Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy szwoleżer Drugiej Rzeczypospolitej

Wiesław Pierzchała
Dzwoniąc szablą idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek - pisał o nim Słonimski
Dzwoniąc szablą idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek - pisał o nim Słonimski ARCHIWUM WIKIPEDIA
Uwielbiał trzy razy „K”: koniak, kobiety i konie. Miał smykałkę tak do wojaczki, jak i do literatury. Jednak jego największą miłością i fascynacją wydawał się być marszałek Piłsudski, za którego w ogień by wskoczył. I tylko jego się bał.

Tak, chodzi o Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, jedną z najbarwniejszych postaci II RP. Zostało po nim wiele anegdot, które skrupulatnie zebrał Mariusz Urbanek, autor znakomitej biografii „Wieniawa. Szwolożer na Pegazie” wydanej przez Iskry.

Niestety, najsłynniejsza anegdota, jak to Wieniawa wjechał na koniu do Adrii, jest nieprawdziwa, ale za to w pozostałych są grube ziarna prawdy. Za kołnierz nie wylewał, a najchętniej biesiadował w Adrii, Oazie, Ziemiańskiej i na koniec w karczmie u Grubego Joska na Gnojnej, z której wracały do domu trzy dorożki: w pierwszej siedział Wieniawa, w drugiej była szabla, a w trzeciej rękawiczki. Był niezwykle popularny. Na widok Piłsudskiego i jego adiutanta Długoszowskiego jadących kabrioletem, jedna pensjonarka zwróciła się do drugiej: - „Kim jest ten starszy mężczyzna, co jedzie z Wieniawą?”

Podczas jednego z bankietów wzniósł toast: „Piję za Qui pro Quo, szwolożerów polskiego teatru!”, na co legendarny konferansjer Fryderyk Jarosy zareagował błyskawicznie: „A ja za pułkownika Wieniawę-Długoszowskiego, qui pro quo polskiej armii!”. Tak sobie upodobał stopień pułkownika, że nawet nie chciał słyszeć o awansie. Jeden z argumentów był taki, że jego koń, gdy go ujrzy w mundurze generalskim, nabawi się frustracji i stanów lękowych.

CZYTAJ TEŻ:Wojna Witkacego, czyli salut carowi w galifetach

Fantazji ułańskiej nigdy mu nie brakowało. Raz na tranzytowej autostradzie Berlin - Królewiec ostrzelał z pistoletu mercedesa niemieckiego. Wybuchł skandal, w dyplomacji aż się zagotowało i niemiecki ambasador Hans von Moltke złożył oficjalny protest w naszym MSZ. Innym razem tak nabroił, że miał stanąć do raportu w Belwederze, do którego przybył nie w mundurze, lecz we... fraku i cylindrze. Widząc zdumienie Piłsudskiego wyjaśnił, że honor mu nie pozwala splamić mundur w sytuacji, gdy Marszałek, czego się spodziewać, da mu po gębie. Gospodarz Belwederu na takowe dictum tylko się uśmiechnął i „pierwszemu ułanowi drugiej Rzeczypospolitej” kolejny wybryk uszedł płazem.

Do legendy przeszła dysputa Wieniawy ze znanym filozofem i facecjonistą Francem Fiszerem na temat powieści „W poszukiwaniu straconego czasu”. Kawalarz zapewniał, że to czysta grafomania, na co oburzony kawalerzysta przekonywał, że to prawdziwe arcydzieło. Spór trwał, aż w końcu Fiszer tak go skwitował: „Widzisz, kochany, ja mam tę przewagę nad tobą, że ty czytałeś Prousta, a ja nie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki