Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie drogi do Czarnej Madonny

Dariusz Piekarczyk
Zygmunt Labuda
Trwa kulminacja sezonu pielgrzymkowego. W tę sobotę mamy uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej. Z tej okazji na Jasną Górę, do Czarnej Madonny, idą pielgrzymki z całego kraju. Rekordziści, idący z Helu, pokonali około 640 kilometrów. 20 sierpnia wyruszy pielgrzymka z Pabianic, dzień później z Łodzi, potem Sieradza i Zduńskiej Woli.

Dla Eweliny i Krzysztofa Szałków pielgrzymki na Jasną Górę stanowiły przełom w ich życiu. Gdyby nie pielgrzymowanie, nie byliby razem. W podzięce dla Matki Bożej rok temu weszli na Jasną Górę w strojach ślubnych. Tuż przed wyjściem 33. Pieszej Pielgrzymki Kaszubskiej, czy jak kto woli Kaszebsko Pielgrzimki, pobrali się. Ślub zwieńczył pięć lat znajomości, która rozpoczęła się na szlakach do Czarnej Madonny.

Pielgrzymka - Katolickie Biuro Matrymonialne

- Jeśli katolik chce poznać żonę, niech idzie na pielgrzymkę - nie ma wątpliwości ksiądz Marek, jeden z uczestników 34. Pieszej Pielgrzymki Kaszubskiej na Jasną Górę.- Lepszej żony niż na pielgrzymce nie znajdzie.

- Coś w tym jest - potwierdza Ewelina Szałek, Kaszubka z Luzina (powiat wejherowski). - Ja męża, który jest z Koła, poznałam na naszej kaszubskiej pielgrzymce. On nie Kaszub, ale chciał iść na Jasną Górę w najdłuższej polskiej pielgrzymce, a idziemy około 640 kilometrów. I tak oto pojawił się na Helu. Zaliczyliśmy wspólnie pięć pielgrzymek, ja wcześniej byłam na siedmiu. Na pielgrzymce kaszubskiej poznali się moi rodzice Celina i Zygmunt. Mój brat także tu znalazł żonę.

- Postanowiliśmy w sposób szczególny podziękować Matce Boskiej za to, że jesteśmy razem - mówi Krzysztof, mąż Eweliny. - Ślub wzięliśmy w Sanktuarium Królowej Kaszub w Sianowie. To także Sanktuarium Pięknej Miłości. Ale przecież musieliśmy podzielić się swoją radością z Czarną Madonną z Jasnej Góry. Postanowiliśmy pokazać się Jej w strojach ślubnych.

- I weszliśmy do klasztoru jasnogórskiego, my i jeszcze jedna para, w strojach ślubnych - wtrąca Ewelina. - Ja w białej sukni z wiankiem na głowie, a mąż w czarnym garniturze, białej wykrochmalonej koszuli. Czuliśmy się wtedy wybrani spośród wszystkich. To było zwieńczenie wszystkich lat naszej znajomości, wspólnych pielgrzymek. Samo wejście do kaplicy Matki Bożej było porównywalne z naszym ślubem, ale ta radość była inna. To taka radość, którą czuje jedynie ten, kto przeszedł, choćby raz, całą pielgrzymkę, i nieważne czy taką na ponad 600 kilometrów, czy na kilkadziesiąt.

Życie płynie od pielgrzymki do pielgrzymki

Większość pielgrzymów przyznaje, że myślenie o kolejnej wyprawie na Jasną Górę rozpoczyna się wraz z końcem poprzedniej.
- Pielgrzymka wciąga - twierdzi Małgorzata Lange. - Potem już jest tak, że wiesz, iż musisz iść, nawet jeśli nie możesz pokonać całej trasy, ale choć trochę, po to tylko, żeby nie zawieść przyjaciół. Bo pielgrzymka ma w sobie to coś, tu rodzą się przyjaźnie, miłości. Jak już wrócimy do domu, to dzwonimy do siebie, posyłamy kartki na święta.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Ksiądz Marek wspomina, jak zachorował podczas jednej pielgrzymki. - Realnie myśląc, powinienem wtedy wrócić do domu, ale nie, wziąłem antybiotyki, bodajże trzy dni jechałem za grupą samochodem pielgrzymkowym i potem dalej w drogę. Dlaczego? Bo na pielgrzymce jest też niesamowita solidarność. Proszę mi wierzyć, że spośród tych, którzy zaczynają iść, niewielu odchodzi w trakcie. Jeśli już, to musi być konretny powód - mówi ks. Marek. - Kryzys fizyczny nie jest powodem. Jego można spokojnie pokonać. A przychodzi, przychodzi, na kaszubskiej pielgrzymce gdzieś trzeciego dnia.

Kaszebsko Pielgrzimka jest wyjątkowa

- I to bez dwóch zdań - twierdzi Andrzej, który na Hel przyjechał ze Sztokholmu, gdzie ma dobrze prosperujący zakład cukierniczy. - Na czas pielgrzymki kaszubskiej zamykam zakład i nic innego się nie liczy. Idę już ósmy raz. Tak długa droga to moje podziękowanie Matce Boskiej za moje życie.

- Ja idę, ale sam nie wiem, jak idę - twierdzi Antoni z Raciborza. - Jestem dekarzem. Trzy lata temu miałem wypadek podczas pracy. Złamałem jeden z dysków odcinka lędźwiowego. Przez dwa lata miałem bezwład nóg. Po operacji zacząłem chodzić. W jednej z gazet przeczytałem o najdłuższej pielgrzymce. Myślę sobie spróbuję, ile przejdę to przejdę, a tu proszę jestem blisko celu. Idę i dziękuję Czarnej Madonnie.

- Wie pan, czemu nasza pielgrzymka jest wyjątkowa - zapytuje Małgorzata Lange. - Także i dlatego, że Kaszubi praktycznie przez całą drogę idą z nami. Dla nich my jesteśmy manifestacją kaszubskości. Oni oddaliby nam wszystko, co mają. Po drodze, kiedy jesteśmy na Kaszubach, niczego nam nie brakuje. Potem, im bliżej Częstochowy, tym gorzej, ale rozumiemy to.

Jeszcze kilkanaście lat temu mieszkańcy wsi i miasteczek prześcigali się, żeby jak najbogaciej przyjąć pielgrzymów. Teraz jest znacznie gorzej. O kwaterę w domach niezwykle trudno. Z reguły pielgrzymi śpią w szkołach, świetlicach, remizach, a bywa, że i w stodołach. Zachowały się jednak "wysepki" gościnności. Tak jest choćby w Sieradzu, gdzie pielgrzymi z kaszubskiej "rozkradani" są pod kolegiatą przez mieszkańców i goszczeni czym chata bogata. Tu niczym nadzwyczajnym nie jest suto zastawiony stół, zasłane łóżka i pielgrzymi w domu.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Król wozaków też pielgrzymował

Jedną z wyjątkowych pielgrzymek w naszym regionie jest piesza pielgrzymka sieradzka. 22 sierpnia mieszkańcy ziemi nadwar-ciańskiej pójdą poraz 405. Tyle tylko, że owo 405 jest trochę umowne, bo nie wszystkie lata są udokumentowane. W Sieradzu jednak pielgrzymuje się z dziada pradziada. Pielgrzymka tutaj to świętość.

Przez wiele lat znakiem rozpoznawczym sieradzkiej grupy były wozy konne przykryte brezentowymi plandekami. Wozem numer 1 powoził Wacław Tęsiorowski, król sieradzkich wozaków.

- To było na początku lat pięćdziesiątych - wspomina pan Wacław. - Przyszedł do mnie proboszcz fary Apolinary Leś-niewski i mówi "Wacek, namów chłopów z Męki, Kłocka, Bogumiłowa, Dzigorzewa, Woźnik, Charłupi Małej i pojedźmy na Jasną Górę wozami. Nikt wcześniej wozami nie jeździł". Podchwyciłem pomysł proboszcza. Pojechaliśmy w ponad 30 wozów. Przykryte były plandekami. Panie kochany, jakie to było wtedy wydarzenie. Jak wjechaliśmy na Rynek Wieluński w Częstochowie, postój. Kto mógł i miał, przebierał się w stroje sieradzkie i do tego nasze chorągwie z fary. Jak wchodziliśmy, ludzie oniemieli. I jeszcze panu powiem, że ja, jak każdy sieradzak, miałem swoją chorągiew, z którą wchodziłem na Jasną Górę. Jak już przychodził sierpień, to byłem w innym świecie, zaczynałem myśleć o naszej sieradzkiej pielgrzymce. "Nie, nie idę, chory jestem" - próbowałem się wymigać. W końcu mówiłem sobie: "Wacek, Bóg dał ci zdrowie, idź podziękować".

Pięć lat temu, kiedy szła 400. pielgrzymka sieradzka, po raz ostatni pojechały wozy, bo już od wielu lat nie jeżdżą. Pojechały dwa lub trzy. I jechał pan Wacław.

Autopromocja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki