Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej wielu mieszkańców jeszcze długo pozostało w milczeniu na cmentarzu.

Wcześniej w kościele poruszającą homilię wygłosił proboszcz miejscowej parafii ks. Eugeniusz Krzyśko.

- Panie Boże, czy oni byli ci tam potrzebni? Czy tam trzeba służyć do mszy, czy trzeba pomagać w domu, czy trzeba chodzić do szkoły i radować serca bliskich uśmiechem i dziecięcym gwarem? Co to za dom bez Hani, Kasi, Mietka i Andrzejka? Co to za szkoła, co to za parafia i co to za Trębaczew? I właściwie nie czekamy na odpowiedź. A może sami sobie próbujemy odpowiadać, chociaż najlepiej w takich chwilach po prostu zamilknąć, a już bynajmniej nigdy nie próbować stawiać się w roli sędziów, oskarżycieli i adwokatów - mówił ks. Krzyśko.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Proces trwał dwa lata

Rok po tragedii w Warcie rozpoczął się proces matki i opiekunki dzieci. Rozprawy toczyły się za zamkniętymi drzwiami w Pajęcznie, w zamiejscowym wydziale karnym Sądu Rejonowego w Wieluniu. Zrozpaczona matka mówiła przed pierwszą rozprawą, że w Warcie doszło do nieszczęśliwego wypadku.

- Ja już karę poniosłam, bo straciłam ukochane dzieci. Próbowałam je ratować, ale nie dałam rady. Nikt nie był w stanie mi pomóc - mówiła kobieta.

Sędzia Aneta Tworek wysłuchała zeznań ponad trzydziestu świadków, w tym osób, które przebywały w pobliżu miejsca tragedii. Zeznawali także biegli psychiatrzy, którzy wydawali opinie w sprawie. Wyrok zapadł we wrześniu 2015 r. Asystentka rodziny z pomocy społecznej 31-letnia wówczas Ilona B. została skazana na 10 miesięcy więzienia. 38-letnia Beata B., matka czworga tragicznie zmarłych dzieci, usłyszała wyrok 8 miesięcy ograniczenia wolności, polegający na wykonywaniu nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie. Kary wobec obu oskarżonych sąd warunkowo zawiesił na okres dwóch lat próby.

Ogłoszenie wyroku było jawne, natomiast uzasadnienie odczytano za zamkniętymi drzwiami. Sędzia orzekła, że matka dzieci feralnego dnia miała w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia swoich czynów. W związku z tym zastosowano wobec niej nadzwyczajne złagodzenie kary.

Opiekunka składała apelację

W ocenie pajęczańskiego sądu obie kobiety nie zachowały wymaganej ostrożności. Nie upewniły się wcześniej, czy można bezpiecznie kąpać się w tym miejscu. Sędzia stwierdziła także, że matka i opiekunka nie sprawowały należytego nadzoru nad bawiącymi się w rzece dziećmi, które nie potrafiły pływać. Oskarżyciel posiłkowy Tomasz Kilanowski wyraził zadowolenie z wyroku.

- Doszło do wielkiej tragedii, ale należało to ubrać w ramy prawne. Uważam, że sąd zrobił to w sposób prawidłowy. Tu nie tyle chodziło o wysokość kary, lecz o stwierdzenie winy oskarżonych - powiedział mecenas.

Według sądu to pracownica MGOPS w Działoszynie zorganizowała wyprawę nad rzekę. Ilona B. składała apelację. Sąd w Sieradzu utrzymał jednak wyrok w mocy.

Wymiar sprawiedliwości swoje, a życie swoje. Mieszkańcy Trębaczewa dalecy byli od formułowania łatwych oskarżeń. Dominowała raczej atmosfera współczucia i solidarności z tragicznie doświadczoną przez los rodziną. Przed pogrzebem we wszystkich sklepach zorganizowana została zbiórka pieniędzy. Potem jeszcze długo rodzina mogła liczyć na wsparcie ludzi dobrej woli. Również przy ocenie udziału opiekunki w tragicznym zdarzeniu przez opinie mieszkańców przebijała daleko idąca wstrzemięźliwość. Ponieważ przypisane jej przestępstwo zostało popełnione nieumyślnie, mogła ona zachować pracę w opiece społecznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki