Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityku! Bądź człowiekiem!

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski Dziennik Łódzki
Nieszczęśliwie się składa, że zajmowanie czołowych (a i tych mniej czołowych) urzędniczych stanowisk w państwie, nazywa się władzą. Oczywiście, między innymi dlatego, że przesiadywanie w urzędniczych fotelach rzeczywiście realną "władzę" daje. Ale tylko dlatego, że ci, co owe fotele zajmują, i ci, co zasiadających na te fotele wsadzają, tak ten stan traktują. Że to władza!

Władza zaś jest tak nęcącym pojęciem, iż przewraca w głowach. Kusi przez to często ludzi z kompleksami, dowartościowujących się przez poklask i możność już nawet nie podjęcia jakiejś decyzji, lecz owej władzy okazania. Tuż za nimi idą najbardziej zimni (a przez to może i najbardziej niebezpieczni) "biorcy" władzy, czyli ci, co chcą jej ze względu na jak najbardziej materialne profity, jakie ona ze sobą niesie. Władza sprawia, że często osoby znane nam wcześniej jako najbardziej nawet rozsądne i ludzkie, przechodzą na stronę wilków (nie obrażając wilków). Bo w przypadku "władzy" szczególnie siedzenie zmienia widzenie.

W Łodzi poczucie władzy przez ludzi "władzę" sprawujących odczuliśmy mocno podczas drugiej kadencji prezydenta Kropiwnickiego. Swoje apogeum arogancja urzędniczej "władzy" osiągnęła w niespełna rocznym okresie komisarycznym. Nowa "władza" niosła ze sobą zapowiedź zmiany tych obyczajów. I zaczęła od "zderzeń".

Awantura wokół planu likwidacji szkół w naszym mieście, której jesteśmy świadkami w ostatnich dniach, napawa smutkiem i złością. Bo po raz kolejny tych, dla których urzędnicze instytucje zostały powołane, wpędza się w poczucie bezsilności. A chyba nic bardziej nie odsuwa "obywatela" od "władzy". Rzeczą jasną jest, że ośrodki decyzyjne, jakie by one nie były, jeśli są przekonane o swojej słuszności i mają argumenty na jej poparcie, nie mogą ulegać naciskom i emocjom. Same też w emocje popadać nie mogą. Nikogo rozsądnego nie trzeba również przekonywać, że trudne czasy wymagają trudnych decyzji, a w takim momencie, niestety, znalazła się Łódź. Ale sprawując "władzę" ani na moment nie można zapomnieć, że za każdą decyzją stoją konkretni ludzie, z którymi są powiązani, choćby więzami rodzinnymi, kolejni konkretni ludzie. To niby oczywistość, ale ktoś, kto znajdzie idealny środek pomiędzy odpornością na "głos ludu" i konsekwencją w działaniu, a człowieczeństwem i ludzkim patrzeniem na sprawy, którymi się zajmuje, zapewne będzie mógł "rządzić" przez lata. A i nareszcie dobrą kartą zapisze się w historii miasta. Najgorsze, że tego nie można wymusić, ani specjalnie się nauczyć. Takim trzeba być. A tacy ludzie w naszym kraju do "władzy" nie idą. Koło się zamyka? Może jednak nie?

Może należy zacząć od tego, by urzędników, czyli tych, którzy mają nam służyć i urządzać życie tak, aby było łatwiejsze - a tylko dla formalności i odróżnienia nazywają się prezydentami, marszałkami, wójtami czy burmistrzami, tak samo, jak inni nazywają się stolarzami, barmanami czy profesorami - przestać nazywać władcami?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki