Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pół klasy fryzjerów z Zespołu Szkół Rzemiosła dostało na semestr jedynki z matematyki

Maciej Kałach
Maciej Kałach
Zespół Szkół Rzemiosła w Łodzi jest znany m.in. ze swoich klas fryzjerskich. Ale pierwszaki przyjęte w ostatniej rekrutacji mają problemy z matematyką
Zespół Szkół Rzemiosła w Łodzi jest znany m.in. ze swoich klas fryzjerskich. Ale pierwszaki przyjęte w ostatniej rekrutacji mają problemy z matematyką Grzegorz Gałasiński
Połowa klasy przyszłych fryzjerów w Zespole Szkół Rzemiosła zakończyła pierwszy semestr jedynką z matematyki. Rodzice części uczniów są oburzeni.

16 marca grupa rodziców pierwszaków z technikum fryzjerskiego w Zespole Szkół Rzemiosła zamierza zebrać wśród pozostałych ojców i matek podpisy pod petycją o zmianę nauczycielki matematyki. Powód? W 31-osobowej klasie 15 uczniów otrzymało z tego przedmiotu jedynkę na pierwszy semestr nauki. Według grupy autorów petycji, nie ma warunków, aby ich dzieci poprawiły wyniki, ponieważ metody nauczycielki sprawiają, że uczniowie boją się podchodzić do tablicy. Dyrekcja ZSR stoi murem za matematyczką: jej zdaniem, rodzice powinni bardziej motywować swoje dzieci do nauki, a oceny dopuszczającej za „nic” w jej technikum nie będzie.

Podstawowy zarzut do matematyczki to brak atmosfery sprzyjającej zdobywaniu wiedzy. Grupa rodziców, która skontaktowała się z naszą redakcją twierdzi, że na lekcjach zdarza się wyrzucanie za drzwi, ale przede wszystkim matematyczka nie potrafi przekazywać umiejętności.

– Gdy uczeń się „zacina” pod tablicą, zdenerwowana matematyczka wcale nie tłumaczy mu, co robi źle. Odsyła go ze złością do ławki, sama bierze kredę i doprowadza zadanie do końca. Młodzież tak się boi kolejnych jedynek, że jakakolwiek współpraca między uczniem a nauczycielem zrobiła się niemożliwa – opowiada matka jednego z pierwszaków.

Czytaj:Afera wokół filmiku "Ekonomik. Niebezpieczne kobiety". Nauczyciel z Piotrkowa z naganą

W efekcie, zdaniem matki ucznia, nawet lekcje wyrównawcze, prowadzone przez matematyczkę, nie mają sensu.

– Tam wydziera się dalej na dzieciaki, wścieka się, że nie rozumieją i że na normalnej lekcji dostaną jedynki, a jeśli przejdą do następnej klasy, to w następnym roku się z nimi rozprawi – kończy opowiadanie matka.

Elżbieta Wróblewska, dyrektor ZSR, twierdzi, że wielokrotnie obserwowała pracę matematyczki i jest z niej zadowolona.

– To bardzo dobra nauczycielka, angażująca się w pracę szkoły. Świadczy o tym m.in. 5 godzin wyrównawczych, prowadzonych w tygodniu. Jeszcze nie widziałam, żeby ten nauczyciel odtrącił ucznia proszącego np. podczas przerwy o wytłumaczenie zadania, którego ten uczeń nie rozumie – mówi Elżbieta Wróblewska.

Czytaj:Rodzice pełnoletnich uczniów nie mają dostępu do ocen swoich dzieci

Zdaniem dyrektorki, rodzice nie potrafią motywować swoich dzieci do sumiennej nauki: rzetelnego odrabiania prac domowych, lepszej frekwencji na lekcjach. Elżbieta Wróblewska jest także zwolenniczką zbliżającej się reformy edukacji, bo, jej zdaniem, obecny system nie daje nauczycielom na wcześniejszych etapach edukacji czasu na wyćwiczenie podstawowych umiejętności.

Jakich? Jak opowiada matematyczka, na lekcjach z przyszłymi fryzjerami okazuje się np., że sumą dwóch liczb ujemnych jest liczba dodatnia, bo „przecież dwa minusy dają plus”. Poza tym jeden z pierwszaków miał nie rozróżniać liczby „1,3” od „jednej trzeciej”.
– Ja wiem, że najlepszy sposób na zadowolenie tych rodziców to postawienie dzieciom ocen dopuszczających, ale jesteśmy w technikum, kończącym się obowiązkową maturą z matematyki mówi dyrektor ZSR.

Szkoła wiedziała, jakich kandydatów przyjmuje. Średnia ocen z matematyki na końcowym świadectwie z gimnazjum uczniów klasy, w której tli się konflikt, to 2,58.

Oprócz pierwszaków, matematyczka uczy m.in. w ostatniej klasie technikum architektury krajobrazu. Tam do przedmaturalnego semestru dotrwało 13 uczniów. Dwoje z nich zamierza studiować matematykę.

– To nie sztuka wystawić połowie klasy jedynki – uważa dr Jacek Stańdo z Centrum Nauczania Matematyki i Fizyki Politechniki Łódzkiej. – Jeśli szkoła zdecydowała się przyjąć uczniów ze słabszymi wynikami z gimnazjów, powinna też wiedzieć, jak je poprawić. Kluczowa jest diagnoza, która już po pierwszym miesiącu powinna wykazać, gdzie są braki konieczne do nadrobienia podczas zajęć wyrównawczych. Jeśli przyjmujemy kandydatów tylko po to, aby nauczyciele mieli w szkole pracę, potem nie narzekajmy na poziom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki