Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powroty i... trudne pożegnania

Joanna Leszczyńska
Po wojnie w równie trudnych warunkach żyli Polacy i  Żydzi
Po wojnie w równie trudnych warunkach żyli Polacy i Żydzi archiwum Gminy Żydowskiej Łódź
Przed wojną w Łodzi żyło 230 tysięcy Żydów, dziś tylko tysiąc - o powojennych relacjach między Polakami i Żydami.

Spośród prawie 50-osobowej rodziny Kownerów, spolonizowanych łódzkich Żydów, wojnę przeżył tylko Leon i jego wuj Józef. Po wyzwoleniu Leon nie zdecydował się jednak na życie w Łodzi, ani w innym polskim mieście. W lipcu 1945 r. wyjechał do Czechosłowacji, bo dowiedział się, że Sonia, jego wielka miłość z łódzkiego getta, mieszka w Pradze.

- I tak dla miłości, zresztą nigdy nie spełnionej, opuściłem starą ojczyznę, w której przodkowie żyli setki lat - mówi Leon Kowner, dziś mieszkający w Izraelu.

Mimo że zdecydowana większość łódzkich Żydów straciła życie podczas wojny, po wyzwoleniu Łódź stała się jednym z najważniejszych centrów życia społeczno-kulturalno-politycznego żydowskiej mniejszości. Do Łodzi wracali Żydzi, którzy ocaleli w obozach koncentracyjnych, przetrwali wojnę w Związku Radzieckim, ukrywający się na terenie całego kraju oraz Żydzi z Kresów Wschodnich. W marcu 1945 r., jak wynika z rejestru urzędu miejskiego, w Łodzi mieszkało 1000 Żydów, a w grudniu już prawie 11 tysięcy. Jednak Wojewódzki Komitet Żydowski podawał, że jesienią 1945 r. w Łodzi mieszkało znacznie więcej Żydów niż wynikało to ze statystyk miejskich: ponad 30 tysięcy. Nie wszyscy Żydzi przyznawali się do swojego pochodzenia.

Wojewódzki Komitet Żydowski był oddziałem powstałego w 1944 r. w Lublinie Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. Na czele łódzkiego komitetu stał Michał Mirski (Hersz Tabacznik), działacz Polskiej Partii Robotniczej (PPR). Jak twierdzi dr Janusz Wróbel, historyk z łódzkiego IPN, komuniści odgrywali dużą rolę w żydowskim komitecie, ale oprócz PPR byli w nim też działacze innych, głównie lewicowych partii żydowskich, m.in. Bundu.

Żydzi, którzy ocaleli z zagłady, byli często schorowani i w fatalnej sytuacji materialnej. Wojewódzki Komitet Żydowski wspierał ich finansowo, rozdawał ubrania i rzeczy codziennego użytku, a także organizował jadalnie. Z jego inicjatywy zorganizowano trzy przedszkola, dom dziecka na Helenówku i bursę.

Prężnie jak na trudne powojenne czasy rozwijało się żydowskie życie kulturalne. W latach 1945-1949 ukazywało się w Łodzi ponad 20 tytułów prasy żydowskiej. Powstał Związek Literatów i Dziennikarzy Żydowskich, na czele którego stanął Bernard Mark. W sierpniu 1946 r. powstał Łódzki Teatr Żydowski. W pierwszych latach po wojnie działały już dwie szkoły żydowskie. Najsłynniejsza, przy ulicy Więckowskiego, nosiła imię poety Icchaka Pereca. W drugiej szkole językiem podstawowym był hebrajski. Uczyła się tam młodzież, która chciała wyjechać do Palestyny.

Żydzi nie czuli się tu bezpiecznie. Ofiarą złodziei i bandytów padali częściej niż inni mieszkańcy. W sierpniu 1945 r. jednej nocy bandyci pobili i obrabowali trzy rodziny żydowskie, a milicja odmówiła od nich przyjęcia zeznania. - Odradzał się antysemityzm - twierdzi dr Janusz Wróbel. - Po Łodzi i okolicznych miasteczkach krążyły plotki o wyjątkowym uprzywilejowaniu Żydów, którzy jakoby korzystali z wysokich zapomóg finansowych i otrzymywali większe niż Polacy przydziały żywności oraz innych trudno dostępnych artykułów. Rosła w związku z tym niechęć do Żydów, podsycana informacjami, że nie chcą pracować na produkcji, że interesują ich tylko kierownicze stanowiska. Rzekomo miało to prowadzić do usuwania Polaków z pracy, by ich miejsca zajęli Żydzi. Plotkowano też, że gorliwie popierają władzę komunistyczną i gotowi są do wszystkiego, by pognębić Polaków krytycznie nastawionych do rządu i dlatego tak wielu Żydów wstępowało do bezpieki i pracowało w wymiarze sprawiedliwości.

Janusz Wróbel przytacza antyżydowskie plotki, pochodzące z raportów bezpieki i władz partyjnych. Na przykład w Aleksandrowie Łódzkim opowiadano, że polskie dzieci miały mniejsze przydziały mleka niż żydowskie i że Żydzi wracający z obozów dostawali 7 tysięcy zapomogi, a Polacy zaledwie 500 złotych.

- Polscy Żydzi na dużą skalę korzystali z materialnej pomocy American Joint Distribution Committee - twierdzi dr Wróbel. - Pomagały im też rodziny, mieszkające w USA. Wywoływało to zawiść Polaków, nie znających źródeł i skali pomocy.

Na antysemickie nastroje w Łodzi zwracały też tajne raporty funkcjonariuszy NKWD. Jeden z nich, z września 1945 r., dotyczył strajku w fabryce włókienniczej Geyera. Przyczyną strajku były plotki, że dyrektor techniczny był Żydem. Działacze zakładowego komitetu PPR i związków zawodowych wyjaśniali robotnikom, że to nieprawda. Strajki były też w innych fabrykach. Ludzie żądali, aby przesunąć Żydów ze stanowisk kierowniczych na produkcyjne. Sytuacja była tak napięta, że do Łodzi przyjechał Wiesław Gomułka i Hilary Minc, minister przemysłu.

Zdaniem dr. Wróbla, trudno udowodnić tezę, że Żydzi odgrywali szczególną rolę w narzucaniu Polsce ustroju komunistycznego i represjonowaniu polskich patriotów, ale fakt, że zajmowali ważne stanowiska w łódzkiej bezpiece, sądownictwie i komunistycznej partii, wystarczał do przywołania starych antysemickich stereotypów.

W Wojskowym Sądzie Rejonowym (WSR) w Łodzi i prokuraturze nie przeważały osoby pochodzenia żydowskiego, podobnie jak w łódzkim Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego. Jednakże Żydzi zajmowali tam wysokie stanowiska, co nieprzychylnie komentowano. Na przykład w latach 40. zastępcami szefa WSR był Leo Hochberg i Michał Salpeter, którzy wydali wiele wyroków śmierci na polskich patriotach, nagłaśnianych przez propagandę.

W sierpniu 1949 r. PZPR w ramach polityki likwidacji wszelkich niezależnych partii, organizacji i instytucji zlikwidowała także organizacje i instytucje mniejszości żydowskiej. Ta zmiana polityki państwa wobec Żydów, antysemityzm części społeczeństwa, a także zmuszanie Żydów do pracy w spółdzielczości, rozwijanej według komunistycznej ideologii, sprawiały, że Żydzi chcieli wyjechać w Polski.

Zachęcały ich także do tego organizacje syjonistyczne. We wrześniu 1947 r. władze polskie zgodziły się na legalną emigrację Żydów do Izraela. Wielu łódzkich Żydów wtedy tam wyjechało, ale także do krajów Europy Zachodniej i USA. Pod koniec 1950 r. w Łodzi było już 10-15 tysięcy Żydów, przy czym tylko część przyznawała się do żydowskiego pochodzenia. Dziesięć lat później było ich już od 3 do 3,5 tysiąca. Ci, którzy zostali przeważnie zrywali z tradycją żydowską. Często zmieniali też nazwiska na polskie, co też miało miejsce tuż po wojnie.

Nie zrobiła tego jednak żyjąca od pokoleń rodzina Lilki Rozenbaum-Elbaum. Jej ojciec pracował na średnim, kierowniczym stanowisku w Łódzkich Zakładach Mięsnych. Lilka chodziła do liceum im. Pereca.

- Czasami ze strony młodzieży z innych szkół dochodziło do małych antysemickich incydentów przy okazji wspólnych szkolnych imprez, np. w marszu pierwszomajowym - wspominała kilka lat temu w wywiadzie dla naszej gazety Lilka Rozenbaum-Elbaum, której rodzina po Marcu 68 wyjechała do Kanady. - Niektórzy z nas bali się nosić tarczy szkolnej, gdyż obawiali się zaczepek.

Jej ojciec dopiero po Marcu spotkał się z przykrościami w pracy. Koledzy sugerowali mu, aby wyjechał, gdyż nie będą mogli nic dla niego zrobić, gdy przyjdzie nakaz zwolnienia go.

Z materiałów MSW wynika, że do końca sierpnia 1969 r. z Łodzi wyjechało 1019 osób pochodzenia żydowskiego. Większość wyjeżdżała z biletem w jedną stronę, bez prawa powrotu. Według szacunków historyka Dariusza Stoli, spośród Żydów, którzy wyemigrowali z Polski po Marcu 1968 roku łodzianie stanowili 10 procent.

- To byli ludzie, którzy czuli się bardziej Polakami żydowskiego pochodzenia niż Żydami - mówi Paweł Spodenkiewicz z łódzkiego oddziału IPN. - Było w tej grupie wielu komunistów. Część sympatyzowała z Izraelem. Piętnowano wówczas tę podwójną tożsamość osób pochodzenia żydowskiego. A przecież nie jest to niczym złym. To tak jakby mieć za złe Polakowi w Ameryce, że czuje się jednocześnie Polakiem i Amerykaninem i podczas parady Kazimierza Pułaskiego maszeruje z polską flagą.

Emigrował cały przekrój społeczności żydowskiej, nie tylko inteligenci i intelektualiści. Wyjeżdżali też ludzie bardzo prości, pracownicy spółdzielni, czy rzemieślnicy. Wszyscy, którzy poczuli się zaniepokojeni kampanią antysemicką, która udzieliła się części społeczeństwa.

Dziś do Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi należy około 350 osób. - Szacuję, że w Łodzi mieszka około tysiąca osób pochodzenia żydowskiego - mówi Symcha Keller, przewodniczący gminy.

- Jak widać większość nie chce jednak przyznawać się do tego, ani uczestniczyć w życiu gminy. Dlaczego? Nie ma tygodnia, abym nie był wyzwany na ulicy w Łodzi, przeważnie przez chuliganów. Ja sobie z tym radzę, nie pozwalam się obrażać, ale nie każdy chce się zć tym mierzyć.

Joanna Leszczyńska
Korzystałam z pracy dr Janusza Wróbla ''W cieniu Holocaustu'', zamieszczonej w Biuletynie IPN w numerze 11 z 2005 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki