Wszyscy byli wściekli, a najbardziej... kolejarze, którzy jechali do stolicy na akcję pro-testacyjną zawiązków zawodowych. Do tej kuriozalnej sytuacji, niczym z filmu Barei, doszło we wtorek rano w pociągu relacji Wrocław - Warszawa.
- Nie dość, że pociąg przyjechał do Łodzi spóźniony 20 minut, to jeszcze zatrzymał się na długo na stacji Warszawa Zachodnia - relacjonuje nasza Czytelniczka, Justyna, która wsiadła na stacji Łódź Widzew. - Wszyscy byli zdenerwowani opóźnieniem, ale w prawdziwy szał wpadli, gdy konduktor powiedział, że pociąg nie pojedzie dalej, póki policja nie zakończy swoich procedur. Chodziło o kogoś, kto nie miał biletu...
Kilkuset podróżnych musiało szukać innego środka transportu, żeby dostać się do centrum stolicy. Kolejarze, którzy jechali tym pociągiem na akcję protestacyjną, byli przekonani, że to łamistrajki podkładają im nogę, żeby nie mogli przyłączyć się do akcji związkowców.
- Rzeczywiście, przyczyną opóźnienia był pasażer, który odmówił okazania dokumentu tożsamości konduktorowi i nie można było wystawić wezwania do zapłaty za przejazd - potwierdza Beata Czemerajda z PKP Intercity.
W takiej sytuacji konduktorzy muszą wezwać Służbę Ochrony Kolei lub policję. Zwykle opóźnienie pociągu trwa wtedy kilka minut. Tym razem pociąg stał 20 minut. PKP Intercity tłumaczy, że to dlatego, iż pasażer był agresywny.
- Pragnę przeprosić podróżnych, którym przysługuje prawo złożenia skargi - mówi Beata Czemarajda. - Takie zatrzymania pociągów zdarzają się kilka do kilkunastu razy w miesiącu. To niewiele, bo spółka codziennie uruchamia 250 pociągów - przekonuje pracownica kolei.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?