Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityk idzie do komunii

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Dziennik Łódzki/archiwum/Grzegorz Gałasiński
Komunia naprawdę ludzi zmienia, choć Jarosław Kaczyński nie zasypał rowu, który dzieli polską prawicę. Jego spontaniczne "Zbyszku, wróć", do Zbigniewa Ziobry miało siłę symbolu powrotu syna marnotrawnego, ale ów symbol dźwigały czołówki portali internetowych tylko przez niedzielę.

Dlaczego? Bo syn marnotrawny zaprzeczył idei, przyznał, że ojcu chodziło tylko o pokazanie elektoratowi, że on, Ziobro, z PiS uszedł, a to przecież nieprawda. Jego wyrzucono "wskutek politycznego błędu". A to oznacza, że oczywiście współpraca między ziobrowską Solidarną Polską a PiS jest możliwa, ale sam powrót już nie. Tłumacząc na język strategii politycznych można to tłumaczyć tak, że i tej współpracy nie będzie. Ziobro przecież samobójcą nie jest, sam pamięta, jak Kaczyński zjadł prawicową przystawkę o nazwie LPR, na talerzu miał też też Polskę Plus, aż ta się opamiętała i doszło do - jak to dziś się oficjalnie tłumaczy - "reintegracji z PiS". Im bliżej do wyborów - nieistotne czy kalendarzowych czy przyspieszonych - takich spontanów ze strony prezesa Kaczyńskiego będzie więcej. Przecież jest jasne, że Kaczyński musi się z tej prawicowej magmy wyróżniać jak ofiary katastrofy smoleńskiej od jej "sprawców", nawet się nie zdziwię jeśli w ogniu kampanii Kaczyński nie postawi znaku równości między Ziobrą a Tuskiem. Ziobro nigdy nie będzie tak radykalny jak Kaczyński, a skoro nie chce wrócić do PiS, całkiem możliwe, że stanie w szeregu zdrajców razem z premierem. Dyskurs przecież musi się zaostrzyć. Tym bardziej inspirujące jest tło, na jakim prezes Kaczyński doszedł do hasła "Zbyszku, wróć". W wywiadzie dla "Dziennika Łódzkiego" mówi, że myśl ta naszła go podczas mszy. Ziobro siedział parę metrów od ekipy Kaczyńskiego, prezes po komunii spytał więc współpracowników, czy to dobry moment na pojednanie. Cóż, komunia jest przecież symbolicznym urealnieniem więzi z Bogiem i całą wspólnotą chrześcijan. Zachował się prezes bardzo wielkodusznie, przy okazji uświadamiając, że decyzje o wyrzuceniu Ziobry i wszystkich innych w całej historii PiS w kościelnych ławach nie zapadły z pewnością. Kto wie jak liczna byłaby to partia, gdyby Jarosław Kaczyński przyjmował komunię codziennie. Pewnie nie trzeba by dziś tej prawicy składać, a Platformie miałby kto patrzeć na ręce, bo PiS rzadziej zajmowałby się własnymi kłopotami. Zupełnie na marginesie przypomnę jak łódzki senator PO Maciej Grubski opowiadał niedawno, że do poparcia referendum w sprawie odwołania prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego sprowokował go sam Kropiwnicki i to w trakcie mszy. Prezydent potwierdził, ale z zastrzeżeniami - nie w trakcie mszy, a przed nią. Cóż, jak uczy przykład Kaczyńskiego, był to błąd. Mógł Kropiwnicki z Grubskim pogadać po tym, jak senator przyjął komunię. Może wtedy Kropiwnicki byłby syty, a dziś PiS na powrót cały.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki