Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Pisarski punktuje przez cały czas". Zapomniany mistrz bokserskiego ringu z ŁKS

R. Piotrowski
Józef Pisarski (w białej koszulce) na bokserskim ringu w 1938 roku [Fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. Sygnatura: 1-S-1761-4]
W połowie września w łódzkiej Sport Arenie odbędzie się turniej bokserski imienia Józefa Pisarskiego, a to doskonały pretekst by przypomnieć sylwetkę wyjątkowego sportowca oraz sukcesy, które odnosił z pięściarzami ŁKS ponad 70 lat temu.

Patronem dwudniowego rozpoczynającego się 14 września turnieju pięściarskiego został Józef Pisarski. I już tylko za to organizatorom imprezy należą się brawa, jest to bowiem postać przez współczesnych kompletnie zapomniana, a przecież niewiele osób zasługuje na miejsce w panteonie największych łódzkich mistrzów sportu w takim stopniu jak popularny „Pisarz”.

Olimpijczyk

Urodził się w Łodzi 15 czerwca 1913 roku w rodzinie robotniczej. Po ukończeniu szkoły powszechnej pracował w Zakładach Ślusarsko - Mechanicznych Andrzejczaka, później w Warszawie jako tokarz na Okęciu, a po odbyciu służby wojskowej wrócił do rodzinnego miasta i znalazł zatrudnienie w Zakładach Bawełnianych L. Geyera.

W młodości, zanim w tajemnicy przed rodzicami rozpoczął pod okiem Jana Gryca treningi bokserskie w łódzkim gnieździe popularnego podówczas Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, grywał w amatorskich drużynach piłkarskich, a potem brał także udział w biegach rozstawnych organizowanych przez redakcję „Kuriera Łódzkiego”. Ze sportem za pan brat był więc od najmłodszych lat, upatrując w nim, tak jak wielu ówczesnych, i jak sam Marszałek Józef Piłsudski, „narzędzie do wykuwania charakterów”. Z czasem boks, bo tę dyscyplinę sportu pokochał najbardziej, pochłonął go bez reszty.

Już przed wojną, reprezentując barwy wspomnianego Sokoła oraz „Geyera”, jednego z klubów fabrykanckich, które w tamtym czasie właśnie w pięściarstwie zaliczały się do najlepszych w kraju, należał do ścisłej krajowej czołówki. W 1933 roku sięgnął po pierwsze krajowe złoto w wadze półśredniej, a kilka lat później, kiedy kilogramów nieco przybyło, dwukrotnie powtórzył ten wynik w wadze średniej. W 1936 roku pojechał na Igrzyska Olimpijskie w Berlinie, gdzie przegrał co prawda już pierwszą walkę, ale trzy lata później, zanim jeszcze na Łódź i resztę kraju spadły pierwsze bomby, sięgnął w Dublinie po wicemistrzostwo Europy w wadze średniej. Na Igrzyska Olimpijskie do Helsinek, zaplanowane na 1940 rok, nie pojechał, bo Hitler i Stalin mieli inne plany.

W trakcie kampanii wrześniowej (służył jak starszy strzelec w drużynie ckm 18 pp.) został ranny w nogę i dostał się do niewoli. Lata wojny spędził w obozach jenieckich. W 1944 roku wraz z grupą więźniów uciekł z jednego z nich, ale został schwytany i wyzwolenia doczekał w obozie w Nowogard. Zdołał więc przeżyć drugą wojnę światową, a po jej zakończeniu nie rzucił w kąt rękawic bokserskich, ba, triumfy na bokserskim ringu święcił nadal, zapisując przy okazji najpiękniejszą kartę w historii pięściarskiej sekcji Łódzkiego Klubu Sportowego.

Ełkaesiacki fortel

W najstarszym klubie miasta włókniarzy sekcja bokserska powstała w 1929 roku i chociaż mogła pochwalić się kilkoma sukcesami na arenie krajowej (w 1932 roku Adam Seweryniak zdobył pierwsze złoto dla klubu w mistrzostwach Polski), w drugiej połowie lat 30. wskutek problemów finansowych zawiesiła swoją działalność. Po zakończeniu wojny odzyskać dawny blask pomogło jej kilku ludzi, a do jej czołowych postaci zaliczał się bez wątpienia bardzo doświadczony już wtedy Józef Pisarski, pierwszy powojenny reprezentant Polski z ŁKS.

Sukcesy przyszły szybko. W sezonie 1946/1947 do rywalizacji o miano najlepszej drużyny bokserskiej w kraju stanęło w sumie dwanaście podzielonych na dwie grupy klubów. W pierwszej najlepszy okazał się Milicyjny KS Gdańsk, w drugiej zwyciężył ŁKS. Zanim jednak ełkaesiacy zmierzyli się z „milicjantami” w wielkim finale, musieli wpierw uporać się z prowadzoną przez cenionego w środowisku pięściarskim Pawła Szydłę drużyną „Batorego” Chorzów.

Opiekun Ślązaków obawiał się ełkaesiaków, dlatego w dniu meczu przestąpił próg hotelu, w którym zameldowali się łodzianie, a tam chyłkiem zlustrował książkę hotelową, pragnąc wyłowić z jej kart nazwiska bokserów ŁKS i w ten sposób już kilka godzin przed pierwszą walką poznać skład rywala i jego taktykę na zbliżające się spotkanie. Szydło opuścił hotel zadowolony, bo we wspomnianej książce znalazł wyłącznie nieznane sobie nazwiska, które w jego mniemaniu musieli nosić jacyś anonimowi nieopierzeni jeszcze zawodnicy.

- Nie wiedział jednak, że był to z naszej strony chytry manewr – wspominał po latach z rozbawieniem Józef Pisarski. – Po prostu ja, Władysław Niewadził i jeszcze kilku kolegów byliśmy zameldowani… pod innymi nazwiskami. Ten taktyczny kawał rozszyfrowali Ślązacy dopiero na kilkanaście minut przed meczem – opowiadał popularny „Pisarz”.

Punkt za punktem

Ełkaesiacy poradzili sobie z drużyną z Chorzowa, a w finale zmierzyli się z zespołem w Gdańska. Pierwszy mecz wygrali „milicjanci” 9:7, ale ich radość okazała się przedwczesna, bo w Łodzi na gości z Trójmiasta czekała nie tylko niezwykle zdeterminowana grupa łódzkich pięściarzy, ale i gorąca publiczność.

- „Boisko hokejowe ŁKS [ring ustawiono na miejscu tafli – przyp. wł.] to morze głów. Ludzie siedzą nawet na dachu oddalonej o jakieś 500 metrów trzypiętrowej kamienicy przy ul. Karolewskiej. Powracających do szatni pięściarzy tłum wynosi na rękach, aby ułatwić im drogę. Publiczności mogło być co najmniej 9 tysięcy” – donosił po meczu „Głos Robotniczy”. Z kolei żurnalista „Dziennika Łódzkiego” zanotował, że wszystkie miejsca zostały zajęte już trzy godziny przed pierwszą walką, a chociaż pogoda dopisała, zapobiegliwi organizatorzy wznieśli nad ringiem na wypadek deszczu wysoki baldachim. Trzy godziny to kawał czasu, więc kibice przestępowali z nogi na nogę, korzystali z kąpieli słonecznej, a ponadto orzeźwiali się wodą sodową lub piwem sprzedawanym w przez chłopców zatrudnionych w stadionowym bufecie, a prowadzonym – i to ciekawe - przez Władysława Króla, legendarnego piłkarza i hokeistę ŁKS.

Bokserzy przyjechali na stadion ŁKS prosto z „Grand Hotelu”, gdzie przed meczem odbyło się regulaminowe ważenie. W al. Unii 2 podopiecznych trenerów Bohdana Kowalskiego i Czesława Kaszni powitał tłum kibiców. Ełkaesiaków wspierało zresztą tamtego dnia całe miasto. Czy pomogło? - Przy nieprzerwanym dopingu zdobywaliśmy punkt po punkcie – wspominał finałowe pojedynki Józef Pisarski, który w cuglach wygrał swoją walkę, nie dając żadnych szans rywalowi.

„Niech żyje ŁKS!”

Ełkaesiak zmierzył się tego dnia z Kazimierzem Szymankiewiczem. Bokser z północy okazał się bezradny w starciu z bokserskim weteranem. – „Gdańszczanin nie wie jak dać sobie z nim radę. Pisarski punktuje przez cały czas pierwszej rundy. Wszystkie ciosy Szymankiewicza łapie na rękawice” - relacjonował walkę „Dziennik Łódzki”.

Co prawda w drugiej rundzie Szymankiewicz rozciął Pisarskiemu lewą brew, lecz to jedynie rozsierdziło starego mistrza. Przyparty do muru gdańszczanin stracił głowę, raz po raz przekraczał przepisy, co zresztą wychwycili sędziowie dwukrotnie upominając zawodnika gości. W końcu, jak zapisał sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”: „silne i celne ciosy Pisarskiego wkładają Szymankiewiczowi okulary słoneczne”.

Wątpliwości, kto był lepszy w tej walce, nie miał nikt spośród obecnych. Nie zawiedli również koledzy z drużyny. Ełkaesiacy pokonali gdańszczan 11:5 i zdobyli mistrzostwo Polski. Miasto ogarnęła euforia. Niestety, jeden z sympatyków ŁKS tę wielką radość przypłacił śmiertelnym zawałem serca. – Kiedy powracałem do szatni z podniesionymi rękami, rzucił się w moim kierunku mężczyzna w średnim wieku i krzyknął „Niech żyje ŁKS”, a potem… padł martwy na ziemi – wspominał kilkanaście lat po tamtym dniu Józef Pisarski.

Uczył uczciwości

Rok później ŁKS z „Pisarzem” w składzie znów okazał się najlepszy w Polsce, tym razem w decydującej batalii okazując się górą w rywalizacji z MKS-em Gdańsk, Wartą Poznań i łódzką Tęczą, czyli spadkobierczynią „Geyera”.

Dla niezmordowanego Józefa Pisarskiego, który stoczył w sumie aż 256 walk (według innych źródeł – 350), triumfy łodzian w drugiej połowie lat 40. były już kresem długiej i obfitującej w sukcesy kariery. W 1948 roku zdobył jeszcze wicemistrzostwo Polski w wadze średniej, a kilkanaście miesięcy później, najpierw w Łodzi a potem w Bydgoszczy, legendarny bokser pożegnał się z publicznością i zajął się szkoleniem młodzieży, choć niektóre źródła podają, że ostatnią walkę stoczył w 1953 roku w Szczecinie.

Janusz Stabno, autor jednego z rozdziałów książki wydanej w 2008 roku na stulecie łódzkiego klubu napisał, że Józef Pisarski „uczył nie tylko boksu, ale także uczciwości. Miał bardzo rzadką i dlatego cenną cechę, która sprawiała, że cieszył się dużym szacunkiem podopiecznych: potrafił przyznać się do błędu” [„100 lat ŁKS”, GiA, Katowice 2008, s. 41.].

Józef Pisarski zmarł 8 grudnia 1986 roku. Słynnego boksera, dwukrotnego mistrza Polski z drużyną ŁKS, pochowano w części ewangelicko-augsburskiej Starego Cmentarza w Łodzi przy ul. Ogrodowej.
Dzięki Karolowi Żuchalskiemu, autorowi projektu zgłoszonego do Budżetu Obywatelskiego samorządu województwa, w dniach 14-15 września w łódzkiej Sport Arenie odbędzie się organizowany przez ŁKS Boks turniej pięściarski imienia tego zapomnianego a przecież wielkiego łódzkiego sportowca. Bez wątpienia warto tam zajrzeć.

- Bokserzy Łódzkiego Klubu Sportowego zdobyli w sumie dziewiętnaście medali w indywidualnych mistrzostwach Polski, w tym sześć złotych. Do tego dwukrotnie okazali się najlepsi drużynowo. Zależało mi na tym, aby przy okazji turnieju przypomnieć kibicom o jednym z najlepszych spośród nich. Wybrałem Józefa Pisarskiego, bo był niezwykłym człowiekiem, a przy okazji jedynym bokserem z ełkaesiacką przeszłością, który wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich – wyjaśnia Karol Żuchalski.
Inicjatorowi turnieju pozostaje przyklasnąć. Lepszego patrona dla swojej imprezy kibic ŁKS nie mógł wybrać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki