Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak mieszkający w Australii odwiedził Łódź. Jak ocenia nasze miasto? [LIST]

ab
Grzegorz Gałasiński/archiwum Dziennika Łódzkiego
Publikujemy list pana Jerzego Kortynskiego, który od wielu lat mieszka w Australii. W czerwcu odwiedził on Łódź, a swoimi wrażeniami z pobytu chciał się podzielić z naszą redakcją i Czytelnikami "Dziennika Łódzkiego". Poniżej cały list Jerzego Kortynskiego.

Mieszkam od wielu lat w Sydney i po trzech latach ponownie przyjechałem 27 czerwca do Łodzi w odwiedziny do rodziny. Pierwsze wędrówki i pierwsze wrażenia niestety nie są korzystne.

Zacznę od przechodzenia na przejściach dla pieszych. Jestem przyzwyczajony, że w Sydney wystarczy zbliżyć się do przejścia, by samochody zatrzymywały się. W Polsce, jeśli dobrze pamiętam, prawo też nakazuje zatrzymać się samochodom, by przepuścić pieszych na pasach. A tu stoję przy oznakowanym przejściu czekając aż się samochody zatrzymają, a one śmigają obok mnie tak, jakbym był niewidzialny.

Sporo czasu zabrało mi, by zdecydować się na wejście na pasy, bo czekając na skraju drogi aż się samochody raczą zatrzymać, to pewnie nigdy bym nie przeszedł. A co z osobami starszymi, słabo słyszącymi i widzącymi, lub inwalidami? Jedyne wyjście to zamknąć oczy, przeżegnać się, no i do przodu. A nuż się uda przejść bez usłyszenia pisku hamujących aut i kolizji. Łudziłem się, że to pojedynczy epizod, ale niestety to doświadczenie powtarza się przy każdej próbie przekraczania jezdni. A gdzie jest policja, by egzekwować istniejące przepisy?

Dostałem się w końcu na przystanek tramwajowy i chcę kupić bilety. Wiedziałem od rodziny, że bilety kupuje się w kioskach, wiec szukam takowego w okolicach przystanku, ale nie mogę znaleźć. W oddali ok. 400 m widzę budkę, więc idę tam. Faktycznie chyba kiosk, ale zamknięty a jest czwartek po 17-tej. Mam ważne spotkanie i nie chce się spóźnić. Czytam łódzkie gazety i znam problemy z kontrolerami, więc zastanawiam się co tu zrobić. Zdesperowany wsiadam do tramwaju i tu dowiaduję się, że bilet można kupić u motorniczego, więc sprawa wydaje się być załatwiona. Ale po czasie, gdy już kupiłem bilety w kiosku, zorientowałem się, że te u motorniczego są droższe. I znowu ciśnie się pytanie dlaczego mam przepłacać? Przecież to nie moja wina, że przy przystankach nie można kupić biletów.

Ale to nie koniec perypetii z biletami. Z gazet zrozumiałem, że od 1 lipca zaczynają się remonty ulic i utrudnienia w komunikacji, i w związku z tym ważność biletów będzie przedłużona. Na wszelki wypadek zapytałem się w kiosku i na przystanku, gdzie uzyskałem potwierdzenie, że od 1 lipca ważność biletów została wydłużona. Jakież było moje zdumienie gdy przeczytałem 5 lipca, że przedłużenie czasu wchodzi wżycie od 20 lipca. Oczywiście logicznym byłoby wprowadzenie zmian z biletami od 1 lipca, ale widocznie nie dla MPK i Urzędu Miasta Łodzi. Całe szczęście, że nie byłem kontrolowany w tym czasie, bo na bilecie 20-minutowym jechałem dłużej.

Mój syn jest studentem w Sydney, wiec oczywiście kupuje bilet ulgowy, ale mimo to mam wątpliwości czy kontrolerzy znają język angielski i uznają jego legitymację studencką? Ja znam polski, ale co maja zrobić turyści chcący korzystać z tramwajów i autobusów? Czy w hotelach i punktach informacyjnych są aktualne informacje jak korzystać ze środków komunikacji w Łodzi i regionie?

No i wszędzie te utrudnienia w związku z robotami drogowymi. Oczywiście dobrze, że się tyle robi, ale dlaczego nie przestrzega się podstawowych przepisów bezpieczeństwa? Tak się składa, że pracuję w budownictwie od ponad 30 lat i mam rozeznanie w tym jak roboty powinny być zabezpieczane. Weźmy dla przykładu skrzyżowanie ul. Pabianickiej z Jana Pawła II. Plac budowy nie jest w ogóle wydzielony i oznaczony. Nie ma wyznaczonych kładek dla pieszych, więc takowi przechodzą przez plac budowy pokonując wszelkie nierówności i niebezpieczeństwa z tym związane.

Ustawione w niektórych miejscach drewniane palety przy krawężnikach (prawdopodobnie specjalnie dla pieszych) w ogóle nie powinny być używane, bo nie tylko nie spełniają swojej roli, ale kreują dodatkowe niebezpieczeństwo, bo są popękane i stopa może w nich ugrzęznąć. Roboty postępują i sytuacja zmienia się co dzień. W jednym miejscu przechodnie brną w piasku, w innym po świeżym asfalcie, czy po ułożonym już chodniku, ale z pozostałymi niezabezpieczonymi pułapkami. W godzinach pracy przechodnie lawirują między pracującymi robotnikami i maszynami, co jest całkowicie niedopuszczalne. Widziałem jak dwie osoby prowadząc rowery umykało biegiem przed jadącą za nimi koparkę.

Innym razem dwie starsze panie podpierające się laskami przedzierały się przez plac budowy, by przedostać się na drugą stronę lub do przystanku tramwajowego. A przecież z ulic i środków komunikacji korzystają także ludzie niepełnosprawni, poruszający się przy pomocy chodzików i wózków, jak również niewidomi i to powinno być wzięte pod uwagę przy prowadzonych robotach drogowych. Powinny być zbudowane specjalne tymczasowe pomosty z barierkami wytyczające bezpieczne przejście oddzielone od placu budowy i pozwalające na bezpieczne przejście dla pieszych, jak i odpowiednie warunki pracy dla robotników.

Możliwe, że inwestor i wykonawca doszli do wniosku, że taniej jest nie budować tymczasowych bezpiecznych przejść dla wszystkich przechodniów (łącznie z niepełnosprawnymi) i w razie wypadku ponosić koszty odszkodowania. Bo jak nawet poszkodowana osoba zdecyduje się na ubieganie o odszkodowanie, to takie sprawy mogą trwać latami i są kosztowne, szczególnie dla poszkodowanych.

Oczywiście przy przebudowie Piotrkowskiej nie jest lepiej, a przecież jest ona wciąż wizytówką Łodzi i pierwszym miejscem do odwiedzenia dla turystów. Nowa nawierzchnia wygląda dobrze i jest wykonana z podobnych płyt granitowych jak ulice w centrum Sydney. Niestety, na tym podobieństwo się kończy. Panujący bałagan budowlany i brak odpowiednich zabezpieczeń nie sprzyja przyjemnemu korzystaniu z przebudowywanej ulicy Piotrkowskiej.

Łódzkiego powietrza i ulic nie zapylają już fabryki, ale miasto nie może sobie poradzić, lub nie chce rozwiązać problemu z wszechobecnym pyłem i brudem. Pozostawiany piach czy to po zimie, czy też w wyniku robót budowlanych powoli zamienia się w pył i zanieczyszcza całe miasto. Jest wdychany przez mieszkańców i osadza się na fasadach budynków, powodując, że te nowe czy odnowione zamieniają się w krótkim czasie w szare i brzydkie. Także obuwie i odzież brudzą się bardzo szybko. Dla przykładu w Sydney butów mogę nie czyścić przez miesiące, a tu muszę to robić w zasadzie codziennie.

Na przystankach tramwajowych i ulicach przepełnione kosze i walające się wokoło nich śmieci sprawiają niemiłe wrażenie. Zadbanie o porządek na ulicach (co wiąże się choćby z częstym opróżnianiem koszy, sprzątaniem ulic, usuwaniem chwastów z chodników, uporządkowaniem skwerów i łataniem dziur na bieżąco, by ludzie nie byli narażeni na wypadki), nie jest jakimś wielkim przedsięwzięciem, a znacznie by poprawiło wizerunek łódzkich ulic i umiliło życie łodzianom i odwiedzającym.

Powyższymi spostrzeżeniami dzielę się w nadziei, że pomogą one spojrzeć nieco inaczej na zasygnalizowane problemy i zainspirują władze miasta, by coś z nimi zrobiły i sprawiły, by w Łodzi żyło się przyjemniej i miasto stawało się atrakcyjniejsze dla turystów. Oczywiście można też zadowolić się powiedzonkiem "co kraj to obyczaj", potraktować moje spostrzeżenia jako narzekania i nic nie zmieniać.

Jerzy Kortynski, Sydney

Nasz adres: "Dziennik Łódzki", ul. ks. Skorupki 17/19, 90-532 Łódź, e-mail: [email protected]

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polak mieszkający w Australii odwiedził Łódź. Jak ocenia nasze miasto? [LIST] - Dziennik Łódzki

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki