Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarz z ekstraklasy trafił na Rakowiecką

Sebastian Staszewski
Marcin Truszkowski
Marcin Truszkowski DziennikŁódzki/archiwum
W areszcie byliśmy traktowani gorzej niż psy. Prysznic raz w tygodniu, trwał dokładnie siedem minut. Ciepła woda w kranie była przez trzy godziny dziennie. Na spacerniaku mieliśmy godzinę. W jedną stronę robiłeś kilka kroków, skręt, kilka kroków i tak w kółko. Wypuszczali nas po ośmiu. Można było dostać pier... - wspomina w rozmowie z "Polską" Marcin Truszkowski, przed trzema laty wicemistrz Polski z GKS Bełchatów, a jeszcze niedawno człowiek oskarżony przez Centralne Biuro Śledcze o handel narkotykami.

Mówią, że przyzwyczaić można się do wszystkiego. Spanie wszędzie jest takie samo, takie same są pobudki. Ta więzienna jest o 7 rano. - Otwierasz oczy i wciąż ten sam koc, ta sama prycza - opowiada. - Obok zmęczone, zaspane jeszcze twarze ludzi. Każdego ranka wymienialiśmy beznamiętne spojrzenia. Masz wtedy świadomość, że nie wstajesz, żeby iść do pracy. Nie obudziło cię twoje dziecko. Dookoła są tylko szare, obdrapane ściany. W naszej celi nie wieszaliśmy plakatów, bo klawisze często wpadali z kipiszem [przeszukanie celi - aut.]. Po lewej był kącik (toaleta), po prawej stół do jedzenia. Czysto jak w mieszkaniu. Syf jest, ale tylko na przejściówce. Na sztywnej celi ludzie dbają o porządek. Zdziwiłbyś się, jakbyś zobaczył, jakie mózgi tam siedzą. Krzyżówki rozwiązywali na kolanie w dwie minuty.

Kilkaset tabletek czegoś

Truszkowski został zatrzymany w połowie kwietnia 2010 r. Cała akcja trwała kilkanaście sekund, dokładnie tak jakby rozpisał ją w scenariuszu reżyser filmów sensacyjnych. Do wychodzącego z auta piłkarza podbiegli funkcjonariusze CBŚ. Po chwili najlepszy strzelec Narwi Ostrołęka siedział zakuty w policyjnym radiowozie. Następnie przeszukanie samochodu i mieszkania. Agenci byli nieustępliwi, nie chcieli powiedzieć, o co chodzi. Odklepali tylko regułkę o prawie do zachowania milczenia i wykonania jednego telefonu.

- Idę sobie z piłkami na trening, a przed nosem zatrzymuje mi się samochód. "Co jest" - myślę. Wyskoczyło trzech gości, w cywilnych ciuchach. "CBŚ, jesteś aresztowany!", i już siedziałem na dupie. Tylko tyle - Truszkowski niechętnie wraca do tamtych chwil.

Wtedy myślał jednak, że to pomyłka. Pech po prostu. Przecież się zdarza. Sprawa na pewno się wyjaśni i wróci do domu.

- Nie wiedziałem, co jest grane. Złapali mnie w czwartek, w sobotę mieliśmy mecz z Nadnarwianką Pułtusk i byłem przekonany, że zdążę wrócić. Wzięli mnie jednak na przetrzymanie, myśleli, że się przyznam. Ale nie miałem do czego. Posiedziałem dwa dni w areszcie w Ostrołęce i trafiłem na Rakowiecką. Tylko za co? - zastanawia się.

Okazało się, że były pierwszoligowiec został oskarżony o "udział w obrocie znaczną ilością środków odurzających", czyli po prostu o handel narkotykami. Chodziło o kilkaset pigułek "czegoś", Marcin nie chce powiedzieć czego dokładnie. Już na wejściu otrzymał od sądu trzymiesięczną sankcję, którą miał odsiedzieć pod czujnym okiem strażników. W trakcie naszej rozmowy niecałe sto dni spędzone za kratami piłkarz porównuje często z filmem Konrada Niewolskiego "Symetria". Tam też były nagłe zatrzymanie, areszt, choć nie mokotowski, a białołęcki, niełatwa nauka nowej rzeczywistości i reguł panujących w celi.

Donos szwagra

Wchodzę, a tam… no, prawie wszystko jak w filmie. Rano widziałem 40- czy 50-latków zamiatających podłogę i szorujących platery. Platery to talerze. Nie miała prawa wisieć nawet jedna pajęczynka - mówi z przejęciem.

Pytamy, czy grypsował. Marcin twierdząco kiwa głową. - Zamienniki, czyli nazwy różnych rzeczy, ogarnąłem w miesiąc. Na naukę bajery [zasad grypsujących - aut.] masz pół roku. Jak nie dasz rady, to nie możesz grypsować. Proste. Grypsowanie to taki wewnętrzny język, jak w szatni piłkarskiej. Tylko że dodatkowo musiałem jeszcze nauczyć się ponad dwustu regułek: co to, dlaczego, po co itd. Wszystko masz mieć w głowie, nie możesz zapisywać czy nagrywać. Więcej ci nie powiem. Te zasady nie powinny wychodzić poza mury - ucina opowieść.

Przerywa nam Kamila, żona Truszkowskiego, podaje filiżanki z herbatą. Marcin staje przy oknie i milczy. Boję się, że nie chce dalej ciągnąć nieprzyjemnych wspomnień. Po chwili ożywia się i kontynuuje: - Dziwnie to zabrzmi, ale na Rakowieckiej odżyłem. W Ostrołęce na dołku żarcie było z papieru, nie dało się go jeść. Rzucili mi trzy stęchłe kanapki z zieloną wędliną i śmierdzącą herbatę. Odsunąłem talerz, za chwilę sami go zabrali. Dwa dni chodziłem głodny. Na Mokotowie było lepiej.

Relacja Truszkowskiego nie robi wrażenia na prokuratorze, który prowadził sprawę. Zdaniem Wojciecha Zdanowskiego z warszawskiej prokuratury dowody, które posiadał, były na tyle mocne, że miały doprowadzić do wyroku skazującego [ze Zdanowskim rozmawiałem przed końcem rozprawy - aut.]. Do sądu zgłosił się świadek, który oskarżył Marcina o handel prochami. - Jedna osoba oskarżyła drugą, a naszym zadaniem było sprawdzenie: jak panowie dobrze się znali i czy się znali. Bo zawsze Malinowski może powiedzieć, że Kowalski handluje narkotykami, co nie znaczy, że mówi prawdę. Zweryfikowaliśmy jednak człowieka pozytywnie i dawaliśmy mu wiarę - wyjaśnia prokurator.

Osobą, która zeznała przeciwko Truszkowskiemu, był jego szwagier. Dla Marcina to musiał być cios. Nie chce tego potwierdzić, ale widać, że buzuje w nim złość. - W sprawie, w którą byłem zamieszany, zatrzymano 23 osoby. Na mnie doniósł człowiek, którego dobrze znałem. Starał się o warunkowe zwolnienie na podstawie paragrafu 60. Kodeksu karnego. Dziś chodzi na wolności, ale jeszcze go nie spotkałem. Nie mam ochoty o nim myśleć - mówi zirytowany.

Strzały na pasie śmierci

Za kratami nie brakowało odskoczni do normalności. Jedną z nich był futbol. - Obejrzałem wszyściutkie mecze mistrzostw świata w RPA. Czasu nie brakowało, jak w więzieniu. Przed telewizorem siedział cały areszt, tam prawie każdy komuś kibicuje. Nauczyłem się też grać w domino, grywało się w kości i tysiąca. Czas było trzeba sobie czymś wypełnić. Jak leżysz i gapisz się w sufit, to po tobie. Te ściany cię wchłoną. Psychika tego nie zniesie - wyjaśnia.

Starsi więźniowie opowiadali mu o "starych czasach". Niekoniecznie dobrych. - Kiedyś dwóch gości uciekło ze spacerniaka przez mur. Jednego z nich postrzelili, drugi zwiał. Były też inne postrzelenia na "pasie śmierci". Jak tam wejdziesz, strażnicy z wieży walą śrutem bez zastanowienia. A tego uciekiniera złapali po pół roku. Słyszałem też o ludziach, którzy wieszali się na tygrysie [więzienna krata - aut.]. Mówiłem ci, że psychika wysiada. Albo o policjantach, którzy kazali siedzieć więźniom na taborecie. Trzeba było mieć plecy prosto, jak się któryś zgarbił, dostawał wpier...

Nie brakowało też akcji wziętych rodem z planu "Symetrii". - Pod mury, od strony wolności, przyłazili kumple jakiegoś więźnia, odpalali race lub petardy i krzyczeli: "Adaś, Wojtek, trzymajcie się!". I tak co piątek. Nie zapomnieli o swoim kumplu.

Wicemistrz u Lenczyka

Koledzy Truszkowskiego, którzy znają Marcina z czasów juniorskich, nie potrafią zrozumieć, dlaczego kariera zmusiła go do powrotu do rodzinnego miasta. Nie tak miało to wszystko wyglądać. Utalentowany snajper był niegdyś o krok od powołania do kadry U-21 Edwarda Klejndinsta. Później przebywał na testach w Cracovii i Legii. Bez powodzenia. Kiedy udało się dogadać z Amiką Wronki, Jacek Rutkowski sfinalizował fuzję z Lechem Poznań i kolejna szansa na debiut w ekstraklasie przepadła. Talent ostrołęczanina został jednak dostrzeżony przez Oresta Lenczyka, który sprowadził 23-latka do Bełchatowa.

Tam już w pierwszym roku Truszkowski osiągnął swój największy sukces - wicemistrzostwo Polski. Ale konkurencja w ataku była potworna: będący wtedy na topie Radosław Matusiak, tuż za nim Mariusz Ujek i Carlo Costly. Za chwilę rozbłysnąć miała gwiazda Dawida Nowaka. Bilans: dziewięć meczów, jedna bramka. Mało. Perspektyw nie było żadnych. Bełchatów wypożyczył więc Marcina do Jagiellonii Białystok.
Dziś Truszkowski ma 27 lat. Wszedł właśnie w najlepszy wiek dla piłkarza. Twierdzi, że wciąż chce grać, choć raczej nie w Narwi. Zresztą obecnie klub z Ostrołęki i tak chyli się ku upadkowi. - Mieliśmy potężne zaległości finansowe, także wobec piłkarzy, i dlatego podpisałem dokument, który od 1 stycznia 2011 r. robił z "Marianka" wolnego strzelca - mówi były prezes Narwi Dariusz Maciak.

Truszkowski wciąż liczy na pomoc życzliwych mu trenerów: Artura Płatka, Jerzego Engela jr, Krzysztofa Chrobaka, może Edwarda Klejndinsta.

Hazard, kłótnie i księgowa

Odsiadka w areszcie i kontuzja, która zahamowała karierę, do niedawna Marcina T. to niejedyne przykre wspomnienia. Jeszcze w Bełchatowie dopadły go niepowodzenia w biznesie, przez księgową wpadł w spore długi, które spłaca do dziś. - Gdyby nie pomoc ojca, pewnie jego mieszkanie dawno zająłby komornik - wyjaśnia nam znajomy naszego bohatera.

W Białymstoku oprócz urazów (m.in. zerwane więzadła w kostce) piłkarza prześladowało też uzależnienie od hazardu. Przegrywał spore sumy. Ten popularny wśród naszych futbolistów problem zaczął go wykańczać. Na szczęście z pomocą rodziny udało się wyrwać ze szponów nałogu. Marcin znów spadł na cztery łapy.

W Górniku Łęczna, gdzie Truszkowski był podstawowym piłkarzem za czasów trenera Chrobaka, finalnie rozwiązano z nim umowę. W klubie zmienił się szkoleniowiec, do Łęcznej zawitał Wojciech Stawowy [ten sam, który odstrzelił MT w Cracovii - aut.]. - No i z szóstego zawodnika w drużynie stałem się trzydziestym. Taka nagła zniżka formy - drwi.

Pokłócił się też z Tadeuszem Łapą, opiekunem drugiej drużyny. To był jego koniec w Górniku. Butny Kurp został przesunięty do rezerw, a w końcu rozwiązano z nim kontrakt. - Nie chciałem już jeździć po Polsce, choć spokojnie znalazłbym drużynę w I lidze. Postanowiliśmy wrócić do domu, do Ostrołęki. Córka Oliwka miała iść do szkoły, chciałem stabilizacji. A tu bach, zatrzymanie - wspomina.

Odroczone rozprawy

Mimo że sprawa nie była jeszcze zakończona, piłkarz wyszedł na wolność, bo wpłacił kaucję 20 tys. zł. Truszkowski starał się normalnie żyć. Ma przecież żonę i córeczkę. Ładnie urządzone mieszkanie, kolegów, którzy się od niego nie odwrócili, i piłkę. Do niej uciekał najczęściej. Założył z czterema znajomymi z Narwi Ostrołęcką Akademię Piłki Nożnej. W tym roku chce zrobić kurs na trenera II klasy.

Oskarżonemu o handel narkotykami grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. W przypadku posiadania znaczącej ilości odsiadka, zgodnie z paragrafem 3. art. 56 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, może wynieść nawet dziesięć lat.

Truszkowski na rozwiązanie sprawy musiał jednak trochę poczekać. - Była odwołana jedna rozprawa, bo nie przyszedł świadek. 3 grudnia znów przesunęli termin, tym razem nie przyjechała pewna kobieta z Lublina. Trzeci raz znów sprawę przeniesiono… Później prowadziła ją już prokuratura w Ostrołęce, bo Warszawa takimi bzdetami się nie zajmuje. Wszystko przechylało się na moją korzyść. Liczyłem na umorzenie zarzutów z braku dowodów. Bo dowodów nie było! Miałem być członkiem grupy przestępczej, okazało się, że to bujda. Później niby załatwiłem komuś tablety. Też nieprawda - wymienia.

- Pod celą śmieli się ze mnie, że z moimi zarzutami to zaraz wyjdę do domu. Jeden kolega był oskarżony o kontakty ze światkiem przestępczym, miał 18 zarzutów. Ale pomógł mi. W ogóle miałem szczęście. Mieszkałem z normalnymi ludźmi. Dziękuję rodzinie, prezesowi Maciakowi i kolegom z drużyny. No i oczywiście ludziom z Rakowieckiej. Przynajmniej oni do końca zachowywali się w porządku. Reszcie jeszcze udowodnię, że Truszkowski się nie skończył - spokojnie mówi, bierze duży łyk herbaty, a po chwili spogląda na wiszący w szklanej szafce proporczyk Legii Warszawa i marzycielsko zamyka oczy…

9 marca 2011 r. w Sądzie Rejonowym w Ostrołęce sędzia Waldemar Ustaszewski uniewinnił Marcina Truszkowskiego z zarzutów o handel narkotykami. W obecnym sezonie Truszkowski będzie występował w IV-ligowej Ostrovii Ostrów Mazowiecka. Narew Ostrołęka, poprzedni klub piłkarza, chyli się ku upadkowi, nie otrzymał licencji na grę w III lidze. Szwagier Marcina, który oskarżał go o przestępstwo, do dziś nie przeprosił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki