Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszego kwietnia każdy może zostać osłem

Piotr Brzózka
1 kwietnia jest dniem, w którym uchodzą na sucho wszelkie żarty i wygłupy
1 kwietnia jest dniem, w którym uchodzą na sucho wszelkie żarty i wygłupy 123RF
"O godzinie ósmej pięćdziesiąt wielki, płonący obiekt spadł na farmę w pobliżu Grovers Mill, w New Jersey, dwadzieścia dwie mile od Trenton" - już ten komunikat, płynący z radioodbiorników, wzbudził zaniepokojenie Amerykanów. Kolejne, następujące jeden po drugim, wywołały prawdziwe przerażenie...

W rzeczywistości obiekt nie płonął, w ogóle żadnego obiektu nie było. To nie przeszkodziło w rozpętaniu ogólnonarodowej paniki, sięgającej od wschodniego po zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Miliony ludzi uwierzyło w siejący spustoszenie atak Marsjan. Kościoły zapełniły się szukającymi ratunku w niebiosach, tłumy wyległy na ulice, linie telefoniczne rozgrzały się do czerwoności. Rzecz wydarzyła się naprawdę - w Halloween 1938 roku. Sprawcą zamieszania był Orson Welles, który na antenie radia odczytał... słuchowisko "Wojna światów", traktujące o inwazji Marsjan na Ziemię.

Nie był to wprawdzie prima aprilis, bez wątpienia był to jednak największy zbiorowy "wkręt" w historii. Wydarzenie to do dziś jest przywoływane przez psychologów społecznych i socjologów, szukających wyjaśnienia dla przeróżnych zbiorowych zachowań.

Zdaniem uczonych, panice nie ma się co dziwić, spełnione zostały bowiem wszystkie warunki do tego, by "wkręcić" miliony ludzi. Radio przeżywało wtedy swój złoty czas, audycja była nad wyraz sugestywna (choć na początku poinformowano, że to jedynie słuchowisko), no i kontekst społeczny był sprzyjający. Amerykanie, po świeżym doświadczeniu wielkiego kryzysu i wobec narastającego zagrożenia wojną, pełni byli lęków i fobii.

Naukowcy przekonują, że właśnie umiejętne wstrzelenie się w zbiorowe i aktualne emocje jest podstawą do tego, by udanie zażartować z tysięcy osób. Nie musi zresztą chodzić tylko o lęki, równie dobrym tworzywem są nasze marzenia o lepszej przyszłości. Media już nieraz udowadniały, że "wkręcenie" tysięcy ludzi nie jest trudnym wyczynem, nawet jeśli się to czyni 1 kwietnia, kiedy nasza czujność jest zdwojona.

1 kwietnia 1957 roku Brytyjczycy uwierzyli, że można sobie wyhodować drzewko spaghetti - i to w trudnych warunkach wyspiarskich. Wszystko za sprawą telewizji BCC, która wyemitowała reportaż o zaradnych Szwajcarach, pielęgnujących swoje makaronowe drzewka. Tamtej wiosny Helweci mieli się cieszyć z wyjątkowo obfitych zbiorów. Słysząc to, Brytyjczycy zasypali stację pytaniami o sadzonki wyjątkowej rośliny. Nic dziwnego, że BCC postanowiło żart kontynuować, udzielając fachowych porad w rzeczonej materii. Jakby ktoś nie wiedział, do wyhodowania takich drzew nie są potrzebne żadne sadzonki. Wystarczy umieścić jedną nitkę spaghetti w puszce sosu pomidorowego i w błogim spokoju oczekiwać obfitych plonów.

Równo dwadzieścia lat później Brytyjczycy zbiorowo ulegli obietnicy nowego raju na ziemi - może nie takiego na wieczność, ale w sam raz na wakacje życia. Mowa o odkrytym rzekomo archipelagu San Seriffe na Oceanie Indyjskim, który swoją urodą miał przyćmiewać wszystkie znane dotąd cuda świata. Tak jak w przypadku drzewek spaghetti, i teraz Wyspiarze chwycili za telefony, dosłownie zasypując pytaniami biura podróży. W wielu biurach ewidentnie w żart również uwierzono, bo ich pracownicy mozolnie wzięli się do pracy, by zorganizować rodakom wypoczynek na wyspie marzeń. Kiedy wszystko wyszło już na jaw, redakcja "Guardiana", która rozpętała burzę, wypuściła na rynek koszulki z nadrukiem "Byłem na San Seriffe".

Jeśli niedoszli odkrywcy egzotycznego archipelagu mogli poczuć się osłami, to co dopiero mogą powiedzieć czytelnicy dziennika, wychodzącego w XIX-wiecznej Anglii. Gazeta zaprosiła ich na 1 kwietnia do Muzeum Rolnictwa, gdzie miała się odbywać nieziemsko ciekawa wystawa osłów. Jak się okazało, wystawy nie było, za to osłów zebrało się niezłe stado...

W 1976 roku brytyjski astronom Patrick Moore poinformował za pośrednictwem radia, że o godzinie 9.47 słuchacze będą mieć jedyną i niepowtarzalną okazję unieść się i zawisnąć na moment w powietrzu. Będzie to możliwe dzięki wyjątkowemu układowi planet, zmniejszającemu przyciąganie grawitacyjne. Nie dość, że Brytyjczycy dali się nabrać, to znaleźli się tacy, którzy dali publicznie świadectwo swych stanów uniesienia.
1 kwietnia 1962 roku Szwedzi weszli w epokę kolorowej telewizji ze skromnym wsparciem przemysłu pończoszniczego. - Wystarczy nałożyć pończochę na ekran telewizora, by czarno-biały obraz nabrał barw - przekonywał na wizji ekspert, a Szwedzi posłusznie powtarzali jego ruchy.

Wróćmy do Ameryki. W 1878 roku jeden z nowojorskich dzienników przekonywał obywateli, że Thomas Edison dokonał kolejnego przełomowego odkrycia, budując "stwórcę żywności". Sprawa była tym poważniejsza, że nie unikała kontekstu biblijnego - machina Edisona miała zamieniać wodę w wino.

Prima aprilis to po łacinie po prostu pierwszy kwietnia. Tego dnia żartuje się z bliźnich od stuleci, choć badaczom trudno waśnić jednoznacznie genezę tego święta. Prapoczątków szuka się w różnych obrządkach starożytnego Rzymu, przypadających na pierwsze dni kwietnia. Niektórzy mówią też o święcie w Persji.

W średniowiecznej Europie prima aprilis był świętowany prawdopodobnie już w XIII wieku, choć za oficjalną datę rozpoczęcia obchodów przyjmuje się rok 1564, gdy zwyczaj został usankcjonowany we Francji przy okazji reformy kalendarza. Dzisiejsza francuska nazwa święta (święto ryby) bywa wiązana z obfitością ryb w rzekach wiosną - na haczyk łapie się je równie łatwo, jak dają się łapać ofiary żartów.

W Niemczech święto to nazywa się oszustwem primaaprilisowym, zaś w Anglii - dniem głupców (może właśnie dlatego najwięcej spektakularnych "wkrętów" udało się zrealizować właśnie na Wyspach). Początków tej tradycji legenda upatruje w mieście Gotham, czyli w tamtejszym Wąchocku. Angielski król miał ukarać jego mieszkańców za niesubordynację, im jednak udało się przechytrzyć monarchę. Kiedy przybył do Gotham, zobaczył ludzi, topiących ryby w wodzie i czyniących inne niedorzeczności. Odstąpił od wymierzenia kary, uznając, że trudno karać miasto głupców.

W Polsce prima aprilis obchodzi się powszechnie od XVII wieku, choć prawdopodobnie już wtedy święto to było znane jako stary zwyczaj. W czasach współczesnych 1 kwietnia żartuje się dość powszechnie, choć rzadko kiedy z polotem. Ideą żartów primaaprilisowych jest zasada, że nie mogą one być szkodliwe dla tych, którzy padną ich ofiarą. Nie zawsze tak jest.

Krzysztof Daukszewicz, znany satyryk, uważa, że Polacy są bardziej podatni na wkręcanie, bo mniej w nas jest racjonalnego myślenia. Psychologia potwierdza - im więcej emocji, tym łatwiej o ofiary żartu.

Zdaniem prof. Zbigniewa Nęckiego, psychologa społecznego, dziś Polaków mógłby skutecznie zmrozić żart o planowanej fali radykalnych podwyżek.

- Ludzie by w to uwierzyli, bo tego właśnie dotyczą społeczne emocje i obawy we współczesnej Polsce - mówi Nęcki. - Organizowane w prima aprilis akcje, nadużywające zaufania ludzi, bazują na dwóch fenomenach. Pierwszy to niepewność. Trochę wiemy, trochę nie wiemy, nauka rozstrzyga wprawdzie większość rzeczy, ale ogromna część świata pozostaje zagadkowa. Wciąż nie rozstrzygnęliśmy, czy są kosmici, czy ich nie ma! Jest jeszcze drugi mechanizm. Skuteczne żarty to te, które trafiają w wyobraźnię i aktywne w danym momencie uczucia oraz społeczne nastroje - mówi Nęcki.

Idąc tym tropem - w tym roku, oprócz żartów o podwyżkach, meteorologowie mogliby też rzucić coś o nadchodzącej wiośnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki