Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Szukalski: Polscy specjaliści wyjeżdżają na zachód, być może zastąpią ich Ukraińcy

Marcin Darda
Piotr Szukalski
Piotr Szukalski Maciej Stanik

Coraz częściej czytamy raporty, że Polaków nie potrzebują już na zachodzie Europy na zmywaku. Potrzeba lekarzy, inżynierów, informatyków. Czy zatem czeka nas kolejna fala emigracji?
Kraje Europy Zachodniej wysoko wykwalifikowanych pracowników potrzebują przynajmniej od 20 lat. Przyciągają ich coraz bardziej skutecznie, nie jest tak, że teraz nagle zaczął się na nich popyt. Zresztą, wysoko wykwalifikowani Polacy od dawna jeżdżą zarabiać na Zachodzie, sam znam łódzkich lekarzy, którzy jeżdżą na dyżury do Wielkiej Brytanii. Rząd norweski już kilka lat temu wprowadził akcję rekrutowania polskich pielęgniarek, oczywiście absolwentek wyższych studiów. Zatem to się działo na naszych oczach już wcześniej. Europa Zachodnia po prostu w większym stopniu spotyka się z problemem wysoko wykwalifikowanych pracowników, bo inne części świata rozwijają się szybciej, kreując popyt na pracę ludzi dobrze wykształconych.

Czy Polska ma jakieś możliwości skompensowania sobie tych ubytków dzięki imigrantom z innych krajów, mniej rozwiniętych od Polski?
Spojrzałbym na to sceptycznie, bo ci wysoko wykwalifikowani na europejskim rynku pracy będą mogli znaleźć dużo lepiej płatne miejsca. Poza tym ktoś, kto jest dobrze wykształcony, a pochodzi z krajów Azji czy Afryki z reguły mówi jednym z najbardziej popularnych języków świata, czyli angielskim, francuskim bądź niemieckim. Odnajdzie się zatem w większości krajów Europy Zachodniej, a w Polsce miałby barierę językową. Być może, patrząc na dzisiejszą sytuację na Ukrainie, atrakcyjność Polski wzrośnie dla tamtejszych specjalistów, bardziej jako oazy spokoju niż atrakcyjności rynku pracy. Ale to tylko gdybanie.

Na Węgrzech absolwent akademii medycznej ma zakaz wyjazdu za granicę przez pięć lat. Pracą w kraju musi spłacić to, co państwo zainwestowało w jego wykształcenie. Dobry pomysł?
To bardzo sensowne zasady, które zresztą w Polsce obowiązywały w latach 60. i 70., obrona przed sytuacją, kiedy wydaje się na wykształcenie absolwenta naprawdę duże pieniądze, a on za chwilę wzbogaca swoją pracą innych. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Czy w polskich realiach, gdzie wykształcenie nie jest gwarantem zdobycia pracy, dałoby się tę zasadę zastosować do wszystkich osób z wyższym wykształceniem? Pedagog też się kształci za państwowe pieniądze, a jeśli wyjedzie na Zachód, będzie pracował poniżej swoich kwalifikacji. Zatem myślę sobie, że może lepiej na Wyspach pracować na zmywaku, niż w Polsce być bezrobotnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki