MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Porażka z Arką, a słowem - kompromitacja [komentarz]

R. Piotrowski
Ełkaesiacy przegrali w sobotę siódmy mecz z rzędu [Fot. Grzegorz Gałasiński]
ŁKS przegrał w sobotę siódmy mecz z rzędu, a w starciu z Arką Gdynia skompromitował się nawet w opinii trenera Kazimierza Moskala. Przeszacowaliśmy możliwości ambitnego beniaminka, który na boisku nie potrafi zarządzać kryzysem i posyłany regularnie na deski przez szczwanych ligowych zabijaków, nie jest dziś w stanie stanąć na nogi o własnych siłach.

Kiedy wiosną 1977 roku rozpoczęła się runda rewanżowa piłkarskiej pierwszej ligi wydawało się, że prowadzonemu twardą ręką przez Leszka Jezierskiego ŁKS nikt nie zdoła odebrać wydawałoby się pewnego mistrzostwa Polski. A jednak, kibice łódzkiego klubu przecierali oczy ze zdumienia, rwali włosy z głowy, a drużyna, na którą kilkanaście tygodni wcześniej nie było w kraju mocnych, przegrała siedem meczów z rzędu i zamiast drugiego w historii tytułu musiała się zadowolić miejscem w środku tabeli.

Przed startem tegorocznych rozgrywek ekstraklasy nikt nie wymagał od zespołu trenera Kazimierza Moskala walki o czołowe lokaty, przekonujących zwycięstw nad Legią, Lechem czy Piastem, czy gry tak skutecznej jaką ełkaesiacy serwowali na zapleczu piłkarskiej elity. A jednak nikomu nie przyszłoby do głowy, zwłaszcza po obiecującym summa summarum początku, że beniaminek powtórzy wyczyn tamtej rozbitej kłótniami drużyny i zanotuje upokarzającą serię siedmiu porażek.

Dla reszty kraju ŁKS stał się dziś pośmiewiskiem i chociaż wielu spośród krytyków posługuje się na wskroś powierzchowną argumentacją, rzadko dotykając sedna problemu, ełkaesiacy nie mają wyjścia i rzeczoną krytykę powinni przyjąć z pokorą. Wie o tym Kazimierz Moskal, który poproszony po ostatnim gwizdku meczu z Arką Gdynia o komentarz, odparł, że postawę jego drużyny można podsumować tylko jednym słowem.

Słowo „kompromitacja” ciśnie się na usta nie tylko szkoleniowcowi, bo ełkaesiacy zostali w sobotnie popołudnie upokorzeni przez drużynę przeciętną, prezentującą prosty i mało przy tym wyrachowany futbol. Arka nie olśniła nikogo w Łodzi rewolucyjnym sposobem rozegrania piłki, zmianą tempa akcji czy indywidualnymi popisami jednego czy drugiego piłkarza, a sprytny manewr trenera Jacka Zielińskiego polegający na tym, by zrezygnować z klasycznych skrzydłowych na rzecz w sumie czwórki środkowych pomocników, choć godny uwagi (bo i zdał egzamin) trudno uznać za najwyższych lotów maestrię taktycznego kunsztu. Jak więc to możliwe, że starczyło to na ŁKS?

Zapewne starczyło dlatego ponieważ ŁKS ma dziś problem w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Głowa, nogi, sposób myślenia na boisku - szwankuje wszystko. Beniaminek zawodzi jako zespół, zawodzi także jako zbiór indywidualności, bynajmniej nie rozumianych tutaj jako splot ogniw zdolnych wspólnymi siłami odmienić przebieg spotkania, a zaledwie wyabstrahowanych z całości jednostek - pozbawionych siły przebicia i odwagi. Ich dojmująca boiskowa niedojrzałość i nieumiejętność wyciągania wniosków z wielokroć popełnianych błędów karze postawić znak zapytania na ich wiarygodnością. Prawda, ełkaesiacy zasłużyli na duży kredyt zaufania, ale dziś cały swój ogromny kapitał roztrwonili i dla wielu pod względem piłkarskim są bankrutami. Innymi słowy, wszystko muszą budować od początku.

Jakby tego było mało, od przegranego spotkania z Wisłą w Płocku ełkaesiacy kompletnie stracili wątek i snują na murawie opowieść tak niespójną, że trudno uwierzyć, że jeszcze kilka tygodni temu zachwycaliśmy się ich piłkarską skrojoną na romantyczną modłę koncepcją „futbolu na tak” (dla wielu – choć nie dla autora tego tekstu - już wówczas zakrawało to na donkiszoterię). Innymi słowy, drużyna Ramireza rozmieniła na drobne swój mit założycielski i to boli dziś kibiców chyba najmocniej. Skompromitowała nie tyle klub, w którym po wielu latach beznadziei zawitała wreszcie tzw. normalność (m.in. dyscyplina i wiarygodność finansowa), ile siebie samych czyli pierwszy zespół piłkarski, jakby nie było - wizytówkę klubu, która zawsze znajduje się na świeczniku i przez pryzmat której większość tzw. ekspertów buduje swoją narrację o klubie.

Bezecnie ogrywani na skrzydłach boczni obrońcy (Jan Grzesik i Artur Bogusz), źle czytający grę środkowi defensorzy (Kamil Juraszek i Jan Sobociński), wiecznie spóźnieni i już nie tak agresywni jak wcześniej w odbiorze pomocnicy (Maciej Wolski, Łukasz Piątek, Ricardo Guima), mało wydajni zagubieni skrzydłowi (Daniel Ramirez i Jose Pirulo) i w końcu pozbawiony wsparcia napastnik (Rafał Kujawa) składają się na ponury obraz drużyny rozbitej przez Arkę Gdynia.

Co gorsza, z pomeczowej wypowiedzi trenera Kazimierza Moskala można wywnioskować, że upokarzająca seria niepowodzeń, tak jak i sama ekstraklasa, przerosła kilku zawodników. Z tego też powodu szkoleniowiec meczową kadrę okroił do zaledwie kilkunastu zawodników, pozostali bowiem potrzebują jego zdaniem chwili na swoistą autorefleksję (choć akurat brak np. Patryka Bryły, który w sobotę wystąpił w meczu rezerw, a w meczach z Legią i Wisłą brał udział w akcjach bramkowych, wytłumaczyć naprawdę trudno). ŁKS nie potrafi na boisku zarządzać kryzysem i pogrąża się z każdym tygodniem coraz bardziej.

Włodarze łódzkiego klubu wespół z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą (i prawdopodobnie także trenerem) źle oszacowali potencjał drużyny lub też ze względu na dyscyplinę finansową nie mogli dać jej niczego więcej. Dziś oczywiście łatwo jest być mądrym po szkodzie, ale wydaje się, że świetny sezon w pierwszej lidze, wysokie zwycięstwa w przedsezonowych sparingach (a potem i te cztery punkty zdobyte w dwóch pierwszych meczach) uśpiły czujność ludzi ŁKS i chociaż w al. Unii 2 niczym mantrę powtarzano słowa o „sportowej pokorze”, tymi małymi sukcesami zachłysnęło się zbyt wielu.

Skutkiem tego przeszacowania okazują się proste frustrujące błędy piłkarzy, którzy chcą, ale nie potrafią, próbują, lecz niewiele im wychodzi, wskakują na ligowy ring, ale raz po raz rzucani są na deski. Dlaczego? Bo brakuje im tego dodatkowego ułamka sekundy, by podjąć na boisku właściwą decyzję; bo widocznie brakuje im również umiejętności, by pod presją przeciwnika dokładniej przyjąć lub zagrać piłkę, wyjść w odpowiednim momencie na pozycję, znaleźć i wykorzystać słabe punkty rywala, w końcu realizować koncepcję taktyczną trenera Kazimierza Moskala.

To żaden wstyd popełnić błąd, głupio natomiast nie wyciągnąć z niego wniosków. Budowany z pomysłem klub musi się z tym problemem zmierzyć, niestety do końca rundy jesiennej pole ma mocno ograniczone. Czy drużyna jest już pośmiewiskiem? Cóż, jeśli na szyderczy rechot zasługują błędy w selekcji (prawda, że opłakane w skutkach) i marzenie o drużynie, która pragnie dać przyzwyczajonej do ligowej młócki publiczności nieco więcej prozaicznej radości, to tak - drużyna trenera Moskala takim pośmiewiskiem faktycznie dla wielu dziś się niestety stała. Pytanie, czy zdoła się ten cały ciężar beznadziei w końcu godnie dźwignąć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Miliard Cristiano Ronaldo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki