Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięrwsza komunia święta 2018 w Łodzi. W czym do komunii? Jaki prezent na komunię? Karetą do komunii...

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
ARCHIWUM GRZEGORZ GAŁASIŃSKI
Nadchodzi maj, miesiąc Pierwszych Komunii. Co roku Polaków ogarnia komunijne szaleństwo. Rodzice i chrzestni prześcigają się w prezentach, a właściciele restauracji zacierają ręce. Większość komunijnych przyjęć odbywa się bowiem w lokalach.

9-letnia Lenka już nie może doczekać się ostatniej niedzieli maja. Tego dnia pójdzie do Pierwszej Komunii Świętej. Już zamówiła u chrzestnej tablet. Chrzestny ma kupić rower. Liczy, że babcie, dziadkowie i ciocie dadzą trochę pieniędzy. Może wystarczy na laptopa lub na konsolę? Lena nie ma wielkich wymagań, ale niektóre z jej koleżanek dostaną w prezencie quady i deskorolki elektryczne z żyroskopem za blisko 2 tys. zł.

Lenka będzie miała piękną sukienkę

- Mama mi kupiła - mówi dziewczynka, która pierwszy raz Komunię Świętą przyjmie w jednym z kościołów na łódzkich Bałutach. - Sukienka będzie z falbankami, biała. Mama ma mi też kupić buty na obcasiku i torebkę.

Kamilę Łuczak, mamę 8-letniej Weroniki, Pierwsza Komunia córki czeka za rok. Ale już teraz zastanawia się, jak będzie ubrana jej jedynaczka. Sama była na komunii kuzynów i przeraziła ją rewia mody, którą zobaczyła w kościele.

- Dziewczynki wyglądały jak małe księżniczki lub panny młode. Niektóre były ubrane w suknie z fiszbinami - mówi łodzianka.

Do komunii sukience czy albie

Przed wojną dziewczynki chodziły do komunii w białych sukienkach, a chłopcy w ciemnych garniturach. Z czasem pierwszokomunijne ubiory stawały się coraz bardziej strojne.

Dziewczynki pojawiały się w kościele w wymyślnych kreacjach. Granatowe garnitury chłopców zastąpiły popielate, białe, a nawet zielone. W jednej z podłódzkich parafii rodzice tak bardzo chcieli wyróżnić swoją córkę, że ubrali ją do komunii w... różową sukienkę.

Pani Ela, właścicielka sklepu ze strojami komunijnymi, wspomina, jak kiedyś przyszła do jej salonu mama z 9-letnią dziewczynką. Miały ze sobą zdjęcie sukni ślubnej wartej 3600 zł.

- Pani poprosiła, byśmy uszyły taką sukienkę dla jej córki do komunii - wspomina pani Ela. - Sukienka była bardzo strojna. Trzeba było jednak dokonać korekt, m.in. zakryć ramiona. Nie wypada przecież, by dziewczynka szła do komunii z odkrytymi ramionami. No i cena była trochę niższa. Zapytałam matkę dziewczynki, dlaczego wybrała taką sukienkę. Odpowiedziała: „Moja córka bardzo dobrze się uczy. Zna kilka języków. Zobaczyła na zdjęciu suknię ślubną i stwierdziła, że w takiej chce iść do komunii. Nie mogłam jej odmówić. Przecież mam takie dobre i zdolne dziecko!”

Coraz częściej jednak dzieci idą do komunii w albach. Alby, czyli długie, białe tuniki, odpowiednio ozdobione, pojawiły się w kościołach naszego województwa w połowie lat 90. XX wieku. Początkowo wielu rodziców odnosiło do nich nieufnie, ale z czasem rodzice się do nich przekonali. Nadal jednak nie wszystkie dzieci przyjmują Komunię Świętą w albach. Łatwiej przekonać do alb mieszkańców wsi niż dużych miast.

- Był czas, że rodzice podchodzili bardzo opornie do alb - mówi ksiądz z jednej z łódzkich parafii. - Na szczęście to się zmienia. U nas już niemal wszystkie dzieci idą do komunii w albach. Niestety, nadal są tacy, którzy traktują komunię jako paradę mody, pewien folklor, a nie przeżycie religijne. Jest to dla nich rodzinna impreza, na której można się popisać, kto ma ładniejszą sukienkę. Zwłaszcza mamy dziewczynek bywają oporne w tej kwestii.

- Gdy nie ma alb, od razu widać, które dziecko jest biedniejsze, a które bogate - komentuje Katarzyna. - Moim zdaniem najlepiej, gdy wszystkie dzieci idą do komunii w albach - dodaje kobieta.

Jej córka poszła do komunii w albie, choć mama kupiła jej za 150 zł sukienkę na przebranie.

- U nas komunia przebiegła normalnie - mówi Katarzyna. - Było przyjęcie w restauracji na 20 osób, czyli najbliższej rodziny. Kosztowało nas ok. 2 tys. zł. Nie było żadnych karet, limuzyn. Tymczasem znajomi zastanawiają się, czy ich córka ma pojechać do komunii białą karetą czy limuzyną - dodaje kobieta.

Karety, lincolny, kabriolety, wagonetki...

Kilka lat temu łódzką prasę obiegło zdjęcie dziewczynki, która pod kościół zajechała piękną, białą karetą. Okazało się, że był to komunijny prezent od babci. Kosztował ją 600 zł. Kareta wywołała małą sensację. O tej pory firmy wynajmujące takie pojazdy mają coraz więcej zleceń. Jedna z nich znajduje się koło Sieradza. Jej właściciel tylko śmieje się, gdy słyszy, że w Łodzi ktoś wynajął karetę za 600 zł.

- Moja kareta jest elegancka, biała, pięknie wystrojona - zachwala. - Za wynajęcie jej na komunię w Łodzi biorę co najmniej 2 tys. Chętnych nie brakuje.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

Właściciel podobnej firmy z powiatu pabianickiego gotowy jest zawieźć dziecko do komunii taniej o 500 zł. Jest tylko jeden problem. Jego kareta jest czarna, co nie wszystkim odpowiada.

- Te białe karety to jakieś wymysły - przekonuje. - Jeszcze ubrane jakimiś wstążkami, kwiatkami. No wieś tańczy i śpiewa! Prawdziwe są czarne karety, zaprzężone w czarne konie. Kilka razy wiozłem nimi dzieci do pierwszej komunii.

Zresztą pomysły rodziców nie znają granic. Kilka lat temu w Rąbieniu koło Aleksandrowa Łódzkiego białą karetą na uroczystość Pierwszej Komunii przyjechała jedna z dziewczynek. Za karetą podążała zaś tzw. wagonetka, czyli długi wóz konny. Jechali nią goście komunijni. Rodzice dziewczynki tłumaczyli, że ich córka tak lubi konie, że nie mogli odmówić jej takiej przyjemności.

Przestają już też dziwić limuzyny zajeżdżające pod kościoły i przywożące dzieci idące do Pierwszej Komunii. Właściciele firm wynajmujących takie auta nie narzekają w maju na brak klientów. Dużym zainteresowaniem cieszą się długie, eleganckie lincolny, ale też mercedesy kabriolety. Wynajęcie kosztuje od 400 do 750 zł za godzinę. Bywa, że limuzyną z dzieckiem jadą goście.

Rosół i zegarek, czyli kiedyś było dużo skromniej

Andrzej Pietrzak, inżynier z Piotrkowa Trybunalskiego, pamięta swoją Pierwszą Komunię, do której szedł na początku lat 60. XX wieku.

- Do komunii przystępowała setka dzieci - wspomina. - Cała uroczystość była skromnie przygotowana. Wiadomo, czasy były inne. Nie było takich wystawnych prezentów, obiadów, tylu gości. Do dziś pamiętam, że w czasie mszy św. byłem rozproszony. Rozglądałem się, by zobaczyć, czy do komunii przystępują moi rodzice. Kiedy zobaczyłem ich u komunii, to się uspokoiłem. Po uroczystości był w domu obiad. Byli na nim tylko rodzice, brat i siostra oraz chrzestni z rodzinami.

Pan Andrzej zapamiętał, że mama ugotowała rosół, a od chrzestnego dostał w prezencie radziecki zegarek.

Dobiegający osiemdziesiątki Bernard Wiciński z Sieradza u Pierwszej Komunii był w latach 50. XX wieku.

- Pamiętam zapach jaśminu, bo bukiet z tych kwiatów miałem w klapie marynarki - wspomina. - Rodzice kupili mi używany granatowy garniturek z krótkimi spodenkami i białymi podkolanówkami. Do tego sandały. Po mszy świętej robiono nam wspólne zdjęcie z księdzem katechetą. Potem na plebanii odbywało przyjęcie. Do kanapek i ciast podano kakao. Przed komunią przez trzy godziny nie można było nic jeść, obowiązywał bowiem post eucharystyczny. Wtedy też rozdawano obrazki. Mieszkaliśmy na wsi i do kościoła szliśmy pieszo kilka kilometrów.

Anna Koczewska, łódzka prawniczka, do pierwszej komunii szła w 1973 r. Uroczystość miała miejsce w kościele św. Kazimierza na Widzewie.

Wspomina, że nie spała niemal całą noc, by nie zepsuła się jej przygotowana wieczorem przez mamę fryzura. Mama zadbała też, by miała piękną sukienkę. Kupiła w „Peweksie” za wcześniej mozolnie odkładane dolary materiał z białej krempliny. Suknie szyła jej znajoma krawcowa, która pracowała w „Telimenie”.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

- Przyjęcie komunijne odbywało się w domu - wspomina pani Anna. - Było na nim ok. 40 osób. Stoły były rozstawione w dwóch pokojach. Mama nie chciała, by na przyjęciu komunijnym był alkohol. Wiadomo jednak, że w Polsce na takich uroczystościach bez alkoholu nie ma zabawy ani apetytu. Po południu poszłam do kościoła z mamą i chrzestnymi po odbiór komunijnych obrazków. Tata wcześniej schował kilka butelek wódki i wyciągnął w czasie nieobecności mamy. Gdy wróciliśmy z kościoła, goście byli już wyraźnie rozluźnieni.

Dziś już mało kto urządza przyjecie komunijne w domu. Często wybierane są eleganckie restauracje. Trzeba być jednak zapobiegliwym. Miejsca rezerwowane są w nich z ponadrocznym wyprzedzeniem.

- Już rok, a nawet dwa lata wcześniej mamy zapytania, w jakim terminie dzieci będą miały komunię - mówi proboszcz jednej z łódzkich parafii.

Na największych przyjęciach bawi się ponad sto osób. Nikogo nie przeraża to, że za tzw. talerzyk trzeba w ekskluzywnych restauracjach zapłaci nawet 300 zł. Zwykle to jednak koszt 80-100 zł.

W Hiszpanii i Włoszech też wystawnie

W Hiszpanii dziewczynki przystępują do Pierwszej Komunii w strojnych, białych sukienkach, najczęściej długich. Wyglądają w nich niczym małe księżniczki lub panny młode.

Niektórzy chłopcy ubrani są w małe, marynarskie stroje. Inni mają ciemne garnitury przypominające wojskowe mundury, a konkretnie mundur admirała. Spotkać można też chłopców, którzy podczas pierwszokomunijnej uroczystości występują w beżowych spodniach i granatowej marynarce.

Pierwsza Komunia ma miejsce w sobotę. Dzieci przystępują do niej w małych, ok. 20-osobowych grupach. Podczas uroczystości stoją w rzędach po dwóch stronach ołtarza. Po mszy w wielu parafiach dziewczęta i chłopcy otrzymują od księdza na pamiątkę drewnianą kostkę, a na niej zapisane słowa modlitw. Po uroczystości w kościele rodzice zapraszają gości na wystawne przyjęcie w restauracji. W Hiszpanii, podobnie jak u nas, dzieci obdarowywane są drogimi prezentami.

We Włoszech Pierwsze Komunie organizowane są na przełomie kwietnia i maja. Dziewczynki zakładają na tę uroczystość strojne suknie, chłopcy garnitury. Ale tak jak w Hiszpanii dzieci przystępują w małych grupach.

Przyjęcia komunijne organizowane są w restauracjach. Dzieci dostają prezenty. Obowiązkowo każde musi otrzymać tzw. bombonierę, czyli specjalną paczkę pełną słodyczy.

W takiej bombonierze nie może zabraknąć dużych, czekoladowych cukierków, migdałów, orzechów oblanych czekoladą, cukierków owocowych. Słodyczy z bomboniery dziecko nie je samo. Częstuje nimi kolegów z klasy, sąsiadów, rodzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki