Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijany pasażer zranił kierowcę MPK

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Łodzianin Jan Gumiński sześć lat temu został uderzony przez pasażera autobusu MPK, którym kierował. Jego stan zdrowia nie pozwala na podjęcie większości prac, ale renty otrzymać nie może.

25 stycznia 2004 roku nad ranem Jan Gumiński kierował autobusem linii 62. Dwóch pasażerów było tak pijanych, że nie potrafiło otworzyć sobie drzwi. Ze złości jeden uderzył kierowcę butelką w szyję.
- Coś niedobrego stało się z moją głową - przyznaje łodzianin. - Do wypadku byłem zdrowy, teraz już jestem inny...

Lekarze stwierdzili m.in. padaczkę pourazową i drętwienie lewej ręki. W październiku 2004 roku ZUS przyznał mu rentę - najpierw na dwa, potem na trzy lata. Kiedy w 2009 roku znów musiał stanąć przed komisją, dowiedział się, że renta powypadkowa już mu nie przysługuje.

- Według komisji cudownie ozdrowiałem. Zaproponowali o połowę niższą rentę chorobową - denerwuje się Gumiński. - Nie zgodziłem się, więc nie dostałem żadnej. Jestem teraz bez środków do życia - narzeka .
Orzecznik ZUS uznał, że jest Gumiński jest niezdolny do pracy częściowo i okresowo. Łodzianin odwołał się do komisji lekarskiej, która stwierdziła, że jest on... zupełnie zdolny do pracy.

W tym samym czasie Miejski Zespół ds. Orzekania Niepełno-sprawności stwierdził, że pan Jan jest niepełnosprawny w stopniu umiarkowanym. - Nie wiem, jak można być jednocześnie zdolnym do pracy i niepełnosprawnym - denerwuje się łodzianin.

Dla pana Gumińskiego przyszły ciężkie czasy. - Jakbym znów usiadł za kierownicą, mógłbym kogoś zabić podczas ataku padaczki. Próbowałem różnych prac, ale w żadnej nie chcieli mnie na dłużej. Znalazłem nawet robotę za biurkiem, ale podczas ataku nieświadomie zdemolowałem komputer - mówi.
Został bez środków do życia. Zlitował się nad nim przyjaciel i zatrudnił jako ochroniarza. - Już kilka razy przyjeżdżało do pracy pogotowie - wspomina.

Monika Kiełczyńska, rzeczniczka I oddziału ZUS w Łodzi, twierdzi, że można być jednocześnie niepełnosprawnym i zdolnym do pracy. - Oba orzeczenia służą do innych celów i wydawane są przez różne instytucje - wyjaśnia.

Jak tłumaczy, łodzianin nie mógł mieć przedłużonej renty powypadkowej, bo jego niezdolność do pracy nie miała związku z wypadkiem, lecz ze schorzeniami, które wystąpiły później. Sprawę między łodzianinem a ZUS-em rozstrzygnie sąd.

Marcin Małek z łódzkiego MPK podkreśla, że Gumiński nie prosił o przywrócenie do pracy. - Nie mogę obiecać, że zostanie przywrócony, ale ma prawo to zrobić - wyjaśnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki