18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie lata w łódzkiej kulturze. Kto dostał "zadyszki"?

Łukasz Kaczyński
Ariel Ramirez na Geyer Music Factory
Ariel Ramirez na Geyer Music Factory Paweł Łacheta
Po trudnym sezonie 2012/2013, obfitym w cięcia w instytucjach kultury (który to już raz?), Łódź udała się na kulturalne wakacje. Mimo iż tak zwany sezon ogórkowy od lat nie jest w mieście okresem zastoju, warto odpowiedzieć na pytanie: co nam zostało po "ogórkach"? I czy któreś nie okazały się niestrawne?

W tym roku przepadł bez wieści Letni Festiwal Sztuki - struktura, pod którą promowano różne typy wydarzeń odbywających się w Łodzi nierzadko od lat. Mimo to miasto dofinansowało niemal te same imprezy. Skąd więc zniknięcie LFS? Miasto twierdzi, że tworzące go wydarzenia są na tyle rozpoznawalne, że będą one lepiej trafiać do odbiorców autonomicznie, niż pod wspólną nazwą.

Podczas wakacji w Łodzi prym wiodły muzyka i film, jak może się wydawać, sztuki najbardziej strawne dla szerokiej masy odbiorców. Jednak gdy do drzwi organizatorów puka bieda (co jednak w Łodzi nie zawsze było regułą), uratować poziom przedsięwzieć jest niełatwo. Równie trudno, gdy po kilku edycjach dostaje się "zadyszki", a w barwne złotko owija się produkt o niższej niż dotąd jakości.

Po sześciu wakacyjnych edycjach filmowym hegemonem stała się "Polówka", organizowana przez warszawską fundację i nazywana teraz letnim festiwalem filmowym. Czy nie jest to jednak hegemon na glinianych nogach? Zaproszenie reżysera Marcina Latałły, który dopiero co gościł w Łodzi z filmem "Moja ulica" (i w Muzeum Kinematografii, i w kinie Charlie) to jeszcze nie powód, by nazywać festiwalem cykl tematycznych pokazów. Zaś nowość w postaci projekcji na dachu galerii handlowej przypomina niezrealizowany plan kina Charlie sprzed kilku lat, pokazów na dachu Centralu. Ważniejsze w przypadku "Polówki", a zdaje się niedostrzegane przez władze miasta, skoro dają one organizatorom wieloletnią umowę na dofinansowanie, to kwestia programu. A raczej to, czym on nie jest. Wystarczy porównać go z tegoroczną propozycją Letniego Kinematografu Rozrywkowego, organizowanego przez Muzeum Kinematografii. Program Kinematografu nie jest konkurencją do istniejącej oferty kin stydyjnych (po latach trwania na wolnym rynku tych prawdziwie studyjnych jest w Łodzi już garstka), ale jej uzupełnieniem. Zamiast "suchych" filmów, mamy więc projekcje z improwizowaną na żywo muzyką (i współczesnymi artystami w roli taperów), przez co spotkanie np. zespołu Psychocukier z kreacją Bustera Keatona w "Generale" czy Marcina Pukaluka i niemego "Mocnego człowieka" tworzy nowe wartości. Królestwo zaś temu, kto wskaże różnice między "polówkowymi" cyklami filmów "o których długo pamiętamy, mimo że widzieliśmy je dawno temu" i "The Best of...". Umiejmy zachować miarę, jeśli nie potrafią (nie chcą?) zachować jej decydenci.

Dobrze przemyślany został program tegorocznej, VI Letniej Akademii Jazzu, która okazała się najważniejszym wakacyjnym wydarzeniem muzycznym. Zniknął gdzieś brak wyrazistości, z którym impreza ta miała czasem problem, a słowo "akademia" stało się w pełni uprawnione. Oddać hołd wielkim polskiego jazzu: Jerzemu Milianowi, Andrzejowi Trzaskowskiemu i Krzysztofowi Komedzie można różnie. LAJ uczyniła to pokazując jak szerokie było spektrum ich pracy artystycznej, i jak ich dorobek żyje w kolejnych pokoleniach znakomitych muzyków. Zdarzały się wieczory mniej interesujące, ale świetnie pomyślane programy koncertów, w tym projektów przygotowanych z myślą o Łodzi (m.in. wibrafonistów pod wodzą Bernarda Maselego) i oryginalne formacje (berlińska Jazzanova) stanowiły trzon wydarzeń.

Ruch w przeciwną stronę, o dziwo, zaobserwować można w przypadku piątej edycji cyklu Geyer Music Factory. Tegoroczny program sprzedał się PR-owo, ale i sam poprzeczki ustawionej przez poprzednie edycje by nie przeskoczył. Pomysł na wieczory z muzyką taneczną nie był do końca chybiony. To wykonawcom, mimo iż często prawdziwym profesjonalistom, zabrakło oryginalności.

W otwierającym cykl koncercie tangowym, Ariel Ramirez okazał się dość przeciętnym bandoneonistą, a spragniony egzotyki tłum bardziej uwodził sam dźwięk instrumentu niż to, co muzyk z niego wykrzesał. Również niewiele z tradycji fado przedostało się do wykonawstwa Joao de Sousy, jako pieśniarz fado przedstawianego. Łódzka publiczność, co cieszy, jest już nieźle wyrobiona, więc na drugim koncercie GMF tłumów już nie było. Później było różnie, a pod względem artystycznych propozycji raczej "nierówno"...

Być może zbyt wiele wziął na siebie organizator koncertów, Tomasz Gołębiewski. Oprócz GMF rozpoczął bowiem cykl muzycznych pikników w Łódzkiej Strefie Ekonomicznej i kontynuował jazzowe niedziele w Manufakturze. Mnożenie imprez sprawiło, że w tym roku pojawili się w Łodzi artyści, którzy u Gołębiewskiego już występowali (Affabre Concinui, White Boat Orchestra, Gary Guthman). Klasyczny przykład, gdy ilość nie chce iść w parze z jakością. Może czas, by miasto dokładając do wydarzeń, żądało także poziomu i świeżości, a nie tylko robienia dobrego wrażenia.

Zmęczenie, lecz mniejsze, dopada też XIV Wędrowny Festiwal Filharmonii Łódzkiej "Kolory Polski", którego program był dotąd pewnikiem oryginalności. Nie tylko wykonawczej, bo z tą znaczącego problemu jeszcze nie ma. Chodzi raczej o "łatwe" programy ze standardami jazzowymi, swingowymi i filmowymi, czy z niemłodymi już duetami. Cieszy czujność, tropienie nowego myślenia o muzyce ludowej i zaproszenie choćby debiutującego solowo Adama Struga, ale ideałem byłoby gdyby to na "Kolorach" odbywały się premiery płyt takich artystów. Organizatorów zobowiązują ranga i otrzymane nagrody.

Pochwalić trzeba łódzkie środowisko muzyczne, dzięki którego samozaparciu udało się kontynuować "osierocony" po rozwiązaniu Łódzkiego Towarzystwa Muzycznego im. K. Szymanowskiego cykl "Muzyka w Starym Klasztorze". To 25 lat tradycji. Muzycy zagrali bez honorariów, ale jak będzie za rok?

Do "Muzyki w Starym Klasztorze" i "Lata z muzyką" w Grotnikach dołączają nowe, ulokowane w sercu miasta "Letnie koncerty w Altanie". Przygotowane przez Akademię Muzyczną mogą na stałe wpisać się w kalendarz miejskich imprez. Inaczej niż "Trawniki kultury" na ulicy Piotrkowskiej, które umarły z roku na roku, a szkoda, bo dziś byłyby technicznym zapleczem np. dla drugiej edycji charytatywnego Festiwalu Grajków Ulicznych.

Poza okazjonalnymi wydarzeniami teatralnymi, obecność swą zaznaczyła XV edycja Przeglądu Małych Form Teatralnych "Letnia Scena", m.in. z mistrzowskim pokazem Andrzeja Seweryna. Program zróżnicowany i na poziomie, znaczące nazwiska twórców i dobra literatura jako podstawa zaproszonych spektakli - to atuty, jakie winien mieć "teatr na lato". I miał je. Po raz pierwszy Letniej Scenie towarzyszył także konkurs na najlepszy spektakl. Oprócz "Sceny", Dom Literatury przygotował m.in. pierwszą edycję Forum Młodej Literatury, po którym wiele można sobie obiecywać. Spośród muzeów najwięcej (kino, festyn, prelekcje) zaproponowało najbogatsze, Muzeum Sztuki, ale i Muzeum Miasta Łodzi rozszerzyło ofertę wydarzeń okołomuzealnych.

Leniwe wakacje - to Łodzi wciąż jeszcze nie grozi. Ważne, by uniknąwszy nudy, nie popaść w przeciętniactwo...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki