Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagali łódzkim klubom już przed drugą wojną światową

R. Piotrowski
Władysław Król atakuje bramkę Wisły Kraków strzeżoną przez Edwarda Madejskiego. Już w latach 30. miasta pomagały klubom [Fot. NAC, sygn. 1-S-2437-2]
Dotacje z budżetu miasta na sport, które ze względu na planowane cięcia spędzają sen z powiek włodarzom łódzkich klubów, znane były już w dwudziestoleciu międzywojennym. Tak wówczas, jak i teraz, pomoc ta była bardzo ważna i… niedostateczna.

Prezes ŁKS Tomasz Salski powiedział niedawno w rozmowie z portalem TuŁódź.pl, że gdy zdradził prezydentowi Płocka, jaką kwotą miasto wsparło klub w pierwszej lidze, ten początkowo sądził, że wymieniona suma dotyczy nie roku a jednego miesiąca.
Będzie jeszcze gorzej. W mieście włókniarzy sen z powiek spędzają działaczom łódzkich klubów informacje o cięciach w dotacjach na 2020 rok.

- W budżecie mamy zapisaną kwotę niższą niż ta, która była docelowo przekazana klubom w 2019 roku. Taki jest stan faktyczny – powiedziała jakiś czas temu w rozmowie z Dariuszem Kuczmerą wiceprezydent Joanna Skrzydlewska, a po chwili dodała, że postara się, aby dodatkowa pula środków znalazła się w drugim półroczu. Czy się znajdzie istotnie, nie wiadomo.

To wsparcie udzielane przez miasto stowarzyszeniom sportowym nie jest bynajmniej wynalazkiem naszych czasów. Już bowiem w odległej przeszłości „ojcowie miasta” dorzucali coś niecoś skarbnikom polskich klubów, bo na tej szerokości geograficznej charakteryzującej się specyficzną formą powiązań wynikających z realiów ekonomiczno-gospodarczych bliskie sercu mieszkańców drużyny często nie zdołałyby sobie poradzić bez takiej pomocy.

Ponoć pierwszą subwencję od miasta ŁKS otrzymał w 1927 roku. Pomogli wówczas zresztą nie tylko radni, bo poza 5 tys. zł od miasta, sypnął groszem wówczas Urząd Wojewódzki, choć tutaj dotacja z góry została przeznaczona za opłacenie zatrudnionych przy budowie Parku Sportowego w al. Unii bezrobotnych. Podobnie postąpił Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego, który przekazał ze swojej kasy łódzkiemu klubowi 40 tys. zł na budowę basenu, a drugie tyle dołożył w kolejnym roku.

Nasze kluby (nie tylko największy wówczas ŁKS) bywały wspierane przez łódzki magistrat i Towarzystwo Elektryczne (np. kwotą 3,5 tys. zł), lecz zwykle nie były to sumy zawrotne, dość powiedzieć, że w 1934 roku z tytułu sprzedaży biletów na spotkania piłkarskie ŁKS zarobił 23 tys. zł, taka wejściówka na mecz w pierwszej połowie lat 30. kosztował średnio 2 zł (robotnik za godzinę pracy otrzymywał około osiemdziesięciu groszy, urzędnik zarabiał około 300 – 350 zł miesięcznie, chleb kosztował 35 groszy, a cukier 1,45 zł za kilogram).

Oczywiście łódzkie kluby nie należały do grupy specjalnie uprzywilejowanych, bo miejskie samorządy wspierały w podobny sposób swoje drużyny w całym kraju, choć w młodym, borykającym się z szeregiem problemów państwie pomoc ta służyła przede wszystkim do łatania dziur w budżecie. Co więcej, radni pomagali,ale i... zabierali.

- Miarodajne czynniki powinny się też zastanowić nad formą przyjścia z pomocą klubom, nad zniesieniem obciążeń społecznych (podatki gminne) itp. Dla przykładu podam, że ze względu na stan finansowy zrezygnować musimy z trenera – żalił się na początku lat 30. prezes Wisły Kraków.

Roczny bilans przedwojennych klubów zwykle wychodził na minus. Na przykład w 1933 roku Warta Poznań (największy wówczas piłkarski klub w Wielkopolsce) zarobiła prawie 24 tys. zł (w tym, 5,5 tys. zł z dotacji miejskich), ale na swoje nie wyszła, bo na utrzymanie drużyny, zatrudnienie trenera, opłacenie kosztów administracyjnych, zakupienie sprzętu sportowego, amortyzację ruchomości i nieruchomości wydała w sumie ponad 31 tys. zł czyli więcej niż zarobiła.

Z tym dojmującym brakiem pieniędzy kluby, zwłaszcza te stosunkowe młode, radziły sobie rozmaicie. Na przykład w drugiej połowie lat 20. zarząd RTS Widzew zobligował wszystkich swoich członków do dziesięciogodzinnych prac przy niwelacji terenu na swoim obiekcie, kto zaś nie mógł stawić się na robotach osobiście, przekazywał w ramach zadośćuczynienia kwotę w wysokości 50 zł. Łódzki klub nie był tutaj wyjątkiem, podobnie radziły sobie inne, także znacznie większe kluby, w tym choćby wspomniana wcześniej Warta Poznań.

Co z tego wynika? Tak wtedy, jak i dziś, piłka w Polsce nie potrafiła na siebie zarobić i to pomimo tego, że przedwojenny futbol mógł liczyć swego czasu na wsparcie ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Spraw Wojskowych, Robót Publicznych, Komunikacji a także Zdrowia, a dotacje miejskie i rządowe przyczyniły się z czasem do rozwoju infrastruktury sportowej. Od czasów biednej jak mysz kościelna II RP nie zmieniło się więc wcale tak wiele.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki