Minister obrony Tomasz Siemioniak awansował właśnie na pułkownika rotmistrza Witolda Pileckiego, zamordowanego przez komunistów w 1948 roku bohatera II wojny światowej i niepodległościowego podziemia. Niesamowita karta. Walczył z bolszewikami w 1920 roku, w kampanii wrześniowej, pozwolił ująć się w ulicznej łapance, by trafić do Auschwitz, uciekł stamtąd, po wojnie wrócił do kraju znów do konspiracji.
O takich ludziach trzeba wciąż przypominać. Ale czy przez sztuczne awanse? Czy za 10 lat następny minister obrony nie uzna, że czas awansować pułkownika Pileckiego na generała Pileckiego? Dlaczego nie wystarczy "rotmistrz Pilecki", który wrył się już w pamięć młodego pokolenia Polaków?
Podobna historia była ze słynnym Warszycem, czyli kapitanem Stanisławem Sojczyńskim, bohaterskim partyzantem z Radomska, zamordowanym przez komunistów w 1947 roku. Od 2009 roku dzięki prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu kapitan Warszyc jest pośmiertnym generałem brygady. Można zrozumieć nacisk środowisk kombatanckich, ale od prezydenta i ministra można oczekiwać zdrowego rozsądku. Właśnie w trosce o to, by nie robić karykatury z upamiętniania bohaterów. Za chwilę ktoś mianuje generałem brygady Jana III Sobieskiego w uznaniu zasług za odsiecz wiedeńską.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?