Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłsudski Łodzi nie pokochał

Wiesław Pierzchała
Józef Piłsudski z córkami Wandą i Jadwigą. Do Łodzi nigdy ich nie zabrał
Józef Piłsudski z córkami Wandą i Jadwigą. Do Łodzi nigdy ich nie zabrał fot. archiwum
Łódź nieraz dawała wyraz swojemu szacunkowi dla dokonań Józefa Piłsudskiego. On sam za Łodzią nie przepadał, choć miał do niej blisko i to właśnie w Łodzi drukował nielegalne pismo "Robotnik". Paradoksalnie, na niechęci do Łodzi mogło zaważyć właśnie uwięzienie Piłsudskiego po nalocie carskiej tajnej policji na redakcję "Robotnika".

Do mieszkania przy ul. Wschodniej w Łodzi carscy żandarmi wpadli w środku nocy. Podczas rewizji znaleźli prawdziwy skarb, który tropili od wielu lat i wytropić nie mogli. Była to tajna drukarnia podziemnego "Robotnika". Wraz z nią wpadł charyzmatyczny przywódca niepodległościowego PPS-u: Józef Piłsudski.

Triumf ochrany był całkowity, lecz krótkotrwały. Nowa drukarnia "Robotnika" wkrótce wznowiła działalność, zaś towarzysz "Wiktor" znalazł się na wolności po iście filmowej ucieczce ze szpitala dla obłąkanych św. Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu. Trafił tam z warszawskiej Cytadeli, bowiem zaczął udawać psychicznie chorego. Czy to właśnie z powodu dotkliwej i pamiętnej wpadki przy ul. Wschodniej przyszły marszałek nie lubił Łodzi i nigdy już do niej nie przyjechał?

- Owszem, są takie opinie, ale wydaje mi się, że nie do końca są one sprawiedliwe - uważa Lucjan Muszyński z Urzędu Miasta w Łodzi, wyborny znawca czynu legionowego. - Pamiętajmy, że była to jedyna wpadka Piłsudskiego-konspiratora. Stąd uraz, ale co najwyżej do miasta, a nie do jego mieszkańców. Faktycznie, Marszałek nigdy potem nie przyjechał do Łodzi, ale za to łodzianie jeździli do niego do Warszawy. Szczególnie pamiętna była wizyta w październiku 1920 roku, gdy delegacja łodzian z prezydentem Aleksym Rżewskim i prezesem Rady Miasta Antonim Remiszewskim udała się do Piłsudskiego, aby wręczyć mu dyplom Honorowego Obywatela Miasta Łodzi. Podczas spotkania w Belwederze Piłsudski powiedział pamiętne słowa, że "Łódź jest stolicą polskiej pracy". Oznacza to, że docenił rolę naszego miasta w budowie rodzimego przemysłu.

Także Konrad Czernielewski, starszy kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, przyznaje, że Komendant nie darzył Łodzi szczególną sympatią. Dlaczego?

- Przyczyn było kilka - uważa Konrad Czernielewski. - Chodzi nie tylko o wpadkę przy ul. Wschodniej i pobyt w carskim więzieniu przy ul. Gdańskiej, który Piłsudskiemu szczególnie dał się we znaki, bowiem była to ciasna, ponura tiurma, w której nie można było palić papierosów, co było dodatkowym ciosem dla przywódcy PPS-u. Piłsudski był zafascynowany Kresami w ogóle, a Wilnem i Wileńszczyzną w szczególności, przez co nie przepadał za Polską centralną, w tym Łodzią. Pamiętajmy też, że jego legioniści niezbyt mile zostali przyjęci w 1914 roku przez łodzian, którzy wyzywali ich od niemieckich pachołków. To także mogło zaważyć na stosunku Komendanta do Łodzi.

Wszystko wskazuje na to, że na stosunku Marszałka do"ziemi obiecanej" najbardziej zaważyła jednak pamiętna wpadka z drukarnią "Robotnika".

Jesienią 1899 roku Piłsudski i jego żona, Maria z Koplewskich, przebywali w Wilnie. Ukrywali się jako Maria i Józef Dąbrowscy. Jednak ochrana wciąż deptała im po piętach. Aby zmylić tropy, postanowili przeprowadzić się do Łodzi. Razem z tajną, ważącą ponad 120 kg drukarnią. W połowie października wynajęli 4-pokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy przy ul. Wschodniej 19. Z początku myśleli o lokalu na parterze, ale nic z tego nie wyszło, gdyż był tam skład bawełny i pończoch.
- Była to nowość w konspiracji, bowiem dotąd wystrzegano się lokowania drukarni na piętrze - tłumaczył po latach Piłsudski. - Obawiano się, że szum, sprawiany przez maszynę drukarską, był słyszany przez mieszkańców parteru.

Jednak to nie szum drukarni naprowadził na jej trop agentów ochrany. Z początku wszystko szło jak po maśle. O godz. 9 u Piłsudskich meldował się zecer Kazimierz Rożnowski. Siadał z gospodarzami przy stole, wypijali szklankę herbaty, po czym zabierali się do pracy.

- Robota nasza polegała na pisaniu, składaniu i odbijaniu na maszynce - wspominał Piłsudski. - Pierwsze należało do mnie, drugie do Rożnowskiego, trzecie było naszą wspólną funkcją. Mający zwykle 12 stron numer "Robotnika" kosztował nas 15-16 dni uciążliwej pracy trwającej przeciętnie 9-11 godzin dziennie.

Drukowanie odbywało się w takiej konspiracji, że nawet domowa służąca o niczym nie miała zielonego pojęcia. Mimo to doszło do wpadki. Sprawił to przypadek. Do Łodzi przyjechał Aleksander Malinowski z kierownictwa PPS w celu omówienia spraw redakcyjnych i organizacyjnych. Niestety, przywiózł za sobą "ogon" w postaci szpicli, którzy odnotowali, że przybysz kupił w sklepie spory zapas papieru i zaniósł do mieszkania przy ul. Wschodniej 19. Nic więc dziwnego, że wkrótce zorganizowano tam nalot. O godz. 3 w nocy z 21 na 22 lutego 1900 roku do lokalu wpadli żandarmi i policjanci dowodzeni przez podpułkownika Gnoińskiego. Zarekwirowali drukarnię z gotowymi numerami "Robotnika" oraz aresztowali małżeństwo Dąbrowskich-Piłsudskich, których pod silną eskortą przewieźli dorożkami do ponurego więzienia przy ul. Gdańskiej. Redaktor "Robotnika" przebywał w nim do 17 kwietnia 1900 roku, po czym został przewieziony do więzienia w Warszawie.

- Towarzysz "Wiktor" był najwybitniejszym wodzem ówczesnego PPS-u. Już wtedy był opromieniony pewnego rodzaju legendą - komentował Leon Wasilewski, przyszły minister spraw zagranicznych i ojciec znanej renegatki Wandy. - Fakt jego aresztowania dotknął wszystkich w większej mierze, aniżeli wsypa któregokolwiek innego z towarzyszy.

I na tym skończyła się niefortunna przygoda Marszałka z Łodzią. Potem tylko raz o nią zahaczył. Przejazdem.

- Było to w marcu 1919 roku, gdy Józef Piłsudski udawał się się na negocjacje polityczne i militarne do Zurychu - wyjaśnia Konrad Czernielewski.

- Jechał pociągiem, który na kilka minut zatrzymał się na Dworcu Kaliskim. - Na ten temat nie ma źródłowych przekazów. Są jedynie spekulacje, że Piłsudski wyszedł na peron i że witała go kompania honorowa żołnierzy dodaje Czernielewski. Czy tak było? Nie wiadomo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki