Przywykły z dawnych czasów, że w górach jest pustawo, a turyści - jeśli są, to milczą - zobaczyłem tłum. Spora część zachowywała się jak dzicz, co się zerwała z łańcucha: rzucała opakowania po lodach, papierosach, niedopałki, butelki, ciskała kamieniami w co popadnie i darła się wniebogłosy. Chyba tylko dzięki tym wrzaskom jakiś młody niedźwiadek przeżył, bo ze strachu został w krzakach, zamiast pokazać się tłuszczy. Gdyby ta cywilizowana banda go zobaczyła, pewnie by zatłukła, co już raz się zdarzyło.
Na turystyczne szlaki naród przeniósł zachowania coraz bardziej typowe dla naszych ulic. Śmieci nie donosi się do kosza, tylko rzuca, gdzie popadnie. Młodzież kupuje piwo lub gorzałę, po wyjściu ze sklepu pije z gwinta, a po opróżnieniu rozbija butelki o chodnik, jakby - jeśli już musi pić - nie można było odstawić na bok. Psie kupy dopełniają obrazu typowej ulicy polskiego miasta. Dlaczego?
Padło wychowanie w rodzinie i szkole. Wszystko wolno. Coraz częściej myślę z sympatią o znanym z opowieści sensacyjnym policjancie, który zawsze był na ulicy i wiedział, po co tam jest. A nawet o ulicznym milicjancie z epoki Gomułki. Może nie był za mądry, ale kiedy trzeba było, ślinił kopiowy ołówek, by wlepić mandat za niedopałek rzucony na chodnik lub za słowo na "k".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?