Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co łódzkim radnym komisje?

Marcin Bereszczyński
Marcin Bereszczyński
Marcin Bereszczyński Grzegorz Gałasiński
Obrady łódzkich radnych przypominają występy kiepskich aktorów. Wcielają się w role wielkich polityków, ale bardziej przypominają błaznów. Biją pianę, a później zadają pytania, na które sami sobie odpowiadają. A gdy już skończą swoje kwieciste wystąpienia, wychodzą z sali obrad. A po co mają słuchać radnych innych opcji? Przecież przygotowali projekty uchwał zanim rozpoczęła się dyskusja na ten temat. O ile to, co dzieje się na sali obrad, można nazwać dyskusją.

Rację miał łódzki biznesmen Piotr Misztal twierdząc, że radni marnotrawią czas. Podczas wrześniowych obrad przez kilka godzin przysłuchiwał się ich wyczynom. Gdy wreszcie pozwolili mu zabrać głos, powiedział, że gdyby radni byli jego pracownikami, to zwolniłby ich dyscyplinarnie. Za co? Za mielenie jęzorem, z którego nic nie wynika.

Osobiste wycieczki jednych radnych wobec drugich nie rażą tak bardzo, jak bezsensowne dyskusje. Przykładowo, podczas środowych obrad przez godzinę wałkowano temat Kolei Dużych Prędkości i tunelu pod miastem. Kuriozalne było to, że tzw. dyskusja odbyła się w punkcie obrad dotyczącym... przygotowań Łodzi do organizacji wystawy Expo w 2022 roku. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego, chyba że jest się radnym. A wtedy można wystąpić publicznie i gadać, gadać, gadać, nawet jeśli nie ma to większego sensu.

Chyba nawet radni mają dość swojej własnej paplaniny. Gdy jeden z klubów radnych chce rozmawiać o fatalnej sytuacji w MOPS, to drugi klub robi w tym czasie konferencję na zupełnie inny temat. Czy tylko po to, aby odciągnąć uwagę od ważnych spraw dla miasta, czy już może sami doszli do wniosku, że tzw. dyskusja podczas sesji Rady Miejskiej do niczego dobrego nie prowadzi?

Jeszcze bardziej denerwuje fakt, że radni zgłaszają się do wzięcia udziału w tzw. dyskusji. Przez pół godziny starają się zabłysnąć. A później wychodzą z sali i kręcą się po kuluarach. W efekcie na sali jest więcej osób, które przysłuchują się obradom, niż ludzi decydujących o przyszłości miasta. Jak mają o tę przyszłość zadbać, skoro nie siedzą w fotelach, tylko łażą w tę i z powrotem?

Tu dochodzimy do sedna, czyli obrad komisji. Poruszane są tam tematy, które później trafiają na sesję. I co się okazuje? Radni na komisjach zadają te same pytania, co na sesjach. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na komisjach usłyszeli już odpowiedzi na swoje pytania. Ale wolą wcielić się w rolę aktorów sesyjnych i jeszcze raz zadawać te same pytania. Dlaczego? Bo na komisjach nikt ich nie słucha, poza innymi radnymi i garstką dziennikarzy. Co innego - pokazać się na sesji. Może ktoś dostrzeże takiego radnego i znów na niego zagłosuje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki