Było przed godziną drugą w nocy, gdy pod kamienicę - budynek wielorodzinny przy ulicy Partyzantów w Piotrkowie - podjechały trzy samochody straży pożarnej. Z klatki schodowej budynku wydobywały się kłęby czarnego dymu.
W środku nocy ewakuowano wszystkich mieszkańców kamienicy, łącznie siedemnaście osób, w tym siedmioro małych, przestraszonych dzieci.
Zagrożenie ich zdrowia i życia spowodował... ich ojciec. 37-latek jest podejrzewany o podpalenie łóżeczka, które stało na korytarzu pod mieszkaniem jego rodziców. Tu mieszka żona, z którą jest w separacji. Tu też spały jego dzieci i dwoje przysposobionych przez jego rodziców, którzy stanowią dla dziewczynek rodzinę zastępczą.
- Wszyscy spaliśmy, nikt się nie spodziewał - opowiada Agnieszka Godecka. Kobieta jest jeszcze rozstrzęsiona. Po ewakuacji resztę nocy spędziła w szpitalu z córką. To ona pierwsza zareagowała na alarm, podniesiony przez sąsiadkę z piętra wyżej.
- Córka zobaczyła światła samochodów strażackich, potem słychać było sąsiadkę, podeszła do drzwi, tam były kłęby dymu i uciekła - opowiada pani Agnieszka. - Strażacy myśleli, że zemdlała w tym czadzie, bo wyważyli drzwi i tak weszli do mieszkania.
Dziewczynce nic się jednak nie stało, ale ze względu na czas, jaki spędziła w silnie zadymionym przedpokoju, została w szpitalu na obserwacji.
Paliło się drewniane łóżeczko, które stało na klatce schodowej. W nim dziecięce ubrania. Wszystko czekało na przeprowadzkę. Pani Agnieszka tymczasowo mieszka u teściów, łącznie w mieszkaniu przebywało feralnej nocy 11 osób.
Nad ranem policja zatrzymała do wyjaśnienia 37-latka, męża pani Agnieszki. Mężczyzna, jak mówi Ewa Drożdż z zespołu prasowego policji w Piotrkowie, czaił się w pobliżu kamienicy. Był kompletnie pijany.
- Miał ponad dwa promile, trafił do policyjnej izby zatrzymań do wytrzeźwienia. Wtedy zostaną z nim przeprowadzone czynności - mówi Ewa Drożdż.
Pani Agnieszka i jej mama, która przyjechała na miejsce, nie są zaskoczone faktem, że podpalaczem może okazać się mąż i ojciec oraz zięć.
- Już ze trzy lata temu podpalił śmietnik, on nadużywał alkoholu - przyznaje kobieta, a jej mama dodaje, że nad lokatorami czuwała opatrzność.
- To łóżeczko paliło się tuż pod rurami z gazem, to cud, że to wszystko nie wybuchło - mówi mama pani Agnieszki. - Mówiłam, że musi dojść do tragedii, żeby zrobić z nim porządek...
Pomocy lekarskiej wymagały wszystkie dzieci w wieku od 3 do 16 lat.
- Syn był roztrzęsiony - mówi pani Agnieszka.
Akcja strażaków zakończyła się w środku nocy około godz. 3.30. Ewakuowani mieszkańcy czas do powrotu do mieszkań spędzili w autobusie MZK, podstawionym przez referat zarządzania kryzysowego. Od rana sprzątali ślady pożaru i nocnej akcji straży. Teraz, jak tłumaczy Marek Domański, szef referatu zarządzania kryzysowego UM w Piotrkowie Tryb., zajmą się nimi pracownicy socjalni.
Jeszcze tej samej nocy podpalacz został zatrzymany. W czwartek usłyszał zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. W piątek sąd zdecyduje o zastosowaniu wobec niego środka zapobiegawczego. Mężczyźnie grozi kara nawet do 10 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?