18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podziemne miasto. Jakie tajemnice kryją łódzkie schrony i bunkry [ZDJĘCIA]

Anna Gronczewska
Wywietrzniki schronu w parku Poniatowskiego
Wywietrzniki schronu w parku Poniatowskiego Krzysztof Szymczak
W Łodzi znajdziemy wiele bunkrów i schronów. Większość z nich zbudowano w czasie drugiej wojny światowej. Ale mamy też schrony z okresu zimnej wojny. Urządzano je w piwnicach łódzkich bloków, tak, by łodzianie przeżyli atomowy atak.

Jdne z najlepiej zachowanych schronów z okresu drugiej wojny światowej znajdziemy na czterech krańcach Łodzi - w okolicach ul. Liściastej, koło Rudzkiej Góry, przy ul. Nad Niemnem i w Łagiewnikach. Należały one do dowództwa obrony przeciwlotniczej Łodzi, które wchodziło w skład Luftwaffe. Łodzianin Dariusz Trzepla, pasjonat historii, niegdyś członek członek Klubu Poszukiwawczo-Eksploracyjnego "Explorer" poznał każdy z tych schronów. Jemu na przykład można przypisać odkrycie bunkra przy ul. Szczecińskiej. Pan Darek i jego koledzy na trop tego bunkra wpadli przypadkowo. Łódzki sklep z militariami odwiedziło dwóch chłopców. Zaczęli opowiadać o niemieckim schronie znajdującym się w okolicach ul.Szczecińskiej.

- Szukaliśmy tego schronu, ale zupełnie w innym miejscu- mówi Dariusz Trzepla. - Wiedzieliśmy, że jest w tych okolicach, ale od strony Aleksandrowa Łódzkiego... Okazało się, że znajduje się od strony Zgierza.

Schron ten ulokowano blisko ul. Liściastej. By do niego dojechać, jadąc w stronę Zgierza trzeba skręcić w lewo. Tam ulica Liściasta jest zwykłą, niewyasfaltowaną polną drogą. By zobaczyć bunkier trzeba przejść kilkadziesiąt metrów polną ścieżką. Wtedy ujrzymy niewielką górę, pokrytą trawą. Dopiero, gdy ktoś dokładnie przyjrzy się tej górce, zauważy mały, betonowy wywietrznik, świadczący o tym, że jest to schron.

Jak wyjaśnia Dariusz Trzepla, był to tzw. schron bierny. W Łodzi nie budowano bowiem fortyfikacji czynnych, czyli takich, gdzie znajdowały się na przykład stanowiska karabinów maszynowych. Mają one ceglaną konstrukcję, dwa wejścia, a wewnątrz trzy-cztery pomieszczenia. Wokół każdego z nich znajdowały się tzw. umocnienia polowe, a w pobliżu stanowiska armat przeciwlotniczych.

Podobnie wyglądają schrony przy ul. Nad Niemnem, w Łagiewnikach, czy też Rudzkiej Góry. Niemcy wybudowali je około 1943-1944 roku, po tym jak zaczęli wycofywać się na pozycje obronne. W takim schronie znajdowała się centrala telefoniczna, pomieszczenie dowódcze, miejsca, gdzie żołnierze mogli odpocząć. Dariusz Trzepla przypuszcza, że w schronach tych dyżurowało stale pięciu-sześciu żołnierzy. Był to dowódca schronu, zastępca, telefonista, dwóch łącznościowców, którzy wkraczali do akcji, gdy zerwana została łączność telefoniczna. Do tego dochodziła jeszcze ochrona schronu. Kiedy nadchodziła informacja o nadlatujących bombowcach, dowódca podejmował decyzję o uruchomieniu artylerii oraz powiadamiał oddział myśliwców Luftwaffe stacjonujący na lotnisku Lublinek.

Te schrony miały chronić granice Łodzi. Wydaje się, że z punktu widzenia strategicznego największe znaczenie mógł mieć schron znajdujący się przy ul. Nad Niemnem. Chronił miasto od wschodu, a z tamtej strony nadeszła radziecka ofensywa.

- Trzeba też zwrócić uwagę na to, że Rosjanie nie kwapili się do nalotów bombowych - zaznacza Dariusz Trzepla.- Przyczyna była prosta. Nie posiadali ciężkich bombowców. Jedyne jakie mieli to bombowce dwusilnikowe, ale nie kwalifikowały się one do kategorii ciężkich.

W największym pomieszczeniu schronów znajdowała się główna sala operacyjna. Dariusz Trzepla przypuszcza, że stał tu w czasie wojny stół, na którym rozkładano wielką mapę i zaznaczano na niej pozycje wroga.

Dariusz Trzepla i jego przyjaciele odnaleźli m.in. bunkier, który znajdował się na terenie dworca Łódź Kaliska. Przypuszczają, że zbudowano go jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, a ten schron może być połączony z podziemnymi salami dworca. Niestety, wejście do niego jest przykryte betonową płytą.

Schrony ochrony przeciwlotniczej znajdują się na terenie dawnych zakładów "Ortal", które przed wojną były fabryką włókienniczą należącą do Karola Buhle. Jeszcze niedawno można było tam wejść jednym z wejść, bo drugie zostało zasypane. Tak jak w wielu takich miejscach, spotka się tam góry śmieci. Ten bunkier, tak jak kilkadziesiąt innych, zbudowali Niemcy.

Trzeba jednak pamiętać, że pierwsze bunkry i schrony w Łodzi zaczęto budować jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej. W 1939 roku, kiedy wojna zbliżała się wielkimi krokami, zaczęto kopać tzw. szczeliny przeciwlotnicze. Były to wąskie, głębokie rowy, ze skośnymi bokami. Łodzianie mieli znaleźć w nich schronienie podczas bombardowań. Pozostałości po tych rowach widać na przykład w parku Źródliska czy im. Henryka Sienkiewicza.

Zaczęto też przygotowywać schrony w łódzkich kamienicach. Do tych prac przystąpiono wiosną i latem 1939 roku. Choć może słowo schron czy bunkier stosowano trochę na wyrost. W piwnicach kamienic wydzielano pomieszczenia, które miały chronić ludność przed skutkami bombardowań. Wstawiano do nich mocne drewniane lub metalowe drzwi, umacniano belkami stropy.

Ale gdy budowano domy na osiedlu im. Montwiłła Mireckiego, to od razu ich piwnice urządzono tak, by w razie konieczności spełniały rolę schronu.

Prawdopodobnie w sierpniu 1939 roku prawdziwy schron przeciwlotniczy zbudowano w Parku Julianowskim. Graniczył on z cmentarzem na Radogoszczu. Nie był to skomplikowany bunkier. Chronił głównie przed odłamkami. Gdyby uderzyła w ten schron bomba, to pewnie bez żadnych problemów przebiłaby jego sufit.

Niemcy zaczęli budować schrony w Łodzi po 1942 roku. Wtedy miasto objęto projektem ochrony przeciwlotniczej ludności niemieckiej. Pierwszy schron przeciwlotniczy Niemcy wybudowali na przełomie 1942 i 1943 roku przy ul. Hotelowej. Łączył on Grand Hotel z hotelem "Savoy". Budowali go więźniowie Radogoszcza. W "Dzienniku Łódzkim" z 1947 roku możemy przeczytać dokładny opis tego schronu. Wynika z niego, że był to tunel z czerwonej cegły spojonej cementem. Miał służyć Niemcom do przechodzenia z jednego hotelu do drugiego podczas bombardowań.

- Tunel do dnia dzisiejszego zachował się w znakomitym stanie - pisał ówczesny "Dziennik Łódzki". - Gdyby nie prace prowadzone przy budowie sali teatralnej YMCA, przetrwałby dłuższy okres.

Wynika z tego, że schron wybudowany w ogródku "Grand Hotelu" został zniszczony w 1947 roku.

Jednym z największych, ale też najlepiej zachowanych bunkrów, jest ten w Parku im. Poniatowskiego.

- Ten schron znały chyba wszystkie dzieci ze śródmieścia! - mówi Wojciech Źródlak, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz. - Znajduje się on w miejscu, gdzie była kiedyś górka z której zjeżdżało się na nartach. Potem tę górkę zniwelowano, a bunkier pozostał.

Bunkier usytuowano od strony al. Politechniki i Mickiewicza. Miejsce, w którym się znajduje, wskazują wystające z ziemi wieżyczki, a w zasadzie wywietrzniki schronu. Dziś jest on zamknięty, nie można do niego wejść bez zezwolenia. Ale jeszcze do połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku bez problemów można było poznać jego tajemnice. Wojciechowi Źródlakowi udało się tam wejść, gdy był jeszcze dzieckiem. Miał dwanaście lat, gdy razem z grupą kolegów zszedł do tego niemieckiego schronu.

- Wzięliśmy latarki, grubą linę i oczywiście szukaliśmy tam skarbów - wspomina dziś tamtą wyprawę. - Nie doszliśmy za daleko, bo zobaczyliśmy wodę i musieliśmy się cofnąć. Skarbów też nie znaleźliśmy.

Bunkier w parku im. Poniatowskiego to siedmiometrowa szczelina. Tworzą ją stropy i grube ściany. Po obu stronach korytarza są komory schronu.

- Może warto by ten schron udostępnić zwiedzającym? - zastanawia się Dariusz Trzepla,

Schrony znajdują się też pod Rynkiem Bałuckim. Nie ma jednak szans, by je zobaczyć. Nad nimi wybudowano halę targową. Bunkry te wznieśli Niemcy. Powstały wzdłuż ul. Zawiszy. Były przeznaczone dla funkcjonariuszy Litzmannstadt Getto. Miejsce na budowę tych schronów nie wybrano jednak przypadkowo. Na rogu ul. Zgierskiej i Limanowskiego, w budynku na parterze, w którym jest dziś apteka, znajdował się VI rewir Schupo i gestapo. W tzw. czerwonym domku, czyli dawnej plebanii kościoła Najświętszej Maryi Panny, siedzibę miała policja kryminalna.

- To dla pracujących tam Niemców w 1943 roku wybudowano te bunkry - mówi Wojciech Źródlak.

O istnieniu tych bunkrów wspomina Kronika Getta. Najpierw pojawia się w niej informacja, że są budowane. W jednej z kronik z 1944 roku wspominano, że Niemcy próbowali je alarmowo.

Zachowały się do dziś natomiast wojenne bunkry na rogu ul. Narutowicza i Tramwajowej. Zbudowano je dla niemieckich pracowników tramwajów. Przez wiele lat teren, na którym się znajdowały, był porośnięty gęsto drzewami. Kiedy je wycięto, schrony bez problemu można zauważyć.

- Byłem w ich środku - wspomina Wojciech Źródlak. - Mają około 2,5 metra wysokości i mogły spokojnie pomieścić kilkadziesiąt osób.

Wojenne bunkry znajdowały się pod ulicą Pabianicką, na terenie dawnej fabryki im. 1 Maja. Umieszczono w nich wojenny szpital polowy. Leczono w nim rannych niemieckich żołnierzy, których do Łodzi przywożono z frontu. Obok znajdował się zwykły schron przeciwlotniczy. Wejście do niego znajdowało się w słynnej przez laty restauracji "Lotnicza", która w czasie wojny była kasynem wojskowym. Wejście do tych schronów zostało zasypane, gdy budowano drugie pasmo ulicy Pabianickiej.

Schrony budowano w Łodzi także po zakończeniu drugiej wojny światowej. Miasto było przygotowane na ewentualność tego jakby spadła tu bomba atomowa. Jak wynika ze starych planów obrony cywilnej, Łódź mogła przyjąć uderzenie nuklearne trzydzieści pięć razy silniejsze niż to, które spadło na Hiroszimę. Taki schron przeciwatomowy, doskonale zachowany, znajduje się między innymi w bloku przy ulicy Gandhiego 21. Wchodzi się do niego przez potężne, metalowe drzwi.

- Taki schron miało większość bloków budowanych w latach pięćdziesiątych - mówi Wojciech Źródlak. - Znajdzie się je na Bałutach, Kozinach. Wiele ich jest na tak zwanym Osiedlu Młodych, a więc w okolicy ulicy Kasprzaka.

W schronie przy ul. Gandhiego, zaraz po lewej stronie, znajduje się wejście do łazienki. Przy ścianie przymocowane są umywalki, obok toalety. W następnym pomieszczeniu stoi rząd ławek. Podobnych do tych, które stały kiedyś w szkolnych klasach. Wisi nawet szkolna tablica. Jednak służyła pewnie przez lata do ćwiczeń, które przed laty wykonywały w schronie nieistniejące już jednostki Obrony Cywilnej. Przy ścianach umieszczono drewniane, piętrowe łóżka.

Na tych pryczach miały odpoczywać osoby znajdujące się w schronie. Miejsc do leżenia nie ma dużo, więc odpoczynek miał odbywać się na zmianę. W jednym z podziemnych pokoi umieszczono wielką maszynę, która zajmowała się filtrowaniem powietrza. Podobno dalej jest sprawna. Maszyna zasilana jest na prąd. Ma też specjalną korbę, która pozwala jej pracować, gdy następuje przerwa w zasilaniu. Obok maszyny znajduje się niewielka szczelina zakryta metalem. Są też dwa awaryjne wyjścia. Ale też dwie wielkie beczki na wodę. Każda może pomieścić około 100 litrów.

Podobno wieżowiec przy ul. Tatrzańskiej 37/41, wybudowany już w latach siedemdziesiątych, w razie wybuchu wojny miał być przeznaczony na szpital. W Łodzi może znajdować się nawet 600 schronów wybudowanych podczas zimnej wojny. Siedemdziesiąt procent schronów wybudowano w latach 1951-1960. Między 1981 a 1990 rokiem powstało pięć. A ostatnie trzy wybudowano już w nowym czasach, od 1991 do 2000 roku. 10 i 11 listopada łodzianie będą mogli zwiedzić schron przeciwlotniczy na Brusie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki