Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Kuczyński: Wielu pracodawców próbuje wykorzystywać kryzys

Piotr Brzózka
Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński Bartłomiej Ryzy
Powinniśmy iść w kierunku modelu duńskiego. W Danii pracownika można zwolnić z dnia na dzień. Ale nie za darmo. Duńczycy płacą odpowiednio wysokie podatki i ubezpieczenia, dzięki którym zwolniony pracownik może dostawać od państwa pełną pensję przez rok, jest przez państwo szkolony, państwo mu szuka nowego zatrudnienia - mówi Piotr Kuczyński, analityk Xelion, w rozmowie z Piotrem Brzózką.

GUS ogłosił kolejne pesymistyczne dane o naszej gospodarce. W lutym bezrobocie rosło, spadała sprzedaż. Pamiętając o tym, że kryzys powstaje w głowach - czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy wszyscy przestali się straszyć?
Moi znajomi mówią wprost, że media nastraszyły ludzi, więc ludzie przestali kupować. Coś w tym jest. Spadek konsumpcji wynika nie tylko z rosnącego bezrobocia, ale też właśnie z ciągłego mówienia o kryzysie. Ludzie słysząc, że ten stracił pracę, tamten stracił pracę, na wszelki wypadek zaczynają oszczędzać, nawet jeśli im się wydaje, że sami mają pewną pracę. To jest normalny efekt psychologiczny, samospełniająca się przepowiednia. Nie winię mediów, ale zauważam, że ich wpływ jest jednym z czynników osłabiających konsumpcję. Drugim jest obiektywna sytuacja - bezrobocie sięgające już 14,4 procent. To jest bardzo dużo, zwłaszcza jeśli do tego dodać ponad milion ludzi za granicą. Razem wychodzi bezrobocie ponad 20-procentowe. Wiele zakładów się zamyka, firmy zawieszają działalność, ludzie widzą i słyszą, że nie jest dobrze. Dlatego zamiast wydawać na byle co, zaczynają pieniądze oszczędzać.

Mniej wydajemy, bo jest duże bezrobocie. Ale też bezrobocie jest coraz większe, bo firmom spadają zyski w związku z mniejszą konsumpcją. Jeżeli bezrobocie jest jajkiem, a sprzedaż kurą, to co było pierwsze: jajko czy kura?
Zdecydowanie pierwotne jest bezrobocie. Ludzie przestają wydawać wtedy, kiedy się przestraszą. A przestraszą się, kiedy zobaczą wokół siebie, że realna gospodarka ma się marnie. Proszę zauważyć, że bezrobocie rośnie już od roku, a sprzedaż zaczęła spadać dopiero teraz.

A czy kondycja przedsiębiorców naprawdę jest taka zła, jak czasem sami przekonują? Naprawdę tak cierpią?
Małe firmy, wytwarzające ponad 50 proc. polskiego PKB, na pewno cierpią. A duże? Firmy z giełdy miały w 2012 roku zyski około 20 procent niższe niż w 2011 roku. Czy to można nazwać cierpieniem? Nie, po prostu miały mniejszy zysk.

Konta osobiste wielu przedsiębiorców ponoć wciąż puchną.
No tak. Kryzys to kwestia definicji. Może ktoś uważa, że mniejszy zysk to już cierpienie, ale ja tak nie uważam. Po prostu właściciele mniej ostatnio zarobili.

Zwolnienia, do których dochodzi w całym kraju, cięcia płac, wstrzymywanie podwyżek - to kroki konieczne czy wykorzystywanie sytuacji przez przedsiębiorców?
Jedno i drugie. Niewątpliwie zdarza się, i to często, że dochodzi do wykorzystywania sytuacji. Spójrzmy na to, co chce wprowadzić teraz rząd, czyli uelastycznienie czasu pracy. Żeby ośmiogodzinny dzień pracy był rozliczany w cyklu rocznym. Przeciw temu walczą związki zawodowe, ale właściwie nikt nie wytłumaczył, dlaczego walczą. Ludzie często się dziwią, o co szum - i tak trzeba pracować osiem godzin, i tak. A co to ma za znaczenie, że się rozliczy w czasie roku? Tymczasem to ma znaczenie. Takie, że nie będzie nadgodzin. A jak nie będzie nadgodzin, to ludzie mniej zarobią, proste. Z drugiej strony, nie możemy tylko mówić, że pracodawcy wykorzystują sytuację. Niewątpliwie w okresie słabej koniunktury, okresowo można wprowadzać różne ograniczenia, obniżki płac itd. Ale podkreślam - okresowo. Żeby to było zapisane: na trzy miesiące, pół roku. A nie na stałe.

Uelastycznienie kodeksu pracy jest od lat przedstawiane przez środowiska przedsiębiorców jako złoty środek, który załatwi w Polsce problem bezrobocia.
Nie chodzi o żadne uelastycznianie, tylko pozbawienie pracowników większości praw. Moim zdaniem narzekanie, że nasz kodeks pracy jest taki dramatyczny, trudny, niepozwalający zwolnić pracownika - to jest jakieś szaleństwo, bzdura. Każdego można zwolnić, okres wypowiedzenia wynosi od dwóch tygodni do trzech miesięcy. Teoretycznie trzeba napisać powód, pracownik może się nie zgodzić. Teoretycznie może on poszukać wsparcia w związkach zawodowych, w praktyce one prawie nie istnieją. Teoretycznie można iść do sądu pracy, w praktyce - ilu pójdzie się sądzić? Jedna setna czy jedna tysięczna?

Jaka - Pana zdaniem - jest recepta na skuteczną walkę z bezrobociem?
Powinniśmy iść w kierunku modelu duńskiego. Jest takie pojęcie na rynku pracy "flexibility". Elastyczność i bezpieczeństwo. W Danii pracownika można zwolnić z dnia na dzień, przedsiębiorca ma całkowitą swobodę może zwalniać kiedy chce i jak chce. Ale nie za darmo. Duńczycy płacą odpowiednio wysokie podatki i ubezpieczenia, dzięki którym zwolniony pracownik może dostawać od państwa pełną pensję przez rok, jest przez państwo szkolony, państwo mu szuka nowego zatrudnienia. Ale jak mówię, nie za darmo. Duńczycy sami się opodatkowali.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki