Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ponad połowa pieniędzy z programu 500 plus trafiła na wieś

Redakcja
Rozmowa z Henrykiem Kowalczykiem, ministrem - członkiem Rady Ministrów, przew. Stałego Komitetu Rady Ministrów odpowiedzialnym za Ministerstwo Skarbu Państwa.

Nowe zasady dotyczące obrotu ziemią budziły ogromne emocje co najmniej przez kilka miesięcy od czasu ich wprowadzenia. Było sporo krytyki. Jedni obawiali się, że ceny gwałtownie spadną, bo uprawnionych do kupowania takich gruntów będzie znacznie mniej. Inni  twierdzili, że Agencja Nieruchomości Rolnych będzie się wtrącać w transakcje nawet między gospodarzami. Czy było się czego bać?

 

Obawy były przesadzone. Co prawda zapisy ustaw, które weszły w życie 31 marca 2016 roku  wyglądały trochę groźnie, ale tak je trzeba było zapisać, by nie można nam było zarzucić, że nie sprzedamy polskiej ziemi takim lub takim osobom, iż dyskryminujemy jakąś grupę. Chodziło tylko o to, by uchronić polską ziemię rolną przed obrotem spekulacyjnym, wykupem przez obcokrajowców. I to się udało! 

A Agencja Nieruchomości Rolnych nie będzie wtrącać się w transakcje między gospodarzami, odkupować ziemi. Przecież nadano jej dodatkowe uprawnienia, by stała na straży prawa, a nie po to, żeby zabierać grunty, które mają trafić do polskich rolników.  

 

Jednak ziemię rolną po niższej cenie można było kupić na rynku na krótko przed wejściem tych zmian. Teraz znowu grunty tanie nie są. Co takiego się stało?

Trudno wszystkich zadowolić, ale ci, którzy chcą ziemię sprzedać, cieszą się, że grunty nie są tanie. A ceny spadły rzeczywiście wtedy, gdy było już pewne, że wejdzie nowe prawo i ziemię będą mogli kupować głównie rolnicy, a nie spekulanci. Ten wysyp ofert sprzedaży na początku roku może świadczyć o tym, że m.in. spekulanci pozbywali się nieruchomości. Teraz wreszcie sytuacja na rynku się ustabilizowała, podstawowy cel został osiągnięty - ziemia rolna jest dla polskich gospodarzy. 

Ponad pięciuset rolników w kraju zdecydowało się na złożenie wniosków w ramach poddziałania „Płatności na rzecz rolników kwalifikujących się do systemu dla małych gospodarstw, którzy trwale przekazali swoje gospodarstwo innemu rolnikowi”.  To niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że zainteresowanie tą pomocą było ogromne. Nie chcą oddawać ziemi?

Możliwe, że niektórzy chcieli przekazać gospodarstwo, ale ostatecznie zrezygnowali ze względu na przywiązanie do ziemi. Niektórzy zapewne też przeanalizowali, co im się bardziej opłaca, a nie ma co ukrywać, że te dopłaty nie są wielkie i kiedyś się skończą. Trzeba się dobrze zastanowić, czy zakończenie działalności rolniczej to dobre rozwiązanie. Dobrze, że rolnicy podeszli do tych decyzji z rozsądkiem. 

 

Usłyszałam od jednego z gospodarzy, że ci, co odejdą z rolnictwa, na pewno będą mieli łatwiejsze życie. Bo w tym roku rolnikom pogoda nie sprzyjała - wielu poniosło straty z powodu mrozów, suszy, gradobicia, huraganów. Problemy się czasami nakładały - na przykład producenci mleka nie dość, że ponieśli straty z powodu suszy, to jeszcze mało dostają za surowiec. 

Producenci mleka rzeczywiście znaleźli się w trudnej sytuacji, bo ceny za mleko spadły. Moim zdaniem likwidacja kwot mlecznych w Unii Europejskiej była ogromnym błędem. Na szczęście ceny już odbijają się od dna. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.

 

Ceny w skupie trzody chlewnej odbiły się od dna, rolnicy bywają z nich nawet zadowoleni, ale afrykański pomór świń (ASF) w Polsce bardzo martwi właścicieli chlewni. Szczególnie tych, którzy mają duże stada. Jak można im pomóc?

Jeśli będziemy egzekwować przestrzeganie prawa, zasad dotyczących bioasekuracji - zarówno u tych, którzy mają duże, jak i małe stada - to uda się wygrać z afrykańskim pomorem świń.

 

Właściciele dużych stad trzody chlewnej narzekają jednak, że to głównie ci, którzy mają niewiele świń, lekceważą zasady dotyczące bioasekuracji.  

Tylko niektórzy mówią, że im się nie opłaca na przykład kupować mat dezynfekcyjnych, ale większość właścicieli małych gospodarstw to rozumie i przestrzega zasad bioasekuracji. Poza tym ogniska afrykańskiego pomoru świń pojawiały się nie tylko w małych stadach, ale i w tych dużych. Problem dotyczy też handlu zwierzętami.

 

W październiku weszły w życie przepisy dotyczące znakowania i rejestracji zwierząt gospodarskich. Czy pomogą w walce z ASF-em?

Mam nadzieję, że tak, ponieważ łatwiej będzie można sprawdzić drogę życiową zwierzęcia, kolejne przemieszczenia. A handel zwierzętami będzie dzięki temu lepiej skoordynowany. 

 

O nielegalnym handlu tzw. wybrakowanymi zwierzętami, czyli takimi po wypadkach lub z podejrzeniami chorób, pisaliśmy wielokrotnie. Z kolei już w czasie, gdy w Polsce stwierdzono pierwsze przypadki ASF-u, niektórzy rolnicy nadal kupowali warchlaki z niepewnych źródeł. Dlaczego tak ryzykowali?

Czasami to zwykła głupota, chęć „oszczędzenia” na kupnie tańszych zwierząt. Mogło być też tak, że czujność niektórych rolników została uśpiona, bo przez jakiś czas nie stwierdzono nowych ognisk afrykańskiego pomoru świń. A trzeba wymagać od wszystkich egzekwowania prawa - od dużych i małych. Po wprowadzeniu zmian w przepisach dotyczących znakowania i rejestracji zwierząt, weterynaria ma dodatkowe narzędzia, więc powinno być lepiej. 

 

Rolnicy mają nadzieję, że lepiej będzie w naszym kraju tym gospodarzom, którzy wezmą sprawy w swoje ręce, wspólnie będą pracować na zyski. Od niedawna odpowiada Pan  za pracę likwidowanego Ministerstwa Skarbu Państwa, któremu podlega Krajowa Spółka Cukrowa. Zarówno gospodarze, jak i pracownicy KSC, od dawna czekają na prywatyzację tej spółki. Czy jest na to szansa?

Szansa jest, ale prywatyzację należy przygotować umiejętnie.

 

Co Pan przez to rozumie?

Trzeba przygotować odpowiednie zabezpieczenia. Nie można dopuścić do tego, by ci, którzy staną się udziałowcami tak ważnej dla naszego kraju spółki, odsprzedali je komukolwiek. 

 

Proces prywatyzacji KSC rozpoczął się w 2011 roku, ale został przerwany po wykryciu nieprawidłowości, gdy udziały chciały przejąć podstawione osoby. 

Zatem decyzja o przerwaniu procesu prywatyzacji była słuszna!

 

Ale od tamtego czasu minęło kilka lat. Rolnicy nie chcą być tylko wyrobnikami, słabszymi ogniwami w  łańcuszku producentów żywności. Dziwi się Pan im, że chcą być wreszcie współwłaścicielami tak ważnej spółki?

Oczywiście, że im się nie dziwię, ale najpierw trzeba wypracować odpowiednie zabezpieczenia, by krajowa spółka pozostała w polskich rękach.

Zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego w czasie prywatyzacji przeszły rolnikom koło nosa, zakładów mięsnych też im się nie udało przejąć. Czy sądzi Pan, że nie odrobili zadania, nie pamiętają tej lekcji?

To nie o to chodzi. Dla wielu z rolników znacznie ważniejszy niż interes polskiej spółki jest byt ich rodzin.  Nie ganię ich za to, ale wiem, że także dlatego potrzebne są takie zabezpieczenia, które nie pozwolą np. na zbycie udziałów przez jakiś czas, albo ewentualnie dopuszczą sprzedaż tylko w gronie udziałowców. Bo musimy pamiętać, że mogą się znaleźć tacy, którzy będą chcieli przejąć te udziały dla większego zysku, a niektórzy nawet tylko po to, żeby stać się właścicielem firmy, a potem ją zamknąć i zlikwidować konkurencję. 

 

Poza tym znane są przypadki, gdy bycie udziałowcami na dobre polskim rolnikom nie wyszło. To dotyczy niektórych spółdzielni, gdzie zarząd oszukiwał gospodarzy, nie mówił im wszystkiego, czasami celowo coś przed nimi ukrywał. Efekt? Stracili pieniądze. Czasami nawet za surowiec im nie zapłacono. 

 

Częściej jednak za surowiec nie płacą im firmy, na które nie mają żadnego wpływu. Takich nieuczciwych podmiotów w Polsce wciąż jest sporo. Jak z nimi walczyć?

To rzeczywiście jest trudna sytuacja. Zwykle dotyczy nieuczciwych podmiotów prywatnych. Dlatego warto odbiorcę najpierw obserwować i to zanim przekaże mu się surowiec! Jeśli nie płaci w terminie, to trzeba  z takiego odbiorcy jak najszybciej zrezygnować, zamiast liczyć, że może będzie lepiej. 

 

Rolnicy mieli nadzieję, że przed skutkami takich problemów ochroni ich Fundusz Gwarancyjny. Czy w ogóle powstanie?

Jest na to szansa, ale na pewno nie powstanie on na takich warunkach, żeby tworzyły go wpłaty wyłącznie od rolników.  Płacić powinni także ci,  przez których gospodarze mogą mieć problemy - czyli właściciele punktów skupu płodów rolnych. No i potrzebny jest też wkład z budżetu państwa.

 

Na razie gospodarze stawiają na inną formę asekuracji - ubezpieczenie upraw przed np. skutkami suszy, gradobicia, złego przezimowania. Rolnicy już w październiku sygnalizowali, że firmom ubezpieczeniowym brakuje pieniędzy na  polisy z dopłatami państwa. Dlaczego tak się stało?

Wzrósł poziom dopłaty (z 50 do 65 procent), więc limity skończyły się wcześniej, chociaż na 2016 rok przeznaczono nieco więcej niż w poprzednim, bo około  dwustu milionów złotych. Rok wcześniej - to ok. 173 mln zł. Żeby rolnikom pomóc, przygotowaliśmy zmiany w ustawie dotyczącej ubezpieczeń i znacznie zwiększyliśmy poziom pomocy na dotowanie polis. W przyszłym roku będzie na ten cel około 900 milionów złotych!

 

W tym roku trafiła pomoc także do dzieci rolników. Jest Pan „ojcem chrzestnym” programu 500 plus. Gospodarze skarżą się, że ich dochody są często za niskie, żeby wziąć kredyt w banku, ale za wysokie, żeby skorzystać z pomocy społecznej. 

No i właśnie dlatego zależało mi na tym, żeby nie pomagać rodzinom z dziećmi poprzez np. zwiększanie ulgi podatkowej, bo wiedziałem, że wtedy wsparcie nie trafiałoby na przykład do rolników, osób ubogich czy bezrobotnych. Cieszę się z tego, że ponad połowa pieniędzy przekazywanych w ramach 500 plus trafia do osób mieszkających na wsi. Wreszcie rolnicy nie są wykluczeni z tej pomocy przez to, że nie płacą podatku dochodowego. 

 

Niektórzy mieszkańcy miast uważają, że rolnikom  nie należy się żadna pomoc. Co by Pan im powiedział?

Wytłumaczyłbym, że rolnikom nie ma czego zazdrościć. Owszem, tym którzy mają po kilkaset hektarów i więcej, żyje się dobrze, ale oni stanowią zdecydowaną mniejszość. W Polsce najwięcej jest małych gospodarstw. A jeśli ktoś uprawia np. około 20 hektarów, osiąga dochód w wysokości mniej więcej 60 procent dochodu spoza rolnictwa. Także dlatego wieś się zmienia i traci rolniczy charakter. Szczególnie miejscowości wokół dużych miast zamieniają się w sypialnie.  Gdyby praca rolnika była łatwa i bardzo dochodowa, to nie ubywałoby gospodarstw w Polsce i w innych krajach.  

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ponad połowa pieniędzy z programu 500 plus trafiła na wieś - Gazeta Pomorska

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki