18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plan ŁKS: Za pół roku na giełdę, a za 3 lata do Ligi Europejskiej

Redakcja
Andrzej Voigt
Andrzej Voigt Krzysztof Szymczak
Z Andrzejem Voigtem, prezesem ŁKS, rozmawia Paweł Hochstim:

Mijają właśnie dwa tygodnie, odkąd został Pan prezesem ŁKS. Jeszcze nie żałuje Pan tego?

Problemy tylko mnie wzmacniają. Popełniłem rok temu książkę, a jej tytuł to "Abecadło według Andrzeja Voigta. Co nas nie zabije, to nas wzmocni".

No to ŁKS musi Pana mocno wzmacniać, bo problemów tutaj nie brakuje.

Sugerowałbym niektórym mediom, żeby zajęły się też innymi klubami, bo z moich informacji wynika, że ŁKS jest jednym z najmniej zadłużonych klubów w ekstraklasie. Jakoś dziwnie nagłaśnia się tylko i wyłącznie kwestię ŁKS, a wiemy, że inne kluby zalegają po kilka milionów samym zawodnikom.

Pan dzisiaj wie, ile wynosi dług ŁKS?

Wiem w dużym przybliżeniu i tym bardziej jestem pewien, że klub da się wyprowadzić na prostą. Księgowe zadłużenie wynosi ok. 4 milionów złotych. A to z wartością drużyny, kart zawodniczych itd. w pewnym sensie się bilansuje. Zapraszam więc wszystkich sponsorów i reklamodawców oraz samorządy terytorialne i gospodarcze, ponieważ paradoksalnie klub jest na plusie w kontekście podliczenia również wartości niematerialnych i prawnych.

Skąd Pan wziął się w ŁKS? Z boku w ostatnich tygodniach wyglądało to tak, że jest, w cudzysłowie, przetarg i kto da więcej, ten wejdzie do ŁKS. Coś Pan musiał obiecać.

Obiecałem przede wszystkim, że się zaangażuję i uporządkuję spółkę, wspólnie z obecnymi akcjonariuszami, których uważam za ludzi oddanych klubowi, piłce i koszykówce. Tylko, że bez większych pieniędzy tego ambitnego celu się nie da zrobić. A namówił mnie do tego Mirosław Bulzacki, który do mnie zadzwonił, gdy byłem z drodze powrotnej z ukończenia innego projektu przemysłowego. Kieruję od wielu lat wspólnie z Leszkiem Ćmikiewiczem stowarzyszeniem "Orły Górskiego" i dla mnie to jest wielka frajda. A to, co się dzieje w Ekstraklasie, jest nowym doświadczeniem.

Podpisał Pan umowę z właścicielami ŁKS?

Podpisaliśmy porozumienie o podniesieniu kapitału akcyjnego spółki przynajmniej o trzy miliony złotych do końca czerwca tego roku.

A kto ma wyłożyć te pieniądze?

AV Inwestor SA i jej partnerzy, czyli firma zarządzana przeze mnie.

A z otoczenia właścicieli klubu słychać, że do tej pory nie podpisaliście żadnego dokumentu. Że są tylko słowne porozumienia.

Nie wiem, skąd ma pan takie informacje - w dniu 3 lutego 2012 roku zostało podpisane porozumienie. Ono oczywiście podlega tajemnicy handlowej, ale w każdej chwili mogę je ujawnić, o ile prawo na to będzie pozwalało. Ale jesteśmy w sporcie dżentelmeńskim, bo tak traktuję piłkę nożną.

Krótko mówiąc, Pańska firma ma do końca czerwca wpłacić do klubu trzy miliony złotych, tak?

Firma AV Inwestor jest funduszem. Pozyskujemy ciekawe projekty, a później wystosowujemy zaproszenia do naszych znajomych, którzy mają fundusze i chcą dywersyfikować swój portfel inwestycyjny. ŁKS, po wspólnym uporządkowaniu z obecnymi akcjonariuszami, którzy włożyli w ten klub bardzo dużo serca i pieniędzy, też będzie takim projektem. Ale chciałbym podkreślić, że każdego dnia coraz bardziej podziwiam obecnych akcjonariuszy, że mając niewielkie środki utrzymali klub, a do tego jeszcze wprowadzili drużynę piłkarską do ekstraklasy, no i wykupili licencję na grę w ekstraklasie koszykarzy. Wygrywają tylko ci, którzy są uparci.

Ile procent akcji przejmie AV Inwestor, gdy wywiąże się z tej umowy?

Pakiet większościowy, choć później chcemy go upublicznić i część sprzedać nowym inwestorom. Klub musi mieć wyrazistego gospodarza, ale i poparcie fanów - akcjonariuszy.

Uważa Pan, że na piłce nożnej w Polsce można zarabiać?

Nie wiem. Nie przyszedłem tutaj z tą intencją. Traktuję to jako prestiż i możliwość wykazania się, że na koniec ten projekt przynajmniej będzie się bilansował. Czy na tym zarobimy? Nie wiem, bo to jest projekt, którego powodzenie w dużym stopniu zależy od samych zawodników, ich zaangażowania. Dlatego bardzo dużo czasu zamierzamy poświęcić motywacji, bo mamy naprawdę dobrych piłkarzy, wielu byłych reprezentantów Polski. Umiejętności gry w piłkę się nie zapomina.
Jest Pan bardzo zajętym człowiekiem, prowadzącym interesy w całej Polsce i za granicą. Znajduje Pan czas, żeby poważnie zająć się ŁKS?

Dla mnie to jest ogromna przyjemność, bo robię coś, o czym można przeczytać na stronie nr 73 w mojej książce. Jeden z czytelników przypomniał mi ostatnio, że napisałem w książce w 2010 roku, iż moim marzeniem jest kierować wielkim klubem sportowym. Minęły dwa lata i proszę, jakie scenariusze pisze Pan Bóg i życie. Marzę o tym, by zrobić z klubu coś, co będzie solidne na lata, ale nie tylko dzięki mojej zamożności, ale również dzięki zaangażowaniu kibiców i byłych zawodników. Dla mnie wzorem jest Alex Ferguson i jego życie. Na czterdzieste urodziny dostałem jego biografię w prezencie od wielkiego Polaka, który bardzo dużo zrobił dla Polski w ostatnich trzydziestu latach. ŁKS to klub, który ma tak świetną historię, tak wielu zasłużonych piłkarzy, że nie można tego zmarnować. Niech każdy z nich wykupi chociaż jedną akcję za tysiąc złotych. We wrześniu, październiku pójdziemy z ŁKS na giełdę do ludzi - fanów piłki. Za tydzień na giełdzie warszawskiej mamy już zaplanowane konkretne rozmowy. Z nowym stadionem i zapleczem oraz tym, co będzie się na nim działo, dzięki profesjonalnej spółce operatorskiej, która, mam nadzieję, będzie powiązana kapitałowo z ŁKS, wartość akcji powinna iść w górę. Wiem, o czym mówię, bo zajmuję się tym ponad dwadzieścia lat.

Pana klienci wierzą, że warto wejść w piłkę?

Skoro największe korporacje i najbogatsi ludzie świata w nią inwestują...

No tak, ale w wielu przypadkach robią to dla zabawy.

Tak mówią w mediach, ale proszę mi wierzyć, że ten, który ma duże pieniądze doskonale liczy. Proszę nie wierzyć, że robią to dla zabawy.

Czuje Pan zaufanie ze strony akcjonariuszy ŁKS?

Tak, choć nie dziwi mnie nerwowość. Przecież nie od razu Rzym zbudowano.

Bo pojawiają się np. informacje, że trwają nadal negocjacje z Andrzejem Grajewskim, który miałby kupić klub.

Najlepiej spytać akcjonariuszy. Ja oficjalnie o tym nic nie wiem.

Właściciele wyraźnie sugerują, że coś jest na rzeczy.

Zostałem tutaj zaproszony do współpracy przez obecnych akcjonariuszy i po rozmowach z władzami miasta Łodzi, do których mam pełne zaufanie, że chcą i będą wspierać ŁKS i sport w mieście. Cieszę się, że ŁKS w rundzie wiosennej gra. To się wydarzyło za mojej prezesury i nowego zarządu, a nie kogoś innego. Konto było zablokowane, ktoś opłacił te różne rzeczy, żeby drużyna mogła grać. Zrobiliśmy to wspólnymi siłami, nie tylko moimi środkami. Porozumieliśmy się z zawodnikami, sprowadziliśmy nowych.

Odnoszę wrażenie, że Pana kosztem odbywa się jakaś gierka.

Mam jasną wizję klubu, ale nie na szybkie łatanie dziur, a na trzy lata. Wracam dzisiaj z budowy, która się zakończyła, ale trwała pięć lat. Dzisiaj inwestorzy się "zabijają", żeby od nas wykupić tę fabrykę, a rok temu nie wiedzieliśmy, czy przetrwamy, bo ciągle były nowe koszty. Spokojnie podchodzę do problemów, bo wiem, że każdy można rozwiązać mając wokół siebie fachowców i ludzi cierpliwych.

Sądzi Pan, że o ŁKS za kilka lat też inwestorzy będą się zabijali?

Następne dwa lata, to będzie bardzo ciężka praca, bo będzie trwała budowa stadionu. Inne kluby w trakcie trwania budowy obiektów też przeżywały bardzo trudne chwile. Moim zdaniem dzisiaj nie ma już ludzi, którzy zainwestują w klub, który gra na placu budowy. Chyba, że są to ludzie, którzy nie do końca mają czyste pieniądze i chcą je uwiarygodnić. Dlatego jest olbrzymia rola urzędu miasta, żeby w tym bardzo trudnym momencie pomagał, również finansowo. I to w znacznie większej kwocie, niż do tej pory. Nie ma żadnej innej organizacji, oprócz ŁKS i Widzewa, która piętnaście razy w ciągu roku daje tyle satysfakcji i gromadzi tylu łodzian. Według mnie w sposób proporcjonalny powinny być dzielone pieniądze. Miasto Zabrze, znacznie mniejsze i biedniejsze od Łodzi, daje na Górnik ponad 4 mln zl dotacji. Z kolei Ruch Chorzów dostaje dwa miliony zł pożyczki od miasta. Na ten okres trzech lat prosiłbym włodarzy miasta i województwa, by traktowały Widzew i ŁKS jako centra promocji na świat, a nie wzajemnie zwalczające się kluby.

A jak ważne w tym trzyletnim planie jest to, by drużyna utrzymała się w ekstraklasie? To ma podstawowe znaczenie?

Tak, ale jeżeli ŁKS spadnie, to nie będzie tragedii. Bo za trzy lata ten klub ma walczyć o grę w Lidze Europejskiej. Taki jest plan.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki