Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijana matka zabiła nożem 19-letniego syna

Karolina Jędrzejczyk
Nic nie zapowiadało, że ta kłótnia skończy się tragiczniej niż było to zazwyczaj
Nic nie zapowiadało, że ta kłótnia skończy się tragiczniej niż było to zazwyczaj Jakub Pokora
Centrum Łodzi, ul. Zachodnia 71, prawa oficyna kamienicy, jakich wiele w tej części miasta.

Do mieszkania na parterze prowadzą drewniane drzwi. Jest późny wieczór w czwartek. Pijany 19-letni Robert B., w towarzystwie nietrzeźwego kolegi, wchodzi do domu. W mieszkaniu zaczyna kłócić się z matką. Odgłosy awantury słyszą sąsiedzi, ale nie reagują, bo do awantur dochodzi tu bardzo często. Po około półgodzinie chłopak wybiega na podwórze, matka za nim - drobna, szczupła 36--latka. Kobieta jest pijana. Atakuje syna, wbija mu nóż w brzuch. Ktoś wzywa pogotowie. Karetka zabiera chłopaka do szpitala im. Barlickiego, jednak mimo wysiłków lekarzy Robert umiera na stole operacyjnym.

Sąsiedzi wiedzą o Robercie i o całej rodzinie niewiele. Nie wiadomo, z czego żyli i czym właściwie się zajmowali. Podobno 19-latek lubił chodzić na siłownię, czemu zawdzięczał solidną posturę. Na Zachodnią, do 35-metrowego lokalu na parterze, przeprowadził się niespełna trzy lata temu, z mamą i młodszą, dziś 13-letnią, siostrą Julią. Często pomieszkiwał z nimi jego ojciec, 36-letni Henryk B.

Zostali tu przeniesieni z mieszkania przy Gdańskiej. - W 2007 roku lokal przy Gdańskiej został zalany i istniało ryzyko uszkodzenia instalacji elektrycznej. Musieliśmy znaleźć inne mieszkanie dla tej rodziny - mówi Iwona Krul, dyrektor AN Śródmieście Nowe Miasto.

Rodzina nie płaciła jednak czynszu, szybko popadła w długi. - 30 września dostali wyrok eksmisji - przyznaje Krul. - Pani W. stawiała się na nasze wezwania, nie unikała kontaktu z nami. Ostatnimi czasy nawet zaczęła powoli regulować zadłużenie.

Nadużywanie alkoholu, libacje, wychodzenie oknami, ciągłe awantury - tak sąsiedzi relacjonują rodzinę W. - To typ ludzi, którym lepiej nie wchodzić w drogę. Unikałem kontaktu z nimi - przyznaje sąsiad. - Wiele razy wzywaliśmy policję, żeby ich uspokajała, powiadamialiśmy administrację. Czuliśmy się tu jak w piekle.

Policja potwierdza, że wiele razy musiała tu interweniować. Na razie nie wiadomo, czym do szału doprowadził Joannę W. jej syn. Kobieta nadal trzeźwieje w policyjnym areszcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki