Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Pustelnik: pochowanie brata to ludzka sprawa, żaden heroizm

Piotr Brzózka
Piotr Pustelnik, himalaista.
Piotr Pustelnik, himalaista. Krzysztof Szymczak
Ryzyko jest dokładnie takie samo, jak w przypadku każdej innej wyprawy, która idzie na Broad Peak. Większego ryzyka, niż to które generuje sam fakt, iż jest to wysoka góra - nie ma. To co oni tam robią, to czysto humanitarny akt. Z tego co czytałem, ambicją Jacka Berbeki nie jest wejście na wierzchołek, tylko znalezienie brata. Z Piotrem Pustelnikiem, himalaistą, rozmawia Piotr Brzózka.

Jacek Berbeka wyrusza pod szczyt Broak Peak, by odnaleźć i pochować swojego brata Macieja, a także drugiego himalaistę Tomasza Kowalskiego. Czy akt, jakim jest wejście po zwłoki na wysokość ponad 8 tysięcy metrów, zdarza się czasami, czy to sytuacja wyjątkowa?

Oczywiście, że się zdarza, nawet na tej samej górze się zdarzyło. Sam miałem nieprzyjemność w 2006 roku uczestniczyć w pierwszej części takiej wyprawy. Razem z moim partnerem Peterem Hamorem znaleźliśmy ciało austriackiego wspinacza na grani Broad Peak. Dwa lata później jego brat zorganizował wyprawę, ściągnął ciało, skremował i prochy zabrał do Austrii. To nie ma nic wspólnego z heroizmem. To jest normalna ludzka sprawa. Rodzina chce mieć prochy swojego bliskiego, chcą go po prostu w sposób humanitarny pochować. Nie ma nic gorszego, niż ciało leżące - mówiąc kolokwialnie - na widoku.

Mamy lato, warunki są lepsze niż zimą. Czy mimo to ryzyko dla członków wyprawy jest duże?

Ryzyko jest dokładnie takie samo, jak w przypadku każdej innej wyprawy, która idzie na Broad Peak. Większego ryzyka, niż to które generuje sam fakt, iż jest to wysoka góra - nie ma. To co oni tam robią, to czysto humanitarny akt. Z tego co czytałem, ambicją Jacka Berbeki nie jest wejście na wierzchołek, tylko znalezienie brata.

Pewnie ciężko się pokusić o ocenę szans na odnalezienie ciał...

Powiem tak: mają pięćdziesiąt procent szans. Albo znajdą, albo nie znajdą.

Wyprawie, w której zginęło dwóch himalaistów, przygląda się komisja, której jest Pan członkiem. Oficjalnych wniosków jeszcze nie ma, ale czy dziś może pan już powiedzieć, co stało się na Broad Peak? Chodzi o spojrzenie na sprawę w kategoriach ewentualnej winy.

Tak jak zostało to oficjalnie napisane na stronie Polskiego Związku Alpinizmu, wstępny raport zostanie przekazany zarządowi do końca czerwca. Dziś nic na ten temat nie powiem.

Przynajmniej proszę powiedzieć, czy Adam Bielecki, który brał udział w tamtej wyprawie i jest obsadzany w roli czarnego charakteru, faktycznie okaże się negatywnym bohaterem sprawy? On sam jest rozżalony zarzutami stawianymi mu przez "środowisko zakopiańskie".

Nie wiem. Trochę mnie takie szufladkowanie bawi. Nie mam w tej materii nic do powiedzenia. Nie jestem środowiskiem zakopiańskim. Poza tym ocena będzie podana pod koniec czerwca, nie wychodzę przed szereg ze swoimi prywatnymi osądami.

Jacek Berbeka powiedział, że jego brat potrzebował wsparcia psychologicznego, którego nie otrzymał od silniejszych członków wyprawy. Gdyby je miał, mógłby żyć.

Nie za bardzo wiem, co Jacek miał na myśli. Co znaczy wsparcie psychologiczne. Rozumiem, że może chodzić o to, że gdyby poruszali się wspólnie, to byłoby im psychicznie łatwiej. Być może tak. Na pewno w kupie jest raźniej. Jak człowiek sam nocą wejdzie do lasu, to się boi, a jak jest z innymi, to się nie boi. To są prawdy bardzo oczywiste i zupełnie ogólne.

Czy środowisko polskiego himalaizmu jest jedna wielką rodziną? Bo ta sprawa ujawniła masę animozji. One dotyczą tylko tej tragedii, czy na co dzień macie sobie wiele złego do powiedzenia?

Jesteśmy rodziną. Ale jak to w rodzinie bywa, nie wszyscy się ze sobą zgadzają. Wiele osób ma do siebie pretensje. Ale nie sądzę, że gdyby doszło do sytuacji podbramkowej, antagonista pana X nie podałby mu ręki. Dyskusje wewnątrz-
środowiskowe są i będą, ale nie twierdzę, że jesteśmy skonfliktowani, że nie możemy się porozumieć.

Czy nie ma Pan wrażenia, że ta tragedia ewoluuje w stronę opery mydlanej? Mamy śmierć, braterską wyprawę, czarny charakter. I jeszcze dziennikarz Jacek Hugo-Bader wchodzi w skład ekspedycji, która wyrusza po ciała - pewnie jakiś reportaż z tego będzie...

Według mnie to jest po prostu ludzka tragedia i nic więcej. Cała reszta dla mnie nie istnieje. To jest dramat dwójki ludzi, którzy tam zginęli, dwóch rodzin, i tyle. Najbardziej ludzkie byłoby po prostu pochylić się nad tą tragedią i w milczeniu ten czas żałoby odbyć.

A czy wspomniany Bader ma jakieś doświadczenie w himalaizmie?

Nie słyszałem nigdy tego nazwiska w naszym gronie. Wiem, że to na tyle dobry dziennikarz, że jego książki czytałem. Czy kiedykolwiek miał coś wspólnego z górami? Niech mnie pan zabije, ale nie wiem.

Czy osoba bez doświadczenia nie jest obciążeniem na takiej wyprawie?

Zależy, co chce robić. Jeżeli chce siedzieć w bazie i pisać książkę... Ja już tyle widziałem osób siedzących w bazie i po prostu czytających książki czy słuchających radia, więc dlaczego ktoś miałby nie posiedzieć i sobie nie popisać? Tego mu zabronić nie można.

Chyba, że będzie miał większe ambicje.

Chyba, że tak, ale od tego jest kierownik wyprawy, żeby to wszystko rozsądnie moderować.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki