Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja polowała w piątek na pieszych

Wiesław Pierzchała, współpr. mach, amag
To zdjęcie zrobili wczoraj w Łodzi policjanci z drogówki. Pani oczywiście dostała mandat
To zdjęcie zrobili wczoraj w Łodzi policjanci z drogówki. Pani oczywiście dostała mandat fot. KWP
Akcja "Niechronieni" w wykonaniu drogówki zaczęła się wczoraj o 6 rano i trwała do późnego wieczora. Policjanci ustawili się przy ruchliwych skrzyżowaniach w Łodzi, a także w miejscach, gdzie ludzie na-gminnie przechodzą w miejscach niedozwolonych. Posypały się stuzłotowe mandaty.

Wśród ukaranych był nauczyciel akademicki, który przechodził na czerwonym świetle na skrzyżowaniu al. Mickiewicza z al. Kościuszki. Policjanci byli zdumieni, gdy usłyszeli od niego, że zamiast wypisywać mandaty, powinni jedynie upominać i rozdawać ulotki z informacją, że na czerwonym się nie przechodzi. Nauczyciel tłumaczył się im, że złamał prawo, bo się zamyślił. A zamyślił się dlatego, że chwilę wcześniej dostał bezpłatną gazetkę.

Mężczyzna odmówił przyjęcia mandatu. W takiej sytuacji stanie przed sądem. Na tym może jednak wyjść jak Zabłocki na mydle, bo sądy w takich sytuacjach zazwyczaj karzą 100-złotową grzywną i każą pokryć koszty sądowe, co może tę sumę podwoić.

Dlaczego tak wielu Polaków przechodzenie na czerwonym ma we krwi? - Przepisy drogowe są znane, ale niekoniecznie przestrzegane. Norma wtedy jest przestrzegana, jeżeli znajduje się w systemie wartości człowieka. Jeśli rodzic mówi do dziecka, że na czerwonym się nie przechodzi, a potem ciągnie je za rękę, nie czekając na zielone, to taka norma w systemie wartości się nie znajdzie - tłumaczy psycholog Tadeusz Wiesław Bratos, przewodniczący Stowarzyszenia Psychologów Transportu w Polsce. - W Londynie byłem świadkiem, jak policjant wręcz zachęcał pieszych do przechodzenia na czerwonym, bo akurat nie jechały samochody, a on chciał rozładować ruch pieszych. Taka relacja jest dla Polaków nieosiągalna.

O beztrosce pieszych wiele powiedzieć mogą kierowcy autobusów MPK. - Zdarza mi się ostro hamować, żeby kogoś nie potrącić. Takie hamowanie jest niebezpieczne dla pasażerów, nawet gdy autobus jedzie 30 km/h. Kiedyś przy takim hamowaniu potłukła mi się pasażerka - mówi Jacek Małecki, kierowca z 25-letnim stażem. - Mnie w szkole uczono, że mam myśleć za pozostałych uczestników ruchu. Ale przypadków wtargnięcia na jezdnię jest tak dużo, że trudno je przewidzieć.

W zeszłym roku na łódzkich drogach zginęło 12 pieszych. W tym już troje.

* * * * *

Setki łodzian codziennie ryzykuje życie na ulicy
Łódź zmusza mnie do przechodzenia na czerwonym. Sygnalizacja na skrzyżowaniach wyregulowana jest fatalnie. Przez kilkadziesiąt sekund dla wszystkich kierunków ruchu potrafi palić się czerwone światło. Kuriozalne jest np. przejście przez ul. Narutowicza koło Dworca Fabrycznego - gdy tu zielone wreszcie zabłyśnie, wszyscy są już po drugiej stronie ulicy. Czy nadal będę przechodził na czerwonym? Retoryczne pytanie.
Sławomir Bukowski redaktor, pieszy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki