Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityczna hipnoza lisa Witalisa. Bajka Brzechwy spotyka w Teatrze Logos ks. Krasickiego [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Kostiumy Pauliny Łukasiewicz zaznaczają „zwierzęcość” postaci, będących alegorią ludzkich przywar. Na zdjęciu m.in. Luiza Łuszcz-Kujawiak, Monika Tomczyk, Jolanta Rzeczycka-Henke
Kostiumy Pauliny Łukasiewicz zaznaczają „zwierzęcość” postaci, będących alegorią ludzkich przywar. Na zdjęciu m.in. Luiza Łuszcz-Kujawiak, Monika Tomczyk, Jolanta Rzeczycka-Henke Zbigniew Fidos / Teatr Logos
Mucha nie siada - tak można by napisać o „Szelmostwach lisa Witalisa”, pierwszej premierze sezonu w łódzkim Teatrze „Logos”, gdyby recenzje ograniczyć do nośnego hasła. Ale można też na rzecz spojrzeć szerzej...

Bajkę Brzechwy zrealizował (a dokładnie zainscenizował, bo taki rozmiar ma jego praca) Marek Kasprzyk, aktor filmowy i teatralny, którego reżyserska pasja zaowocowała m.in. utworzeniem niezależnego Teatru Arterion i serią udanych spektakli.

„Szelmostwa...” to już inna, skądinąd, bajka, ale pokazuje z jaką powagą idzie Kasprzyk tą drogą. Przypowiastkowy utwór adresowany do dzieci został „przepisany” na widza dorosłego. Tego zabiegu w Łodzi dawno nie doświadczyliśmy. Przeprowadzony w sposób niezwykle przemyślany, skutkuje na scenie powiewem świeżości. Alegoryczne przedstawienie ludzkich charakterów w „Witalisie” przeniesione zostaje na poziom aluzji politycznych, dla których ramą w teatrze organizowanym przez ks. Waldemara Sondkę jest sprawne pożenienie Brzechwy (bez rozbicia narracji i eksponowania scenariuszowych „szwów”) z cytatami z bajek innego duchownego, biskupa gnieźnieńskiego Ignacego Krasickiego. Nieprzypadkowo. To autor „Monachomachii” przybliżył pokoleniom polskich czytelników oświeceniowe bajki Jeana de la Fontaine’a, w których tradycję wpisuje się z kolei Brzechwa.

Przywary zmieniają się w katalog grzechów niejako ponadpartyjnych: dającego się zwieść elektoratu i przebiegłych „wybrańców”. Skandalu zatem nie ma: ani to „Szelmostwa PiSa”, ani „rudego lisa i bandy” - co niektóre środowiska wpędzi w smutek.

Próżno też w Łodzi szukać takiej kultury słowa, jaką wypracowano w „Logosie”, i takiego obchodzenia się z wierszem - aktora i reżyserów. Wśród tych pierwszych króluje Dymitr Hołówko (jako Gospodarz i Narrator mówiący właśnie Krasickim), a także Karolina Łukaszewicz (Witalis) i Mirosław Henke (Wilk). Na marginesie, aktorzy, którzy w teatrach instytucjonalnych (Henke, Łukaszewicz) obsadzani są w lekkim repertuarze, w „Logosie” mogą tworzyć role dramatyczne, skomplikowane, wieloznaczne. Reżyser zaś ze słowa pisanego wyprowadził wytyczne dla aktorów. Niemal każda linijka przekłada się tu na kształt i charakter sekwencji i scen, na ogrywanie rekwizytu i kostiumów (jak wiele może powiedzieć nonszalanckie eksponowanie długaśnego lisiego ogona) i na drobne gesty aktorów, wśród których wybrzmiewa słowo: prześmiewcze, ironiczne, innym razem bardzo serio.

W znamionującej przedstawienie solidności jest też powaga w traktowaniu widza jako istoty cokolwiek inteligentnej, której nie trzeba mówić wszystkiego bezlitośnie wprost. Jest wiedza o osiąganiu maksimum efektów przy angażowaniu minimum środków: aktorzy poruszają się po długiej, wąskiej platformie, ustawionej skośnie w stosunku do długości niedużej sali „Logosu” i dwóch rzędów widowni; znikają za kotarą w ścianie przeciwległej do reszty widowni; podesty ogrywane są też do sygnalizowania zmiany miejsca akcji. Jest w tym także świadomość tradycji teatru, bez której sceny niezależne wpadają w artystyczne mielizny, stając się imitacją czegoś, czym nie są. „Logosowi” jest to tutaj oszczędzone.

Gdyby ktoś musiał koniecznie coś wytknąć, to może wskazać na różnicę między aktorstwem zawodowców a amatorów. Ale przecież profesjonalny warsztat zobowiązuje. Reżyser wiele jednak poczynił, by te nierówności rozmyć. Sceny zbiorowe, z których niejedna to majstersztyk dramaturgii i humoru, mają dobrze ustawionych liderów, role zdają się dopasowane do indywidualnych możliwości, eksponowana jest gra ciałem. „Witalis” trzyma poziom aż po finał, bardziej niejednoznaczny niż w oryginale. Trudno nie zapytać o rozmiar kary, którą wymierzono lisowi wpędzając w rozpacz, a i nie zauważyć, że jego miejsce na leśnym tronie zajął namaszczający go wcześniej wilk.

Premiera „Logosu” bardziej niż w polityczne aktualia wpisuje się w dyskusję (wątłą) o roli teatrów państwowych, które poddane są „logice” realizowania przedstawień nie dla lokalnej widowni, ale stołecznych recenzentów, których publikacje mają być miarą sukcesów. O zabetonowaniu scen przez pokolenie młodych, hołubiących estetyki „offowe” i o odpływie do nurtu niezależnego fachowców wywodzących się z instytucji. Pogłębienie tego procesu może doprowadzić do redefinicji sytuacji teatralnej alternatywy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki